Szymona Klucznika „kościół zaćmiony(ch)” – koniec, kropka

W komentarzach tu i ówdzie kilka razy zostałem już zapytany o P. Szymona Klucznika i jego pomysły dotyczące „papieża” na wygnaniu razem z całą hierarchią oraz w ogóle całą tę koncepcję „Kościoła zaćmionego”. Już nawet trzy razy odniosłem się do takiego czy innego zarzutu powyższej osoby na łamach niniejszego bloga. Po pierwsze, nie jestem pewien, czy w jakikolwiek sposób P. Klucznik odniósł się do wykazania przez powyższe teksty fałszywości kilku jego osobistych wymysłów, które przedstawia jako „wiarę katolicką” (choćby to, że obowiązek mandatu apostolskiego przy sakrze biskupiej stanowi przypadek „lex irritans” – co jest błędem w oczywisty sposób wynikającym z kompletnej ignorancji zainteresowanego). Po drugie jednak, nie śpieszno mi w tej sprawie, ale skoro dalej pojawiają się jakieś wątpliwości i nadal jestem o to pytany, pozwolę sobie po raz ostatni skomentować ten fenomen.

Najpierw celem moim będzie w miarę krótkie rozprawienie się z podstawowym błędem P. Klucznika i jego sekty, bez wchodzenia w nadmierne szczegóły, w następnej zaś kolejności poruszę ten czy inny konkretny błąd lub niespójność ich poglądów, ograniczając się do kilku. Pokażę również do czego prowadzi talmudyczne podejście P. Klucznika: w praktyce do niemożliwości, a w teorii do wewnętrznej sprzeczności. Czytaj dalej

„Kościół zaćmiony(ch)” i zdrowy rozsądek

Teorie, że już wszystko stracone i nie pozostało nic w obliczu modernistycznej inwazji, jak pozostać samemu w domu i modlić się na różańcu, powstały w głowach różnych świeckich po Soborze Watykańskim II. Trudno się dziwić, zawsze istnieli tacy, którzy woleli pójść za własnymi fanaberiami w dziedzinie nauki objawionej, zamiast oprzeć się na wiedzy i doświadczeniu duchownych, którzy w każdej epoce z prawdziwie apostolską gorliwością występowali w obronie wiary przeciwko wilkom w owczej skórze.

Polemizując ze świeckimi twórcami wspomnianej teorii w Stanach Zjednoczonych, od wyrazu „home alone” („samemu w domu”), x. Antoni Cekada ukuł termin „home-aloners” na określenie jej wyznawców. Przyjął się on wszędzie w języku angielskim na określenie tych, którzy porzucili całkowicie życie sakramentalne, wierząc, iż pozostał im już tylko różaniec i żal za grzechy. To przeciwko tej zgubnej teorii x. Cekada napisał w 1993 roku artykuł zatytułowany „Prawo kanoniczne i zdrowy rozsądek”, pokazując, jak to epikeia stanowi zdroworozsądkowe podejście do ścisłej litery prawa kanonicznego, w sytuacji nieprzewidzianej przez prawodawcę (jak obecny wakat Stolicy Apostolskiej i jego okoliczności) oraz gdy nie ma możliwości odniesienia się do Najwyższego Prawodawcy Kościoła. Brak zachowania tego zdrowego rozsądku sprowadza się do zadania gwałtu intelektowi ludzkiemu czyli do absurdu. Czytaj dalej

O epikei raz nie ostatni

Pope Unknown

„Papież” Panów Klucznika i Vincentusa, „Gdzieś jest lecz nie wiadomo gdzie…”

Nie bardzo rozumiem, co się tak niektórym śpieszy z tym obalaniem „Kościoła zaćmionych”, za którym stoi dwóch świeckich kanonistów pod pseudonimami Szymon Klucznik i Vincentus (sic!).

Tak na zdrowy rozsądek – pozwolę sobie rozpocząć niniejszą dywagację – skoro Kościół jest społecznością widzialną, nie duchów czystych, to gdzie jest i co robi ów „Papież” ukryty, wobec nawałnicy zagrożeń dla wiary i moralności dzisiejszego świata? Czyżby jego duszpasterska troska była tak samo niewidzialna, jak on sam? Mało tego, skoro sedewakantyści i lefebryści stanowią takowe zagrożenie, bodajże najbardziej szkodliwe, to dlaczego ów „Papież” nie gromi ze swej stolicy, nie wiem, w Bangladeszu czy na Jamajce, encykliką De perversis erroribus sedevacantistarum… i De illegitimitate lefebvristarum

Dalej, skoro najpierw przez kilka miesięcy Panowie Klucznik i Vincentus powtarzali wierutną bzdurę (i chyba w nią wierzyli!), jakoby Józef kard. Siri miał być swego czasu papieżem, to czemużby i teraz mieli nas prowadzić na słuszną drogę? Czytaj dalej

Największy dowód przeciwko sedewakantyzmowi „Kościoła teoretycznego”

Bergoglio Lampedusa

„Una cum papa nostro Francisco”??? Wiara mówi, że to nie jest katolik, a tak wielu „tradycjonalistów” wyznaje, że to najbardziej prawowierny ze wszystkich biskupów

Trudno nie przypisać głównej winy za obecny stan katolicyzmu brakowi znajomości podstaw wiary wśród wiernych i duchowieństwa. Ponieważ znaczna większość wygodnych katolików lat pięćdziesiątych nie znała dobrze katechizmu w latach sześćdziesiątych zastała ich soborowa rewolucja, za którą wygodnie poszły prawie wszystkie owieczki. Tak było łatwiej. Obecnie widać lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej, do czego prowadzi brak znajomości wiary. Ani schizma Focjusza, ani herezja protestancka czy anglikańska nie osiągnęły tak dalekosiężnych skutków, jak Sobór Watykański II.

Pozostali jednak tacy katolicy, którzy pojęli oczyma wiary, że herezje głoszone od czasów tego soboru w imieniu Kościoła są nie do pogodzenia ze świętością wiary i nieomylnością Mistycznego Ciała Chrystusa, a w szczególności jego widzialnej głowy, jaką jest Biskup Rzymu. Powszechne nauczanie błędu, niegodziwej moralności i promulgowanie heretyckiej dyscypliny kościelnej Kościołowi powszechnemu jest niemożliwe dla tego, który posiada Boski autorytet Wikariusza Chrystusa na ziemi.

Każdy katolik jest w stanie to rozpoznać i zgodnie z tym poznanym stanem żyć. Wynika to z naszej świętej wiary, która zawarta jest w sposób najprzystępniejszy dla wiernych w zatwierdzonych przez Kościół katechizmach.

Inaczej rzecz się ma z zawiłościami prawa kanonicznego, którego dostateczną znajomość posiadają duchowni wykształceni w seminariach, gdzie lata spędzone na studium prawd Boskich i pogłębianiu życia duchowego mają owocować w pełnej ofiary i wysokich wymagań pracy duszpasterskiej. Nie każdy jednak kapłan jest od razu kanonistą, tym bardziej więc i od wiernych nie wymaga się (ani spodziewa) szczegółowej wiedzy dotyczącej prawa kanonicznego i jego interpretacji, zwłaszcza w kwestiach spornych czy nadzwyczajnych sytuacjach. Od tego zawsze były kompetentne organy diecezjalne czy rzymskie. Tym zajmowali się „zawodowi” kanoniści. Czytaj dalej