Poniższy tekst stanowi część historycznego dossier ze strony Instytutu Matki Dobrej Rady.
Pelagiusz z Asturii
Trzecia odpowiedź o. Guerard des Lauriers dla Listu do przyjaciół i dobroczyńców nr 16
„Einsicht”, luty 1980 (ss. 1-9)
O. M. L. Guérard des Lauriers
Panu Dyrektorowi
Pisma „Einsicht”
Panie Dyrektorze,
List nr 16 skierowany przez abpa Lefebvre’a do Przyjaciół i Dobroczyńców Bractwa, wzbudził, jak Pan wie, głębokie wyburzenie. Dzięki Bogu Pańskiemu pismu nie było to obce. Z pewnością uzna Pan za zgodne z Mądrością, że powiązane w źródle przyczyny są też powiązane w swym skutku.
Wypada, jeśli się na to Pan zgodzi, jasno określić etapy polemiki, której rosnąca gwałtowność po prostu ujawnia jej najwyższą wagę.
- 19 marca 1979. List nr 16 abpa Lefebvre’a do Przyjaciół i Dobroczyńców Bractwa Św. Piusa X.
- 12 kwietnia 1979. Pierwszy list osobiście zaadresowany do abpa Lefebvre’a przez ojca Guerard des Lauriers.
- Maj 1979. Publikacja tego listu, po niemiecku i francusku w Einsicht.
- 15 czerwca 1979. List abpa Lefebvre’a do pewnych przyjaciół, opublikowany dopiero w sierpniu 1979 w numerze 8 Biuletynu informacyjnego Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X wersji niemieckiojęzycznej.
- 20 czerwca 1979. Wyjaśnienie (Erwiderung) poproszone przez Einsicht [przez pośrednika] od o. Guerard. Czy ta osoba wiedziała o liście (4)? Proszony Erwiderung został wysłany przez o. Guerard w ciągu następnych dni.
- 29 czerwca 1979. Drugi list, osobiście zaadresowany do abpa Lefebvre’a przez o. Guerard.
- Wrzesień 1979. Publikacja, na tej samej 93. stronie, pisma Einsicht dwóch dokumentów (4) i (5).
- Listopad 1979. Publikacja w piśmie „Itinéraires” nr 237 (s. 157) dokumentu (4) poprzedzonego „wprowadzeniem” P. Jana Madirana.
- 10. etc. [Na poziomie „epigońskim”] listopad 1979. Komentarz W. O. Barbary w „Forts dans la Foi” nr 59-60 (s. 243, pierwsze cztery linie). Komentarz Ollion, De Pas i inni, w „Lettre de la Péraudière” nr 95 (s. 13).
Abp Lefebvre [jeszcze] nie odpisał na dwa listy (2,6), które doń osobiście zaadresowałem.
Dowiedziałem się o liście (4) dopiero dzięki dokumentowi (7). Z uszanowaniem traktuję uczciwość, z jaką pismo „Einsicht” jednocześnie opublikowało oba dokumenty (4) i (5). I jestem pewien, że ta sama uczciwość, Panie Redaktorze, skłoni Pana do przyjęcia bardzo obiektywnie trzech argumentów, które pozwalam sobie Panu przedstawić.
Dotyczą one wydarzeń niedawnych lub wcześniejszych, w które wmieszane jest pismo „Einsicht”.
Najpierw fakty [1]. Na drugim miejscu, komentarze, które ich dotyczą [2]. W końcu, przede wszystkim bardzo poważne kwestie doktrynalne, które leżą u podstaw tej polemiki [3].
Dwa pierwsze punkty dotyczą mnie bardziej osobiście, ale trudno jest je oddzielić od kwestii doktrynalnej, której tak już poważnego wkładu udzieliło pismo „Einsicht”.
[1] Pierwszy argument jest poważny tylko z powodu polemiki, której nadal jest pretekstem.
Chodzi o spór powstały między abpem Lefebvre’m a mną dotyczący tego, czy Abp odprawiał „tak zwaną nową mszę” promulgowaną przez kardynała Montiniego 3 kwietnia 1969 roku.
