Postawa obywateli wobec tyrana oraz dopuszczalność tyranobójstwa

Niedawno temu otrzymałem w komentarzu pytanie następującej treści:

Szanowny Panie – chciałbym zwrócić się do Pana z uprzejmym zapytaniem o następującej treści: czy teoretycznie możliwe jest zaistnienie moralnie usprawiedliwionego (“sprawiedliwego”) powstania ludności przeciw tyrańskiej władzy (mam w zasadzie na myśli jej ekstremalne przypadki), zważywszy na, tak mi się wydaję, brak aprobaty względem takiego rozwiązania u katolickich teologów (poza możnością niejako “samodzielnego” zgładzenia tyrana)? Z góry dziękuję za odpowiedź.

Pytanie to w zasadzie sprowadza się do tego, czy wolno („czy godzi się”, an licitum sit) zgładzić tyrana i jeśli tak, jakie są tego warunki. Jako że pytanie nie rozróżnia władzy nieprawowitej od władzy prawowitej, ale tyranicznej (nadużywającej swych prerogatyw), odpowiem na pytania dotyczące postawy obywatela wobec obu. Zaznaczę, że nie jest nawet konieczne odnoszenie się do opinij teologów w tej materii, jako że jest to pytanie dotyczące polityki, czyli porządku przyrodzonego. Porządek nadprzyrodzony zaś go zakłada i nie może z nim być sprzeczny (Bóg jest Stwórcą zarówno jednego jak i drugiego). Choćby greccy filozofowie rozważali ten temat na długo zanim Chrystus Pan założył Kościół.

Ale że rozmaici teologowie wypowiadali się na ten temat, ułatwia to nam znacznie sprawę.

Kilka jednak uwag wstępnych. Podstawy polityki (jako nauki) to pojęcia dobra wspólnego, władzy, form rządu i jej form zwyrodniałych, etc., ale nie będę tu tego rozstrząsał. Jednakże, ponieważ wiedza w tym temacie jest znikoma wśród zarówno społeczeństwa jak i oligarchii (oligarchij) nami rządzącej, zaznaczę tylko, że dobro wspólne (które nie jest sumą dóbr jednostkowych! Jest innej natury) w porządku naturalnym jest celem władzy politycznej i jej formalnym obowiązkiem. Gdy się władza sprzeciwia dobru wspólnemu staje się tyraniczna, ale z samego tego faktu nie staje się nieprawowita.

Z drugiej strony, dobro wspólne to przyczyna celowa bliższa społeczności politycznej, jej racja bytu, bez jej zapewnienia taka społeczność się prędzej czy później rozlatuje (chyba że jest sztucznie utrzymywana przez terror taki czy inny). Ponadto, definicja prawa zawiera w sobie pojęcie dobra wspólnego jako jego celu (ordinatio rationis ad bonum commune ab eo qui curam habet… – rozporządzenie rozumu dla dobra wspólnego wydane przez tego, który ma pieczę nad wspólnotą).

To powiedziawszy, możemy mieć do czynienia z tyranem, który jest nieprawowitym władcą albo prawowitym władcą, który przez porzucenie właściwego sobie celu, jakim jest troska o dobro wspólne, staje się tyraniczny. Teologowie dokonują tego rozróżnienia określając pierwszego mianem tyrana uzurpatora (tyrannus tituli vel usurpationis), a drugiego mianem tyrana rządów (tyrannus regiminis).

I tak:

1) Każdy może zabić tego pierwszego (jak twierdzą katoliccy teologowie za św. Tomaszem, podając za przykład zabójstwo Cezara),

2) Ten drugi może być zamordowany tylko we współpracy z jakąś władzą publiczną (niższego szczebla), czyli jak gdyby z mandatu społeczności. Św. Tomasz jest tu ponownie przytoczony (II Sent., dist. XLIV, q. II, a. 2).

Ten wielki skrót czerpię z przytaczanej już przeze mnie na blogu książki x. Meinvielle’a Katolickie pojęcie polityki z końca rozdziału II: „Problem suwerenności”. Autor rozwija ten temat na poprzedzających ów ustęp kartach, a sprawa przedstawia się następująco:

Gdy mamy do czynienia z władcą/rządem, który z pierwotnie prawowitego stał się tyraniczny (ale pozostaje prawowity/a), istnieją cztery możliwe postawy obywatela:

1) opór pasywny: nieposłuszeństwo wobec niesprawiedliwych praw;

2) czynny opór prawny: wywieranie nacisku używając dozwolonych (w oryg. „legítimos”, fr. tłum. „légitimes”) środków (legalnych lub nie, to znaczy, dozwolonych lub nie przez prawo pozytywne czyli stanowione) w celu zmiany prawa (tak dodam tu na marginesie, że jest to punkt bardzo trudny do zrozumienia dla nowoczesnego człowieka, a to pod wpływem różnych prądów wywodzących się do Makiaweliusza, Grocjusza, ale i Kanta oraz Hegla, że mianowicie dozwolone jest tylko to, co legalne, czyli dozwolone przez prawo stanowione);

3) czynny opór zbrojny: sprzeciw wobec wykonania (niesprawiedliwego) prawa używając siły, nawet zbrojnej, jeśli to konieczne;

4) bunt (oryg. „rebelión”, fr. tłum. „révolte”): przedsięwzięcie inicjatywy ofensywnej przeciwko władzy (autorytetowi), od którego wywodzi się (niesprawiedliwe) prawo.

