Biskup Sanborn odpowiada biskupowi Williamsonowi

To, co biskup Williamson ma wspólnego z Hansem Küngiem, to nie tylko to, że uznają tego samego „papieża”.

sanborn-williamson_med

Odpowiedź biskupowi Williamsonowi co do wakatu Stolicy Rzymskiej
Jego Ekscelencja Donald J. Sanborn

Wstęp

Niedawno temu biskup Williamson umieścił na swoim blogu Kyrie eleison serię artykułów, w których usiłuje obalić sedewakantyzm. Sądzę, że Biskup Williamson, ponieważ przyciągnął do siebie najbardziej zagorzałych antymodernistów w FSSPX, odkrywa u nich właśnie pewną skłonność do sedewakantyzmu. Niektórzy spośród nich są zadeklarowanymi sedewakantystami, choć w większości przypadków opinionistami. Oznacza to, że choć uważają, że Bergoglio nie jest papieżem, uznają opinię przeciwną, że Bergoglio jest papieżem, za posiadającą jakieś prawdopodobne argumenty na swą korzyść. Jestem pewien, że również moja niedawna podróż do Anglii namieszała co nieco.

W tym artykule odpowiadam na dwa blogowe artykuły biskupa Williamsona, numer 343 z 8 lutego, 2014 roku i 344 z 14 lutego, 2014 roku.

Niech mi będzie wolno zaznaczyć, że nie mam żadnego osobistego sporu z biskupem Williamsonem, pomimo wielu lat różnicy przekonań w przeszłości. Utrzymał dyskusję na wysokim i racjonalnym poziomie, więc i ja mam zamiar robić to samo.
Dla zwięzłości streściłem i sparafrazowałem jego argumenty.

Pierwszy argument
[Wyjęty z numeru 343]

Biskup Williamson broni stanowiska arcybiskupa Lefebvre’a, które akceptuje papieży Novus Ordo, ale jednocześnie przebiera ich nauczanie i dyscyplinę, wybierając to, co jest katolickie i odrzucając to, co jest niekatolickie. Mówi, że czynienie tego z własnego wyboru jest równoważne herezji, ale nie jest to równoważne herezji, jeśli dokonuje się wyboru w oparciu o dwa tysiące lat tradycji.

Odpowiedź. (1) Każdy heretyk powołuje się na jakąś formę objawienia, czy to Pismo święte, czy Tradycję, aby dokonać wyboru doktryny, co jest przeciwne nauczaniu Kościoła katolickiego. Zatem wybierając sobie doktryny tradycyjny katolik nie jest wolny od ducha herezji. Dlaczego? Ponieważ powołuje się na Tradycję poza i ponad magisterium Kościoła. Jednakże magisterium jest nieomylne i wobec tego jest z konieczności tradycyjne. (2) Hierarchia katolicka jest gwarantem zgodności obecnego nauczania z nauczaniem tradycyjnym. Nie możemy z jednej strony uważać jej za autorytet i jednocześnie mówić, że jej doktryna odbiega od Tradycji. Odbiegać od Tradycji to być w błędzie. W samym pojęciu nieomylności zawiera się to, że doktryna, której się naucza jest zgodna z Tradycją. Jakże mogłaby ona być nieomylna, jeśli odbiega od Tradycji? Jeśli ich doktryna odbiega od Tradycji, pozostaje powiedzieć tylko jedno: nie są autorytetem, bowiem pokazują, że nie nie cieszą się asystencją Chrystusa w promulgowaniu doktryny.

W związku z tym katolicy nie muszą i nie mogą przesiewać magisterium Kościoła w poszukiwaniu błędów czy herezji. Zasadniczym celem Kościoła katolickiego jest nieomylne nauczanie rodzaju ludzkiego w imieniu Chrystusa, który udziela Kościołowi wieczystej asystencji w tym właśnie celu.

Ponadto, system przesiewania magisterium w poszukiwaniu [tego, co należy do] Tradycji pozbawia autorytetu rzekomych papieży i biskupów. W takim przypadku autorytet tak naprawdę posiada przesiewający, bowiem to on ma ostatnie słowo w tym, co jest katolickie lub nie. Pozbawiając w ten sposób hierarchię Novus Ordo jej władzy nauczania, rządzenia i uświęcania Kościoła, biskup Williamson tak naprawdę w rzeczywistości argumentuje za sedewakantyzmem.

Drugi argument
[Wyjęty z numeru 343]

Biskup Williamson przytacza argument sedewakantystów mówiący, że soborowi „papieże” promulgowali fałszywe doktryny, dyscypliny i kult. Tak postępując niszczą niezniszczalność Kościoła, jeśli są prawdziwymi papieżami. Aby odeprzeć ten argument biskup przytacza przypadek Papieża Liberiusza (352 – 366), który, jak twierdzi, złożył swój podpis pod heretycką formułą. Mówi, że w tym przypadku niezniszczalność Kościoła nie działała poprzez papieża, ale poprzez świętego Atanazego, który pozostał prawowierny. Podobnie w naszych czasach, niezniszczalność jest zabezpieczona poprzez arcybiskupa Lefebvre’a i tych, którzy idą za nim.