Stwierdziłem, że tak właśnie było (2); Abp Lefebvre to zanegował (4). Ogłosiłem (5,6), że nie podaje w wątpliwość uczciwości abpa Lefebvre’a i przyznałem, w liście (5), że Abp nigdy nie odprawił nowej mszy. Sprecyzowałem jednak, w tym samym liście, i to podtrzymuję, że obserwacje zawarte w tym liście są zgodne z rzeczywistością. Wracam pokrótce do tego tematu.
Każdy mógł zaobserwować, 5 maja 1969 roku i później, aż do 24 grudnia 1970 roku, że abp Lefebvre opuszczał dwa przyklęknięcia, które następują zaraz po obu konsekracjach i poprzedzają podniesienia. To interpretacja tego opuszczenia jest u źródeł „kontestacji”.
Ja sam nie śledziłem żadnej z reform, które poprzedziły promulgację n.o.m. i miałem tylko niejasną ich znajomość, ponieważ sprawa ta mnie nie interesowała. Konstytucja Missale romanum, z Wielkiego Czwartkuk 3 kwietnia 1969, była, na niebie Rzymu i gdzie indziej, piorunem. Ileż razy słyszeliśmy, w tych „soborowych” latach: „Wprowadzana jest mało znacząca zmiana; ale Kanonu, ale Konsekracji… nigdy nie będziemy ruszać!” Znany był ten refren; nie bardzo weń wierzono, ale nie śmiano weń nie wierzyć. Wreszcie, tego 3 kwietnia 1969 roku nastała przerażająca rzeczywistość. Uderzono samo serce Mszy.
Należało stawić opór. Przestałem wymieniać Pawła VI „una cum Ecclesia tua sancta catholica”. Pewni przyjaciele, wspierani zresztą przez abpa Lefebvre’a i kardynała Ottavianiego, pracowali wiele, dzień i noc. Z pewnością nie widzieliśmy wszystkiego, bowiem nikt z nas nie sformułował hipotezy, że n.o.m. mógłby być nieważny…; drzewa zasłoniły las! Ale w końcu zmiany naniesione w Ordo Missae zostały zauważone i zostawiły ślad na naszych pamięciach tak jako świętokradcze prowokacje, jak również jako właściwe cechy wymienionej nowej mszy.
Pominięcie dwóch przyklęknięć, bezpośrednio następujących po dwóch Konsekracjach było i pozostaje, ze wszystkich widzialnych [i nie tylko słyszalnych] zmian najbardziej podstępną i najbardziej typową.
5 maja 1969 roku, niektórzy z przyjaciół, którzy byli obecni na Mszy, którą Abp odprawiał nad trumną św. Piusa V nie usłyszeli słów konsekracji, ale zauważyli brak przyklęknięć. Był to drugi piorun, z pewnością mniejszej siły! Ale przecież echo pierwszego. Bowiem, w tych okolicznościach ta Msza była, przynajmniej w Rzymie, pierwszym publicznym aktem oporu, i pobożności. Otóż ten biskup, za którym szliśmy, czy który szedł za nami, oto ten biskup szedł za papieżem, oddając swoją pobożność na usługi papieża a nie na usługi Wiary.
Abp Lefebvre twierdzi, że nigdy nie odprawił wspomnianej nowej mszy. Wierzę mu na słowo i to już mu przyznałem (6). Wnioskuję z tego, że abp Lefebvre przyjął, przed 3 kwietnia 1969 roku, zmiany, do których się dostosował aż do 24 grudnia, 1970 roku, zmiany, które obrały, 3 kwietnia 1969 roku, tak poważne znaczenie, które od tamtej pory zachowują. Przyznaję, że się pomyliłem twierdząc, że abp Lefebvre odprawił wspomnianą nową mszę; podtrzymuję, że abp Lefebvre zachował się w taki sposób, że obserwator był zmuszony tak domniemywać.
Bowiem w rzeczywistości pominięcie wspomnianych przyklęknięć oznaczało oficjalnie i kanonicznie wspomnianą nową mszę, przynajmniej od 30 listopada 1969 roku. To o tym piszę w moim drugim liście (6).
[2] Drugi argument dotyczy mnie bardziej osobiście. Ale dotyczy on również pisma „Einsicht”.