Pierwsza postawa jest obowiązkowa, gdy ma się do czynienia z prawami przeciwnymi katolickiemu sumieniu (sprzeczne z prawem naturalnym, moralnością chrześcijańską, etc.). Druga jest dozwolona. Czwarta jest oczywiście zawsze niedozwolona. Trzecia jest dopuszczalna (oryg. „permitida”, fr. tłum. „licite”) i św. Tomasz z Akwinu rozwija ten przypadek dogłębniej w Sumie, II-II, q. XLII, a. 2 ad 3, gdzie nazywa warcholstwo (seditio) grzechem ciężkim jako sprzeciwiającym się jedności wspólnoty, sprawiedliwości, prawu i dobru wspólnemu, ale zakłócenie rządów tyrana nie jest warcholstwem. To władca tyraniczny jest warchołem. X. Meinvielle przytacza tu również fragment z Meyera Institutiones iuris naturalis, 1900 r., tom II, nn. 531-532, do którego można sięgnąć po bardziej szczegółowe opracowanie tematu.

Co teraz z władzą nieprawowitą?

Otóż, pierwszą rzeczą, którą władza musi uczynić, pierwszym jej aktem jest zapewnienie w taki czy inny sposób swej prawowitości. Opiera się ona to na prawie boskim, to na prawie ludzkim, to na wyborze (elekcji), to na tytułach historycznych czy wydarzeniach nadzwyczajnych, etc. etc. Ostatecznym kryterium prawowitości władzy politycznej jest habitualne (stałe) przylgnięcie czy przyjęcie ze strony wspólnoty, co udziela prawnej skuteczności danej formie rządu. Muszę tu dodać, na marginesie, że mowa tu oczywiście o władzy świeckiej, bowiem w Kościele tak nie jest, jak niektórzy błędnie twierdzą (zwłascza lefebryści aby uzasadnić swe błędne przekonania co do papiestwa). Przeto między Kościołem a Państwem zachodzi analogia, ale tylko analogia (por. omówienie tezy kard. Billot dotyczącej pokojowej akceptacji Papieża).

X. Meinvielle przytacza tu fragment Notre consolation Leona XIII (z 3 maja, 1892), gdzie Papież zwraca uwagę na pojawienie się pewnych form politycznych (rządów), które nie są prawowite u swych źródeł, ale zastąpiły stare, których w rzeczywistości już nie ma.

Normalnie nikt nie ma obowiązku posłuszeństwa wobec nieprawowitego rządu, ponieważ właśnie z racji jego nieprawowitości nie ma on prawa rozkazywać i wykonywać tych czynności, które są prerogatywami rządu (prawowitego). Ale, jak mówi jeden z najwybitniejszych tomistów w historii, Suarez, w De legibus, roz. X: „Zdarza się, że społeczność, nie mogąc stawić oporu tyranowi, musi go tolerować i dać się przezeń rządzić, bowiem być przezeń rządzonym jest mniejszym złem niż być pozbawionym jakiejkolwiek dyscypliny i wszelkiego kierownictwa”.

Historycznym przykładem będzie niemiecka okupacja Belgii w 1914 r. W owej sytuacji kard. Mercier, arcybiskup Mechelen, wyjaśniał swoim wiernym, że posłuszeństwo wobec nieprawowitej władzy (okupanta niemieckiego i ustanowionego przezeń uzurpatorskiego rządu w ówczesnej Belgii) należy się tylko w granicach jego działania dla dobra wspólnego. Powodem tego jest to, że prawowita władza milcząco ratyfikuje (potwierdza) takie akty nieprawowitej władzy, znowu, dla dobra wspólnego (stąd moje uwagi na początku).

Jednakże, nieprawowitej władzy należy stawiać opór na wszelki możliwy (i oczywiście roztropny i godziwy) sposób, włącznie z tyranobójstwem, o czym wyżej. Szaleńcze zrywy, które więcej szkód przynoszą, są oczywiście godne potępienia, ale z innego powodu skoro samo tyranobójstwo władzy uzurpatorskiej jest rzeczą godziwą. Przeto tyranobójstwo nie może być celem, który należy rozpatrywać niezależnie od środków i możliwości sukcesu.