Odpowiedź. Są tu trzy rzeczy, do których należy się odnieść. (1) Papież Liberiusz nie podpisał heretyckiej formuły. Faktycznie podpisał niejednoznaczną formułę nadając jej prawowierną interpretację. Ale nawet jeśli przyjmiemy, dla samego argumentu, że podpisał heretycką formułę, pewne jest to, że Papież Liberiusz nie nauczał tej doktryny wobec całego Kościoła. Natomiast fałszywe doktryny Soboru Watykańskiego II były promulgowane wobec całego Kościoła przez soborowych „papieży” i ich „biskupów”. Fakt ten stanowi istotną różnicę między przypadkiem Liberiusza i soborowych „papieży”. Stąd i analogia jest fałszywa.

(2) Niezniszczalność nie może być zachowana przez wierność jednego biskupa czy niektórych biskupów, do których wierni muszą przylgnąć. Kościół katolicki jest ze swej istoty hierarchiczny, wskutek czego nie można oddzielić jego działań i cech od papieża i hierarchii powszechnej. To, co oni czynią, czyni Kościół. Jeśli oni odpadną [od wiary] i on odpada. Dar prorokowania w Starym Testamencie, co było misją nieomylnego nauczania Boskiego objawienia wobec żydów, przez Chrystusa w Nowym Zakonie został przekazany katolickiej hierarchii. Stąd nie może istnieć „biskup-prorok” jak arcybiskup Lefebvre, który przesiewa nauczanie katolickiej hierarchii, w ten sposób stając się sam nieomylnym autorytetem. Nieomylność i niezniszczalność Kościoła katolickiego musi być sprawowana przez papieża i biskupów w jedności z nim. Nie może być zapewniona przez jednego czy kilku biskupów, którzy ustanawiają siebie samych jako poprawiających papieża i resztę hierarchii. Utrzymywanie takiej teorii niszczy samą Boską konstytucję Kościoła. Istotą katolicyzmu jest to, że posiada on hierarchię, która ma władzę nauczania, rządzenia i uświęcania w imieniu Chrystusa i z jednym i tym samym autorytetem, co autorytet Jezusa Chrystusa. Jeśli wierni, aby odkryć nadprzyrodzoną prawdę, muszą uciekać się do biskupów-proroków, demaskatorów, którzy stają do walki przeciwko owej hierarchii, sama natura i istota Kościoła katolickiego zawala się.

Innymi słowy, nikt nie może mówić w imieniu Boga ponad i poza hierarchią rzymsko-katolicką.

(3) Proponowany przez Biskupa Williamsona system przesiewania magisterium w celu ustalenia jego zgodności z Tradycją całkowicie obala katolicką zasadę wiary, którą jest magisterium Kościoła katolickiego. Jego system jest w istocie systemem protestantów. Utrzymują oni, że każdy poszczególny człowiek musi rozsądzić samodzielnie, co jest prawdziwą interpretacją Pisma świętego. Biskup Williamson mówi, że każdy katolik musi samodzielnie rozstrzygnąć, co uważa za zgodne z Tradycją, a co nie. Taka zasada wiary prowadziłaby dokładnie do tego, czym jest protestantyzm: zbiór ludzi, którzy nie posiadają absolutnie żadnej jedności wiary, którzy spierają się bez końca na temat tego, co Pismo święte mówi i którzy podzielili się na miriadę obozów dogmatycznych.

Istnieje wiele przypadków w historii Kościoła katolickiego, w których to powoływanie się na wyższy sąd Tradycji nad głowę magisterium doprowadziło do poważnych błędów. Donatyści, na przykład, stali się schizmatykami, ponieważ uważali, że Kościół błądzi w kwestii uznawania ważności sakramentów tych, którzy popadli w apostazję podczas prześladowań. Grecy popadli w schizmę w jedenastym wieku, ponieważ mówili, między innymi, że praktyka chleba nieprzaśnego w rycie rzymskim była nietradycyjna, a zatem nieważna. Odrzucili także prymat papieża na podstawie tego, że nie było to tradycyjne. Starokatolicy w wieku dziewiętnastym podobnie odrzucili nieomylność papieską, utrzymując, że nie było to tradycyjne. Nawet moderniści dowodzą, że Kościół katolicki rozwinął się z czasem w coś, czego nie można znaleźć w pierwotnym Kościele i wobec tego nie jest tradycyjny. Cała reforma liturgiczna lat sześćdziesiątych oparta była na fałszywym pojęciu archeologizmu, a mianowicie, że okres średniowieczny i trydencki stworzyły liturgię, która nie była spójna z pierwotną tradycją. Feeneiści utrzymują, że katolickiej doktryny chrztu krwi i pragnienia nie da się pogodzić z Tradycją, lecz że została ona wymyślona w dziewiętnastym wieku.