Chodzi przeto o dokument 8. Otóż ten dokument 8, z jednej strony publikuje dokument 4, z drugiej zaś strony odsyła do dokumentu 3 opublikowanego przez „Einsicht”, nie wspominając dokumentu 5 również i uczciwie opublikowanego przez „Einsicht”.
Pierwsza uwaga dotyczy porządku chronologicznego dokumentów 3 do 8.
Jakże abp Lefebvre odpowiada, we wrześniu (dokument 7), na zarzut, którego zasięg sprecyzowałem w czerwcu (dokument 5), nie biorąc pod uwagę tego sprecyzowania? Jakże abp Lefebvre śmie poruszyć we wrześniu (7) zarzut, który brany w znaczeniu, w jakim go rozumie, został wyraźnie wycofany przeze mnie 29 czerwca (6)? Muszę zakładać, że abp Lefebvre „zapomniał” zrektyfikować dokument (4); który jest jednak rozpowszechniany, aby mnie zniesławić (8,9,10). Gdyby to nie było „przeoczeniem”, miałbym podstawy, by zastanawiać się, czy abp nie ma złych intencyj.
P. Madiran, który zazwyczaj jest tak dobrze poinformowany, i który wiedział o moim pierwszym liście (2), bowiem, jak mówi (8), krążył on „pod płaszczem”, z pewnością wiedział o moim drugim liście (6); albowiem te dwa listy były rozpowszechnione dokładnie w tych samych warunkach. P. Madiran, który zazwyczaj jest tak dobrze poinformowany, i który wiedział o dokumencie (3), bowiem odsyła doń (8), z pewnością wiedział o dokumencie (7); ponieważ P. Madiran czyta pismo „Einsicht”, bardzo prawdopodobne, że przeczytał wrześniowy numer, tak samo, jak przeczytał majowy. Jakże, w takiej sytuacji, P. Madiran śmie czynić mi wyrzuty w listopadzie (8) za zarzut, który sprecyzowałem (5) i który wyraźnie wycofałem (6), jeśli temu zarzutowi nadaje się znaczenie, które wciąż błędnie mi się przypisuje. Mam podstawy, by zastanawiać się, czy P. Madiran nie ma złych intencyj?
Druga uwaga dotyczy treści dokumentów.
Wypadek z 5 maja 1969 roku jest wspomniany w moim pierwszym liście do abpa Lefebvre’a (2) tylko jako drugorzędne wydarzenie. Tamten list omawiał poważne kwestie i składał się z sześciu stron. Abp Lefebvre odpowiada tylko na jeden punkt, a P. Madiran wybiera zeń tylko jedno zdanie. Nie odpowiadając wcale ani na drugi list (6), ani na Erwiderung (5, 7), abp Lefebvre i P. Madiran chcą „zakopać” prawdziwy problem: tragiczną kwestię, którą jednak stawia haniebny list 16 (1), która to jedyna stanowiła przyczynę dwóch listów, które zaadresowałem do abpa Lefebvre’a (2, 6).
Powtarzam, ten „proceder” jest nieuczciwy.
Istnieje sposób „ewangeliczny”, a dokładniej kościelny, sposób biskupa arcybiskupa Lefebvre’a, nieposzlakowanego i wielkodusznego „czcigodnego purpurata”, który, oskarżony, spontanicznie gra „Chrystusa policzkowanego”, sprowadzając „innych” [piekło, to inni?] do „wojskowej junty” (fr. „soldatesque”).
Istnieje sposób „wątrobowy” polemisty P. Jana Madirana, który wymiotuje całą swoją żółć: „wstrętny list otwarty, [pełen] zniewag i oszczerstw”, „pośród innych hańb”, „ohydna, to oszczerstwo było na pierwszym miejscu lekkomyślne, szalone”; „według szalonego oszczercy”, „obrzydliwy list o. Guerard”, „[list], który sobie przekazywali jedni drugim amatorzy nieczystości”…
Sposób kościelny i sposób wątrobowy są na równi podświadome; pogarda i inwektywa są tylko wykolejoną namiętnością. Czy gniew polemisty, który wybucha i cisza biskupa, który mi nie odpowiada są subtelnymi „krokami dyplomatycznymi”? Z pewnością co najmniej prowadzą do tych samych skutków, czyli wydaje się, że nie są świadome tego, co należałoby uczciwie rozważyć, czyli przede wszystkim sprowadzenie sprawy doktrynalnej do sprawy osobistej i przekierowanie uwagi nieszczęsnych wiernych pomijając sprawę zasadniczą.