To tyle co do x. Meinvielle. Opierałem się na francuskim tłumaczeniu wydawnictwa Iris z 2011 roku oraz na oryginale hiszpańskim (w tłumaczeniu francuskim są niestety błędy), który można ściągnąć tutaj. Wszystko w rozdziale II o problemie suwerenności.

Temat ten, w większym skrócie (i uproszczeniu!), tak przedstawia Kompendium teologii moralnej autorstwa włoskiego kapucyna, o. Eriberta Jone, w części omawiającej czwarte przykazanie Boże:

„Nie godzi się być posłusznym niemoralnym prawom Państwa ateistycznego, a wobec wdrażania ich w życie można stawić opór pasywy („opporre resistenza passiva”). – W takim przypadku można nawet, również przy użyciu siły, odwołać się do przemocy otwartej („violenza aperta”), założywszy, że ma się uzasadnioną nadzieję na sukces oraz że dobro wspólne nie ucierpi większej szkody z powodu takiego oporu aktywnego niż z powodu ucisku rządzących. Według niektórych autorów, w skrajnej konieczności publicznej, wyczerpawszy wszystkie środki prawne („esauriti tutti i mezzi legali”), godzi się („è lecita”) złożyć rządzącego z urzędu i zmienić rząd.” (wyd. V, Marietti, 1961 r., punkt 207, s. 159)

Teoretyczne zatem pytanie ma swoją teoretyczną odpowiedź, która jest dość prosta. Jednakże jest to temat szczególnie trudny do rozwiązania w praktyce; wymaga wyjątkowego rozeznania sytuacji, wysokiego stopnia roztropności, rozwagi, męstwa, oczywiście odpowiednich ludzi, etc.

Pelagiusz z Asturii

P.S. O rozróżnieniu tyrannus usurpationis/tyrannus regiminis oraz ogólnie o tym temacie pisał m.in. także kard. Zigliara, jeden z najwybitniejszych tomistów XIX wieku oraz znakomity teolog, x. Grenier (tekst tutaj).

8 comments on “Postawa obywateli wobec tyrana oraz dopuszczalność tyranobójstwa

  1. Philippus pisze:

    Szanowny Panie, takie postawienie sprawy wydaje m się osobiście nieco powikłane: a zatem, ludność danego państwa teoretycznie może w powszechnej, lecz roztropnej insurekcji obalić władzę tyrana-uzurpatora, lecz nie może tego uczynić w przypadku nawet najgorszego tyrana-nieuzurpatora. Uzurpator jest tyranem już tylko z tego powodu, że sprawuję władzę nielegalnie, zaś tyran-nieuzurpator z racji jawnego, poważnego i stałego szkodzenia dobru wspólnemu. Zgodnie z tym, jak pojmuje powyższy tekst, w arcysprzyjającej sytuacji pobożni mieszkańcy katolickiej monarchii elekcyjnej X mogliby drogą roztropnej insurekcji obalić rządy tyrana-uzurpatora, który poza samą uzurpacją nie szkodził, a wręcz działał na rzecz dobra wspólnego, lecz w takim samym momencie i takim samym sposobem nie mogliby położyć kres panowaniu „legalnego” tyrana, który, teoretycznie, wydał nakaz wymordowania połowy ludności celem walki z przeludnieniem Ziemi i skutecznie go już realizuję w jednej z 10 prowincji owej monarchii.
    Od razu chciałbym jednak przeprosić, jeślibym jednak źle wszystko zrozumiał.

    • Szanowny Panie,

      To jest katolickie postawienie sprawy, są to rozważania katolickich teologów i dlatego zwykły katolik je po prostu przyjmuje, bowiem trzeba znać bardzo dobrze filozofię polityczną, aby móc kwestionować takie postawienie sprawy.

      Pana obiekcja nadaje się natomiast na czas wykładu z filozofii politycznej na katolickiej uczelni lub tego rodzaju okoliczności w środowisku raczej zamkniętym. Niestety, w Polsce chyba nie ma takich środowisk (bowiem tam, gdzie uczy się filozofii politycznej króluje „co najwyżej” personalizm, a ci , co się biorą za działalność polityczną są albo śmieszni, albo szkodliwi), więc chętnie nieco rozwinę temat.

