Stary zwyczaj przepraszania za „grzechy Kościoła”

„Dobry papież Jan” z heretykami

Zwyczaj przepraszania za „grzechy Kościoła” kojarzy się zasadniczo z Janem Pawłem II. Nie on jednak go rozpoczął, w tym również szedł wiernie śladami swych modernistycznych poprzedników, Pawła VI i Jana XXIII, który ten zwyczaj zaczął jeszcze jako Patriarcha Wenecji. Podstawą oświadczeń i czynów idących w tym kierunku było jego ekumeniczne podejście do wszelkich heretyków i schizmatyków oraz jego obsesja na punkcie szukania zawsze raczej tego, co łączy, niż tego, co dzieli, nawet gdy chodzi o ateistów, masonów i innych wrogów Kościoła.

Temat ten omówiony jest w ósmej części dwudziestotrzyczęściowej serii artykułów x. Franciszka Ricossy poświęconych „Papieżowi Soboru”. Artykuły te opublikowane zostały w języku włoskim i francuskim w piśmie „Sodalitium” w latach dziewięćdziesiątych, a w wersji francuskiej pierwsze szesnaście można przeczytać także na stronie Instytutu Matki Dobrej Rady. Stanowią one nieodzowną wręcz lekturę o tym, który zmienił oblicze Kościoła mając w założeniu być tylko „papieżem przejściowym”. W przyszłości postaram się streścić je wszystkie, część po części. Dziś, z okazji pięćsetnej rocznicy rewolty protestanckiej, za którą moderniści także przepraszają, streszczę tylko ustęp dotyczący omawianej tematyki „meaculpizmu” modernistów, który za cel ma zniszczenie autorytetu Kościoła przez podważenie jego cech świętości, nieomylności i niezniszczalności. Czytaj dalej

A propos święta Chrystusa Króla

To, że katolicy mogą, a nawet powinni brać czynny udział w życiu politycznym społeczeństwa, odpowiednio do zdolności i w zgodzie z obowiązkami stanu, jest powszechnym nauczaniem Papieży1. Katolicy mogą również działać w partiach politycznych, ale tylko w tych, których założenia, deklaracje ideowe czy regulaminy nie sprzeciwiają się wierze, moralności czy rozporządzeniom władzy kościelnej.

Charakterystyczną cechą w zasadzie wszystkich współczesnych polskich ruchów, organizacyj i partyj politycznych powołujących się w jakiejkolwiek mierze na szeroko pojęte „wartości katolickie” (czasami bardzo szeroko!) jest brak gruntownej znajomości nauczania Kościoła oraz zazwyczaj całkowita nieznajomość zdrowej filozofii politycznej (tomistycznej, rzecz jasna). Niekiedy rzuca się w oczy po prostu brak roztropności w działaniu, a to ta cnota stanowi przecież samą istotę polityki2. Te braki teoretyczne i praktyczne świadczą dobitnie o stanie umysłowym katolików i wręcz o braku ludzi3. Czytaj dalej

„Szorstki” Bergoglio contra Sarah i czy moderniści rzeczywiście nie mają intencji rządzenia Kościołem?

„Miłosierny” Bergoglio znowu karci

Jednym z argumentów w obronie modernistycznych okupantów Rzymu (obecnie Franciszka), wysuwanym niegdyś częściej przez FSSPX, a ostatnimi czasy szczególnie przez „ruch oporu” z biskupem Williamsonem na czele, polega na stwierdzeniu, że soborowi „papieże” nie mają zamiaru rządzić Kościołem, ani go nauczać, ani uświęcać*. Nie mając intencji rządzenia, uświęcania, nauczania, nie zobowiązują do niczego swoich poddanych, przez co i ich poddani nie są zobowiązani słuchać ich „fakultatywnych” rozporządzeń, wypowiedzi, które są tylko wyrazem osobistych przekonań i opinij. W nieposłuszeństwie wobec nich nie ma zatem nic zdrożnego ani tym bardziej przeciwnego wierze. Czytaj dalej

„Correctio filialis” – bp Sanborn

Wydaje się, że konserwatywniejsze elementy Novus Ordo nie są w stanie zdzierżyć kolejnego etapu rewolucji w Kościele, którą sami zresztą, volentes nolentes, utrwalają. Odkąd Jan XXIII, zakochany we wszelkiej nowości i duchu tego świata od pierwszych lat swego kapłańskiego życia, wpuścił tego ducha i wszystkie jego błędy do Kościoła, cały świat jest świadkiem rewolucji w samych wnętrznościach Kościoła (już św. Pius X mówił o wrogach wewnątrz Kościoła). I tak błędy potępiane przez wieki są od lat szerzone przez tych, którzy winni strzec depozytu wiary, wskutek czego i ogólna światowa rewolucja czyni szybsze postępy.

Tak zwane „synowskie upomnienie” nabrało już sławy i obok „dubiów” „kardynalskich” jest najgłośniejszą chyba próbą zatrzymania soborowej rewolucji w ostatnich czasach. Próba z góry jednak chybiona, bowiem zakłada kilka błędów w wierze i utwierdza w nich całe masy „tradycjonalistów”. Kto bowiem nie widzi źródła przewrotu w samych doktrynach i reformach Soboru Watykańskiego II oraz nie rozpatruje w związku z tym problemu autorytetu w Kościele nie jest w stanie przyczynić się do powstrzymania tego przewrotu. Zauważono jednak tym razem, że herezja nauczana jest ex cathedra. Czytaj dalej

Chodzenie na Mszę „una cum” i gdy kapłan ukrywa, że nie jest „una cum”

W poniższym artykule x. Franciszek Ricossa z Instytutu Matki Dobrej Rady odpowiada na wątpliwości wokół uczęszczania na Msze odprawiane przez tzw. potajemnych sedewakantystów, jakich podobno nie brak w Bractwie Świętego Piusa X a nawet i u indultowców. Pewnie w owych czasach (lata ’90) było ich tam więcej…

Przy okazji warto zapoznać się, albo przypomnieć sobie, tekst x. Cekady w tej materii, „Szczypta kadzidła. Sedewakantyści i msze una cum oraz artykuł, w którym bp Sanborn wyjaśnia, co oznacza sam zwrot „una cum”, zawarty w kanonie Mszy.

Pelagiusz z Asturii

Problem „una cum”: sprawa sumienia

Nasza redakcja otrzymała list, który, z uwagi na znaczenie kwestii, jaką porusza, zasługuje na opublikowanie wraz z właściwą odpowiedzią. Jeśli nasi czytelnicy będą chcieli zadać redakcji inne interesujące pytania, dotyczące wiary lub moralności, z przyjemnością odpowiemy w granicach możliwości, jakie daje nam nasz biuletyn. „Sodalitium” Czytaj dalej