To tę sprawę, P. Dyrektorze „Einsicht”, pozwalam sobie przypomnieć Panu, wiedząc zresztą, że to ona stanowi żywą inspirację „dobrej walki”, którą Pan podtrzymuje.
[3] Trzeci argument ma na celu sprawę, której waga jest oczywista na podstawie rosnącego gwałtu polemiki, którą wszczęto.
Ten arcypoważny problem nie jest niczym innym niż tym, co następuje. Czy dwulicowością można służyć Kościołowi TEGO, KTÓRY JEST PRAWDĄ?
Problem ten nie jest oczywiście stawiany w porządku teoretycznym. Jeśli chodzi o zasadę, doprawdy, odpowiedź jest tak oczywista, że problem, jako taki, się sam rozwiązuje, to znaczy znika.
Ale problem ten stawia, każdego dnia coraz tragiczniej, w porządku praktycznym, sam abp Lefebvre i wszyscy, którzy faktycznie za nim bezwarunkowo idą. Jakże może być niezachwianie dwulicowy ten biskup, który przez przywiązanie do Prawdy Wiary, chce być świadkiem Tradycji? Tak się przedstawia, konkretnie, prawdziwy problem.
Dwulicowy był abp Lefebvre 5 maja 1969 roku. Uważany za duszę malutkiej „przyjacielskiej” grupy, która pracowała dzień i noc, aby ratować Mszę przed mszą i okazując tej grupie poparcie i sympatię, abp Lefebvre wyparł się publicznie tej grupy poprzez bezwarunkową wierność „autorytetowi”, któremu należało się sprzeciwiać.
Dwulicowy był abp Lefebvre, układając się z „autorytetem” i nie podpisując Listu kardynałów Bacciego i Ottavianiego; choć, uznając „autorytet”, jednak bardzo ochoczo popierał powstanie tego dokumentu.
Dwulicowy był abp Lefebvre co najmniej od 5 lat, w Ecône, systematycznie odmawiając, pomimo usilnych i ponawianych próśb, z którymi się do niego zwracano, jasnego wyłożenia zasad, które jako jedyne mogą uzasadnić i usprawiedliwić opór „autorytetowi”.
Dwulicowy był abp Lefebvre 24 grudnia 1978 roku, najpierw uznając, za pośrednictwem swej prośby, „autorytet”, któremu jest jednak nieposłuszny; następnie i przede wszystkim domagając się, by w Kościele zachodziła dwoistość w samym sercu tego, co stanowi w nim zasadę jedności: Msza i „msza” stanowiące „jedno” dzięki autorytetowi biskupów… schizmatyckich, rzecz jasna!
Przez co najmniej pięć lat, pytano [nie jestem jedyny!] go, wyczekiwano, z nadzieją. List, którego nie da się opisać, skierowany do „papieża” przez abpa Lefebvre’a 24 grudnia, 1978 roku przebrał wszelką miarę dwulicowości, niemożliwością było nie wołać, non possumus non loqui (Dz. IV, 20).
X. Ludwik Coache, doktor prawa kanonicznego, i inni, wyśmiali umysły bez dyplomu, które „niczego nie zrozumiały”. Chodziło, jak się wydaje, o „krok dyplomatyczny”. Otóż, jeśli abp Lefebvre, w tych poważnych okolicznościach, które angażują nawet tych, którzy nie chcą za nim iść, może myśleć odwrotnie, niż to, co pisze, jaką wartość mają jego wyjaśnienia? I jeśli abp Lefebvre myśli to, co pisze, czy ma prawo, dlatego że jest biskupem, ponieważ jest, cokolwiek by nie powiedział czy chciał (?), wodzem wiernych przywiązanych do Tradycji, czy ma prawo stwierdzać, w praktyce, herezję?
Nie podejrzewam ani szczerości, ani gorliwości, ani bezinteresowności abpa Lefebvre’a. Wyrażam uznanie i raz jeszcze oddaję hołd tym cechom. Muszę jednak zauważyć, że od 5 maja 1969 roku do 24 grudnia 1978 roku, a nawet aż do 1980 roku abp Lefebvre się nie zmienił i to ten właśnie punkt należało niestety podkreślić: Arcybiskup pozostaje podzielony między Prawdą i „autorytetem”, między teologalnym pragnieniem służenia Kościołowi oraz głęboką obsesją otrzymania statusu kanonicznego w „kościele”.