      W języku francuskim i innych zapewne też funkcjonuje takie rozróżnienie, które bardzo trafnie oddaje charakter „polityki” sensu largo. Chodzi o „la science politique” i „la prudence politique”, co się tłumaczy na „naukę polityczną” i „roztropność polityczną”. Znając klasyczną definicję „nauki” (cognitio per causas – znajomość/wiedza przez przyczyny) to pierwsze znaczenie polityki nie przedstawia żadnych trudności. To drugie natomiast oznacza pewien habitus, pewną sprawność (cnotę) roztropności w tym, co polityczne. Bowiem nie da się ująć całej rzeczywistości ludzkiej w ścisłe ramy praw, jakkolwiek licznych (co jest nadzieją rządzących światem technokratów, vide np. rozporządzenia Unii Europejskiej). O. Woroniecki bardzo trafnie, jak zwykle, ujmuje tę rzecz pisząc, że ujęcie regulaminem takiej czy innej społeczności, aby chodziła jak automat „Dalekim byłoby […] od ideału społeczności ludzkiej, złożonej z jednostek rozumnych i wolnych, mających swą samorzutną działalnością przyczyniać się do dobra wspólnego” (Umiejętność rządzenia i rozkazywania, pocz. roz. III. Rozkazywanie).

      Dlatego rozważania dotyczące postawy obywateli wobec tyrana nie podlegają zasadom matematyki, jak by chcieli pozytywiści i inni tego rodzaju ludzie. Res humanae (rzeczy ludzkie) bywają, ze względu na rozmaite okoliczności, dość powikłane i dlatego na czele społeczności ludzkiej (jakiejkolwiek, nie tylko Państwa) winni stać ludzie o najwyższym stopniu roztropności politycznej, nie tylko nauki politycznej (wedle wyżej wspomnianego rozróżnienia).

      Bowiem sytuacja, w której społeczność staje w obliczu tyrana nią rządzącego należy do najbardziej powikłanych z możliwych. Stąd też i rozwiązanie nie może być tak proste, jak równanie matematyczne.

      To są podstawy autentycznie realistycznej szkoły politycznej, ale gdzie się dziś człowiek ma tego uczyć???

      To powiedziawszy, odpowiedź na Pana obiekcję wymaga przypomnienia pewnych rzeczy i podkreślenia tej złożoności sytuacji (czy jej powikłania, żeby użyć Pańskiego słowa, choć wolę „złożoność” nad „powikłanie”).

      To nie „ludność” czy „lud” może podjąć się powstania w znaczeniu ściśłym, ale co najwyżej pewna część ludności wraz z przedstawicielami władzy publicznej niższego szczebla. Dla dobra wspólnego Państwa.

      Dalej, uzurpator nie sprawuje władzy nielegalnie (fr. „illegalement”), ale nieprawowicie (fr. „illegitimement”), albo inaczej: nie sprawuje władzy formalnie. Faktycznie, materialnie tak, ale właśnie dlatego, że nie jest legalnym władcą, nie może wymagać posłuszeństwa od faktycznych poddanych.

      Gdyby zaś uzurpator, zdobywszy władzę przemocą, sprawował ją faktycznie zgodnie z dobrem wspólnym poddanej mu faktycznie (ale nie formalnie) społeczności, może dojść do „legalizacji” uzurpatorstwa, zwłaszcza w sytuacji, gdy prawowita (formalna) władza już nie istnieje. O tym mówi Leon XIII w Notre consolation. I wtedy przez pokojową akceptację faktycznego porządku ze strony społeczności mogłoby dojść do zaniknięcia problemu postawy obywateli wobec tyrana.

      W sytuacji, gdy tyran-legalny władca tak przekracza swoje kompetencje, że w sposób nieznośny dla powierzonej mu społeczności szkodzi dobru wspólnemu, mógłby zostać nawet usunięty (nawet zgładzony), ale tylko po bardzo roztropnym rozważeniu sytuacji i przy współudziale jakiejś władzy publicznej. To, co jest bezwględnie potępione, to „inicjatywa” przeciwko władzy jako takiej, bowiem wszelka władza pochodzi od Boga (św. Paweł). Walka z władzą jako taką sprzeciwia się istocie społeczności (tu: Państwa) i dlatego jest moralnie niedopuszczalna.

      W konkretnej sytuacji natomiast może być dany legalny władca usunięty, co zresztą napisałem w streszczeniu na początku tego artykułu (Ten drugi, czyli tyrannus regiminis, może być zamordowany tylko we współpracy z jakąś władzą publiczną (niższego szczebla), czyli jak gdyby z mandatu społeczności. Św. Tomasz jest tu ponownie przytoczony (II Sent., dist. XLIV, q. II, a. 2).). Chodzi o to, że taka ostateczność jest interwencją w zasadzie władzy publicznej, która jest w stanie zapewnić ciągłość rządów prawowitych nad Państwem.

