„Nikt nie może być pewien, że gdyby arcybiskup Lefebvre dzisiaj żył, to nie byłby sedewakantystą. Nikt nie może być również pewien, żeby nim był. Ale jedną rzeczą, która wydaje się wysoce nieprawdopodobną jest to, że przyjąłby miałki styl biskupa Fellay i rządy lewego skrzydła Bractwa, dla których w dzisiejszych czasach wyrażenia takie jak « ekskomunikowani antychryści » prawdopodobnie bardziej stanowiłoby aluzję do sedewakantystów aniżeli do lokatora Rzymskiej Stolicy. A kolejną równie nieprawdopodobną koncepcją jest ta, że dałby się oszukać do tego stopnia, aby traktować Józefa Ratzingera, którego serdecznie nie cierpiał, za szczerego przyjaciela tradycyjnego katolicyzmu.”
Poniższy artykuł wyjątkowo trafnie przedstawia tzw. „linię Arcybiskupa” wobec stanowiska głoszącego utratę wszelkiego urzędu kościelnego z powodu jawnej i uporczywej herezji, schizmy czy apostazji, której dopuścili się soborowi antypapieże. Stanowisko Arcybiskupa mogło się wydawać na początku roztropne, ale wobec faktów i z czasem okazuje się jednak niespójne. Wiele lat oporu i nieposłuszeństwa słusznie okazywanego heretyckim uzurpatorom powinno być oparte na teologicznych przesłankach obecnych w pismach papieży i teologów, a nie na własnym autorytecie. Trudno bowiem jest twierdzić, że dla zachowania Wiary należy unikać podporządkowania się temu, kogo jednocześnie uznaje się za Następcę św. Piotra, Doktora Doktorów i Wikariusza Chrystusa na ziemi.
Jednak, na co zwraca uwagę Autor, abp Lefebvre znalazł się w wyjątkowo trudnej sytuacji i odczuwał wielką odpowiedzialność, „gdy z drżeniem rozważał ogrom tego, co pociągał za sobą sedewakantyzm.” Czytaj dalej