Wierni, którzy faktycznie czczą abpa Lefebvre’a, słuchają go tak, jak gdyby był papieżem, ponieważ odczuwają potrzebę posiadania papieża. Powinno się ich wyprowadzić z tego błędu, którego nie są świadomi, zamiast ich w nim utwierdzać. Wszyscy ci wierni mają prawo wiedzieć to, na co wystawiają Kościół i siebie samych, przywiązując się do człowieka, który będzie, który już jest, nieoczekiwanym narzędziem, którym posługuje się „autorytet”, w tym celu, aby wszystko zgubić, z doskonałym mistrzostwem. Otóż, wydaje mi się, że mam prawo przyczynić się do zrozumienia przez wiernych tego, co mają prawo wiedzieć. Oto dlaczego się wypowiedziałem. „Credidi propter quod locutus sum” (II Kor. IV, 13). Milczenie byłoby spiskowaniem z „tajemnicą nieprawości” (II Tes. 2-7).
Nie osądzam abpa Lefebvre’a, ani zresztą w ogóle nikogo. Nie utożsamiam abpa Lefebvre’a z Piłatem, o co fałszywie oskarża mnie P. Madiran. Napisałem i to powtarzam, że zachowanie abpa Lefebvre’a wobec Kościoła, który chce uratować – nie wątpię w to! – będzie miało i już nieuniknienie ma ten sam skutek, co zachowanie Piłata, który bardzo prawdopodobnie chciał uratować Jezusa.
Nigdy nie powiedziałem, ani nie napisałem, ani nie pomyślałem, że abp Lefebvre jest zdrajcą, tak jak to się uśniło O. Barbarze („Forts dans la Foi” nr 59-60, s. 243, cztery pierwsze wiersze). Napisałem i powtarzam, że Lefebvre’owie, Coache’owie, Madiranowie i Salleron’owie, pod-Madiranowie w sosie Ollion i pod-pod-Madiranowie na sposób De Pas i towarzyszy („Lettre de la Péraudière, nr 95, s. 13) wszyscy wykonują, volens nolens (łac. „chcąc nie chcąc”), dzieło Zdrajcy, czyli Szatana, „ojca kłamstwa” (Jan VIII, 44), ponieważ są „dwulicowi”.
Vae duplici corde (Ekli. II, 14).
Niemożliwością jest być, pod którymkolwiek względem, razem z tym, co jest „dwulicowe”, nie stając się samemu dwulicowym. Udawanie zabawy w szczegóły z Szatanem jest pragnieniem bycia jeszcze bardziej dwulicowym niż on sam. Jest to oddawaniem mu hołdu o tyle, o ile on sam przemawia kłamstwem z głębin samego siebie. Oto straszna prawda, która egzystencjalnie uzasadnia nieprzejednaną bezwzględność Boga.
„Pókiż będziecie chromać na dwie strony? Jeśli Pan jest Bogiem, idźcież za nim, a jeśli Baal, idźcie za nim!” (III Król. XVIII, 21)
Jeśli „autorytet” jest Autorytetem, słuchajcie Wojtyły, który jest „autorytetem”, i słuchajcie tylko jego. Jeśli Autorytetem jest Prawda, nie kłaniajcie się przez tym Wojtyłą, który głosi herezję. Takie byłoby, wobec abpa Lefebvre’a, naglące wezwanie proroka Eliasza.
Mam wszelkie podstawy myśleć, Panie Redaktorze, że zgadza się Pan. I to jest powodem, dla którego ośmielam się prosić Pana o opublikowanie tych uwag w Pańskim piśmie „Einsicht”. Z góry dziękuję za to i proszę przyjąć zapewnienie wyrazów mojego najwyższego uznania.
M. L. Guérard des Lauriers
Środa Suchych Dni Adwentowych, 19 grudnia, 1979 r.
Z języka francuskiego tłumaczył Pelagiusz z Asturii. Źródło: strona Instytutu Matki Dobrej Rady.