      W Pana konkretnej obiekcji zatem każdy mógłby zabić tyrana-uzurpatora, aby to było licitum, najprościej rzecz ujmując. Zrobienie tego byle jak byłoby jednak wysoce nieroztropne. Chodzi o zapewnienie pokoju i ładu. Zależy też, czy byłoby komu przejąć tę (legalną) władzę po zabiciu tyrana. Gdyby na przykład nie było już legalnej władzy, a uzurpator władzę sprawował dla dobra wspólnego, roztropne byłoby zostawienie go w spokoju, by gorsza rzecz nie spotkała społeczności ludzkiej objętej tą władzą. Gdyby natomiast legalna władza chciała spełniać przykazania Franciszka, walcząc z przeludnieniem na rzecz ochrony „matki ziemi”, i wprowadzała je w życie mordując jakąś część ludności, niechybnie ktoś z rodziny królewskiej doprowadziłby taką czy inną intrygą do zabicia takiego tyrana albo przynajmniej wypędzenia go i władza legalna przeniesiona byłaby na bardziej odpowiedniego człowieka.

      Państwa przemijają (jak np. Królestwo Francji czy I Rzeczpospolita), różne formy rządów też (monarchie stają się demokracjami, etc., nie wchodzę tu w temat fałszywych demokracyj dzisiejszych, które są po prostu oligarchiami), natomiast celem Państwa jest sprawowanie pieczy nad społecznością ludzką dla dobra wspólnego danej społeczności tu i teraz, na ziemi. Nawet jeśli, co zresztą jest nieuniknione, zdarzać się będą nadużycia władzy i w skrajnych przypadkach konieczność usunięcia tyrana.

      Ostatecznie w polityce sprawdza się to, co napisałem powyżej:
      „Teoretyczne zatem pytanie ma swoją teoretyczną odpowiedź, która jest dość prosta. Jednakże jest to temat szczególnie trudny do rozwiązania w praktyce; wymaga wyjątkowego rozeznania sytuacji, wysokiego stopnia roztropności, rozwagi, męstwa, oczywiście odpowiednich ludzi, etc.”

      Mam nadzieję, że pomogłem rozjaśnić tę naturalnie powikłaną teoretyczną sytuację.

      In Christo Rege,
      Pelagiusz

  2. Philippus pisze:

    Szanowny Panie, na wstępie bez zwłoki muszę Pana przeprosić za mą gorącą, „insurekcyjną” głowę, bowiem istotnie wygłupiłem się strasznie, w ogóle nie uwzględniając w swych elukubracjach Tomaszowego stanowiska co do dopuszczalności tyranobójstwa tylko przy udziale jakiejś władzy publicznej, z czym w zasadzie trudno się nie zgodzić. Tym niemniej, co się źle zaczyna, to się dobrze kończy, gdyż „sprowokowałem” Pana tym samym do trafnej i rzeczowej odpowiedzi, za którą uprzejmie dziękuję.

    • Cała przyjemność po mojej stronie. Nie tylko satysfakcjonująca intelektualnie jest taka wymiana, ponieważ wymaga wytężenia umysłu i przemyślenia sprawy, ale ponadto naprawdę, po ludzku, miła.

      Tu raczej skupiam się na sprawach religijnych, bowiem bez zrozumienia tego, co się dzieje w tej chwili w Kościele wszelkie próby przywrócenia porządku publicznego spełzną na niczym (z modernistami nie da się współpracować, jak ongiś z prawdziwymi hierarchami Kościoła, oczywiście w pewnym zakresie, jaki jest wymagany przez dobro wspólne – Państwo to społeczność doskonała i jako taka nie jest i nie może być podporządkowana Kościołowi, w przeciwnym razie mamy do czynienia z augustynizmem politycznym).

      A gdzie indziej, mam nadzieję, uda się rozjaśnić podstawy polityki, tej nauki o dobru wspólnym. Wszystko w nadziei, że w końcu znajdą się chętni do założenia jakiegoś integralnie katolickiego ośrodka myśli, jak wspomniane w najnowszym wpisie włoskie organizacje. Bo póki co są tylko tacy, co ośmieszają sprawę swoją upośledzoną działalnością… a w Polsce poważni są głównie indultowcy.

      In Christo Rege,
      Pelagiusz

  3. Dociekliwy pisze:

    Szanowny Panie, czy nauka św. Tomasza o możliwości wypowiedzenia posłuszeństwa tyranowi lub nawet obalenia jego władzy nie kłóci się z encyklikami, które wydają się nie przewidywać takich możliwości?

    „Jeden jest tylko powód uwalniający ludzi od posłuszeństwa, mianowicie gdyby żądano od nich czegoś przeciwnego prawu naturalnemu albo Bożemu, tam bowiem, gdzie zachodzi pogwałcenie prawa natury lub woli Bożej, zarówno sam rozkaz, jak wykonanie go byłoby zbrodnią.” – Leon XIII, „Diuturnum illud”

    „Jeśli jednak zdarza się czasem, że władza publiczna jest sprawowana nierozważnie i bez umiaru, nauka Kościoła katolickiego nie pozwala powstawać samemu przeciw nim, by nie powodowało to jeszcze większego zakłócenia porządku a społeczeństwo nie odniosło jeszcze większej szkody. Jeżeli sytuacja pogorszy się tak, że nie będzie już widać żadnej nadziei ocalenia, to należy szukać ratunku w zasługach cierpliwości chrześcijańskiej i ciągłych modlitwach do Boga (Papież nie wspomina możliwości obalenia władzy – MÓJ KOMENTARZ). Gdyby zaś samowola ustawodawców i władców nakazywała lub wprowadzała, co zaprzeczałoby prawu bożemu lub naturalnemu, to godność i obowiązek chrześcijańskiego imienia a także wskazania Apostolskie zalecają, by bardziej słuchać Boga niż ludzi (Dz 5, 29).” – Leon XIII, „Quod apostolici muneris”

    „Tak, należy przestrzegać wszystkich praw, które są stanowione przez władze świeckie, zgodnie z nakazem i przykładem, który dał nam nasz Pan Jezus Chrystus, o ile jednak nie są one sprzeczne z prawem Bożym” – Katechizm św. Piusa X

    „17. Gdy zaś z pism rozrzuconych pomiędzy ludem, dowiadujemy się, że zdradliwe nauki wziąwszy przewagę nadwątliły wierność i uległość wobec panujących i wszędzie wzniecają bunty, mamy usilnie przestrzegać, aby lud nimi zwiedziony nie zbaczał z prostej drogi. Niech wszyscy uważają, że według przestrogi apostoła: „nie masz zwierzchności jeno od Boga. A które są, od Boga są postanowione. Przeto kto się sprzeciwia zwierzchności, sprzeciwia się postanowieniu Bożemu, a którzy się sprzeciwiają, ci potępienia sobie nabywają” (Rzym 13, 2). Tak więc i Boskie i ludzkie prawa wołają na tych, którzy usiłują za sprawą najohydniejszych buntów i rozruchów drogą zamachu złamać wierność ku panującym i ich samych postrącać z tronu.
    18. Z tej właśnie przyczyny, dawni chrześcijanie, aby nie zhańbili się tak niecnym odstępstwem, nawet pośród srogich prześladowań świadczyli ważne przysługi dla cesarzy i ocalenia państwa, nie tylko wiernym, ścisłym i prędkim spełnianiem ich rozkazów niesprzecznych ze swoją religią, ale nawet jawnie dowiedli swojej odwagi przelaniem krwi w boju. „Żołnierze chrześcijańscy – mówi św. Augustyn – służyli niewiernemu cesarzowi, a kiedy szło o sprawę Chrystusa, znali tylko Tego, który jest w niebie. Umieli rozróżniać Pana wiecznego od Pana doczesnego, a jednak byli posłuszni Panu doczesnemu dla Pana wiecznego”.
    To miał na uwadze niezwyciężony męczennik św. Maurycy, dowódca Legionu Tebańskiego, kiedy jak przekazuje św. Eucheriusz, taką dał cesarzowi odpowiedź: „Twymi żołnierzami jesteśmy, cesarzu, jednak śmiało wyznajemy żeśmy sługami Bożymi… nawet nas ta ostatnia w życiu walka do buntu nie zmusi, oto broń w naszych rękach, a nie walczymy, bo wolimy umrzeć a nie zabijać”.
    Taka wierność dawnych chrześcijan wobec panujących tym świetniejszą się okaże, jeśli wraz z Tertulianem przyjdzie nam rozważyć, że ówczesnym chrześcijanom nie zbywało ani na siłach, ani na zbrojnych oddziałach, jeżeli chcieliby walczyć otwarcie i w sposób nieprzyjacielski: „Zupełnie od niedawna istniejemy – mówi Tertulian – a zapełniliśmy wszystkie wasze miasta, wyspy, zamki, warownie, ratusze, obozy, pokolenia, dzielnice, pałac, senat, rynek nami jest wypełniony. Do jakiejże bitwy nie bylibyśmy zdolni, nawet w mniejszej liczbie, my którzy tak chętnie giniemy, gdyby w naszym wyznaniu nie było lepiej ginąć niż zabijać. Gdybyśmy będąc tak liczni, oddalili się w jakąś krainę świata, zepsulibyśmy wam wasze panowanie tak wielką utratą nie byle jakich obywateli, że samym naszym brakiem już byśmy was ukarali. Zlęklibyście się waszej samotności, zmuszeni szukać komu by rozkazywać, więcej by wam zostało nieprzyjaciół niż mieszkańców, teraz tym mniej nieprzyjaciół macie im więcej chrześcijan” – encyklika Mirari vos

    • Szanowny Panie,

      Nie kłóci się, choć katolika obowiązuje to, czego Kościół naucza.

      Encykliki pisane są bezpośrednio biskupów Kościoła na całym świecie. Sama nazwa oznacza po grecku „okólnik”. Skierowane są do biskupów jako uczestniczących, w jedności z Papieżem, w nauczycielskim urzędzie Kościoła, należących do Kościoła nauczającego.

      Za pośrednictwem biskupów skierowane są do wiernych i innych duchownych, czyli Kościoła nauczanego.

      Dotyczą one zazwyczaj spraw ściśle związanych z wiarą i obyczajowością, często też omawiają sprawy dyscyplinarne czy tym podobne, związane z rządzeniem Kościoła. Kościół w swym urzędzie nauczycielskim będzie na przykład mówił o obowiązkach katolików w Państwie, zwłaszcza w trudnej sytuacji politycznej, w której katolicy mogą się znaleźć, a w której potrzebować będą głosu Najwyższego Pasterza czy swych Pasterzy lokalnych.

      Encykliki zaś nie są ani traktatami teologicznymi, ani tym bardziej filozoficznymi czy politycznymi. Rzecz jasna, zawsze zawierają takie czy inne prawdy teologiczne, mogą też zawierać takie czy inne twierdzenia w temacie polityki czy filozofii, albo domyślnie zakładać pewne prawdy polityczne lub filozoficzne, ale nie jest to zazwyczaj ich przedmiotem.

      Dlatego są tematy, które nie są albo wcale, albo wyczerpująco omówione w dokumentach Kościoła. Od tego są podręcziki, traktaty, teologów, filozofów, innych myślicieli.

      Sw. Tomasz nie napisał wyczerpującego traktatu politycznego. Jedyne jego właściwie polityczne dzieło to De regno, ale nieukończone. Napisał je do króla Cypru. Różne zaś podręczniki do nauki politycznej, traktaty polityczne nie są skierowane do maluczkich, prostaczków, pospólstwa. Polityka, jako nauka praktyczna, zakładająca pewną teorię, wymaga szczególnych zdolności i cnót intelektualnych i moralnych od tych, którzy chcą się nią zajmować.

      Nie chcę tu wchodzić w egzegezę poszczegółnych przez Pana przytoczonych ustępów, bo to wymagałoby omówienia okoliczności wydania każdej ze wspomnianych encyklik oraz całego kontekstu urywków.

      Zwrócę tu tylko uwagę na fakt, że Kościół zawsze stał na straży porządku naturalnego i to jest nić przewodnia wszystkich dokumentów kościelnych choćby częściowo omawiających tematy polityczne. Należy o tym pamiętać, zwłaszcza dziś, gdy za Kościół uważa się tych, którzy nim nie są.

      In Christo Rege,
      Pelagiusz

      • Dociekliwy pisze:

        Szanowny Panie,

        bardzo dziękuję za odpowiedź. Jednakże nadal mam kilka wątpliwości. Nie tylko encykliki papieskie wydają się nie przewidywać możliwości obalenia tyrana (choć rzeczywiście przyczyną tego może być różne rozłożenie przez papieży akcentów podczas różnych sytuacji, które skłoniły ich do ich napisania), ale też katoliccy teologowie komentujący współczesne im wydarzenia (dla przykładu proszę zobaczyć „Posłuszeństwo i opór wobec władzy ze stanowiska etyki katolickiej” z Ateneum Kapłańskie. 1927 R.13 T.20 z.8 – http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/157798?tab=1)

        Sprawa się jeszcze bardziej komplikuje, bo wydaje się, że inni teologowie piszą przeciwne rzeczy:

        – „Ci dzierżyciele władzy zarządzają czymś, co pochodzi od Boga, a więc są podporządkowani Jego prawom. Lecz dodatkowo to wspólnota powierzyła im władzę na warunkach przez siebie ustalonych. Wynika z tego, że książęta odpowiadają przed ową wspólnotą. „Do gestii woli ludzi należy ustanowienie króla, konsulów i innych urzędników. I jeśli będą mieć dobrą przyczynę, mogą zmienić monarchę na arystokrację czy demokrację, i vice versa; historia uczy nas, że tak był w Rzymie” (Bellarmin, De Laicis, księga III) Łatwo wyobrazić sobie, z jaką furią człowiek tak arogancki jak Jakub I czytał tego typu stwierdzenia: to właśnie wtedy powstało jego dzieło Apologia przysięgi wierności. Gdy Francisco Suarez napisał refutację (Tytuł tego traktatu [1613] był następujący: Defensio catholicae fidei contra anglicanae sectae errores) na rozkaz papieża Pawła V, została ona publicznie spalona przed katedrą św. Pawła w Londynie. Jakub I twierdził w kwestii niesprawiedliwej władzy królewskiej, że „naród nie może uczynić niczego innego, jak uciec bezwiednie przed wściekłością swego króla; łzy i westchnienia są jedyna odpowiedzią, jakiej mogą mu udzielić, i nie mogą na swoją pomoc wzywać nikogo poza Bogiem”. Robert Bellarmin odparł na to: „Żaden naród nigdy nie delegował swojej władzy bez ograniczeń. W odpowiednich przypadkach może tę władzę wybrać na nowo” – Bertrand de Jouvenel, Traktat o władzy, str 49
        – „Nie było więc wcale tak, że teologia zapewniała absolutyzmowi legitymację, widzimy jednak, że królowie z dynastii Stuartów i Burbonów w czasie, gdy wysuwali swoje roszczenia, spalili traktaty polityczne doktorów jezuickich (Przykładowo, De rege et regis institutione Mariany i Tractatus de potestate summi pontificis in temporalihus Bellarmina zostały spalone w Paryżu w 1610 r., a po nich Defensio fidei Suareza w 1614 r. To samo miało miejsce w Londynie). Doktorzy ci nie tylko argumentowali na rzecz supremacji papieża (>>Papież może obalać królów i oddawać ich funkcję komuś innemu, jak czynił to w przeszłości<< – Vittoria, De indis, I, 7), lecz także stworzyli teorię władzy, która całkowicie zaprzeczała idei bezpośredniego namiestnictwa danego królom od Boga"- Bertrand de Jouvenel, Traktat o władzy, str. 48

        Poza tym, skoro można obalać tyranów to dlaczego św. Paweł nie zachęcał do buntów, tylko do posłuszeństwa i męczeństwa (bo przecież właśnie tyrani prześladowali chrześcijan – może sądził, że w razie buntu chrystusowcy rozjątrzyliby władzę cesarską i spowodowali, że zechce ich wszystkich wybić co do nogi, a więc sprzeciwiliby się dobru wspólnemu)?

        Serdecznie pozdrawiam.

        • Szanowny Panie,

          Przyznam, że rozwinęła się tu bardzo ciekawa dyskusja.
          Oczywiście ograniczenia komentarzy blogowych stanowią tu niemałą trudność. Należałoby się przygotować do tematu pracą umysłową, a potem… przystąpić do dysputy na ten temat w jakimś gronie węższym czy szerszym.

          Odłóżmy już te encykliki na bok, bowiem jak do tej pory nie udało się nam znaleźć w nich niczego, co by bezpośrednio dotyczyło tematu możliwości i ewentualnych warunków stawiania oporu tyranowi.

          A przytoczone przez Pana cytaty nie dotyczą wcale, a przynajmniej bezpośrednio kwestii tyrana i postawy wobec niego, jaką mają przyjąć obywatele. Dotyczą one kwestii „suwerenności”, czy inaczej „władzy najwyższej” oraz jej źródła. Być może artykuł mający tytuł „Posłuszeństwo i opór wobec władzy ze stanowiska etyki katolickiej” omawia interesujący nas temat, ale nie cytaty przez Pana przytoczone, które stanowią raczej wcześniejsze etapy rozumowania.

          Problem „władzy najwyższej” jest sam w sobie ciekawy i wymaga odrębnego omówienia. Niestety nie mam w tej chwili na to czasu, a sprawę trzeba potraktować poważnie. Zwrócę tylko uwagę, że język kardynała Bellarmina i Suareza nie jest do końca precyzyjny, gdy omawiają ten temat i dlatego można zrozumieć ich słowa, gdy mówią o źródle władzy, w znaczeniu rousseauistycznym, czyli że lud, w chwili wyznaczania mającego piastować władzę najwyższą „przekazuje” mu coś (ale tylko w tej chwili, według tych wybitnych myślicieli katolickich, nie jak u Rousseau i w naszej nieszczęsnej konstytucji – wedle tych ostatnich lud jest suwerenem zawsze i wszędzie).

          Co do św. Pawła, najwyraźniej chrześcijanie wcale nie uznawali Cezara za tyrana. Władca ma sprawować pieczę nad dobrem wspólnym w porządku przyrodzonym, a to nie do końca to samo, co dobro nadprzyrodzone. Związek między nimi zachodzi, ale, znowu, jest to obszerny temat relacji między porządkiem przyrodzonym a nadprzyrodzonym. W każdym bądź razie to, że wobec tyrana można stosować różne środki, nie znaczy, że trzeba. Nawet gdyby św. Paweł widział w Cezarze tyrana, nie oznacza, że musiał wzywać do buntu. Choćby okoliczności na to nie pozwalały.

          In Christo Rege,
          Pelagiusz

Zostaw komentarz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s