Biskupa Williamsona pojęcie przesiewania tradycji, co jest wymysłem Ecône, jest potencjalną puszką Pandory herezji i schizmy i stawia tradycyjnego katolika w najgorszym towarzystwie.

Trzeci argument
[Wyjęty z numeru 343]

Biskup Williamson prawidłowo stwierdza: „To, czego biskupi świata nauczają w jedności z papieżem, jest powszechnym zwyczajnym magisterium Kościoła, które jest nieomylne”. Następnie przedstawia argument sedewakantystów, a mianowicie, że skoro Sobór Watykański II został promulgowany przez soborowych „papieży” i „biskupów”, niemożliwe jest, by byli prawdziwymi papieżami i biskupami. Biskup Williamson odpowiada na to mówiąc, że powszechne zwyczajne magisterium Soboru Watykańskiego II i następnych lat nie było w zgodności z Tradycją. Nie jest zatem powszechnym zwyczajnym magisterium. Zatem argument sedewakantystów jest fałszywy.

Odpowiedź. Biskupa Williamsona pojęcie powszechnego zwyczajnego magisterium (zwyczajowa kolejność słów i dalej PZM) jest fałszywe. Wywodzi się z teorii, która powszechnie krążyła w Ecône, gdy tam byłem, że nauczanie nie zaliczało się do PZM, jeśli nie było zgodne z Tradycją. Jest zatem możliwe, w tej optyce, żeby Biskup Rzymu razem z całym ciałem biskupim nauczał cały Kościół doktryny, która faktycznie jest heretycką. Takie twierdzenie samo w sobie jest heretyckie.

Ekońskiego pomysłu przesiewania PZM nie da się znaleźć nigdzie w podręcznikach do teologii dogmatycznej ani w nauczaniu Kościoła katolickiego. Definicja PZM podana przez o. Reginalda Marię Schultesa OP, piszącego w 1931 roku, jest następująca: „Zwyczajne i powszechne magisterium sprawowane jest, gdy Kościół głosi doktrynę objawioną, naucza w swych szkołach, ogłasza ją poprzez swych biskupów i świadczy o niej oraz wyjaśnia ją poprzez Ojców Kościoła i teologów”. [Podkreślenie w oryginale]1

Wszyscy katoliccy teologowie są zgodni co do tej definicji.

X. Sylwester Berry pisze:

Zwyczajna władza nauczająca biskupów to ta, którą sprawują nauczając wiernych swych własnych diecezji poprzez listy pasterskie, kazania głoszone przez nich samych lub inne osoby zatwierdzone w tym celu i poprzez katechizmy lub inne pouczające książki wydane lub zaaprobowane przez nich. Gdy biskupi Kościoła, w ten sposób zaangażowani w wypełnianie obowiązku nauczania swego ludu, są praktycznie jednomyślni w głoszeniu doktryny dotyczącej wiary lub moralności, mówi się, że sprawują powszechną władzę nauczycielską i są wówczas nieomylni w stosunku do tej doktryny. Innymi słowy, doktryna dotycząca wiary i moralności, co do której praktycznie wszyscy biskupi Kościoła się zgadzają, jest nieomylnie prawdziwa. Wiara Kościoła wierzącego musi odpowiadać wierze przekazywanej przez biskupów, którzy stanowią ciało nauczające w Kościele. Zatem, jeśli biskupi jako ciało nie byliby nieomylni, cały Kościół mógłby zostać wprowadzony w błąd w każdej chwili i w związku z tym przestać być Kościołem Chrystusowym, ostoją i fundamentem prawdy.2

Aby dobitniej udowodnić mój argument, pragnę zwrócić uwagę na podręcznik do teologii dogmatycznej napisany przez x. Franciszka Diekampa w 1917, zatytułowany Theologiæ Dogmaticæ Manuale. Mówi:

Poszczególni biskupi sprawują wspomniane zwyczajne magisterium zarówno w swym zwyczajnym nauczaniu religijnym czy w nauczaniach tego typu, które występują z ich rozkazu i pod ich pieczą oraz w orzeczeniach ogłaszanych przez Najwyższych Pasterzy i podanych w formie pisemnej, w Synodach, czy to prowincjalnych, czy diecezjalnych, w potępieniu błędów w listach pasterskich, w publikacji katechizmów czy książek do pobożności, które rozpowszechniane są po całej diecezji, etc.

Księgi liturgiczne zatwierdzone przez biskupów, a zwłaszcza przez Biskupów Rzymu są wielkiej wagi w argumentach dotyczących dogmatów. Prawa, ryty i modlitwy w nich zawarte świadczą o wierze pasterzy i wiernych. Z jednomyślności, według której wszystkie Wschodnie i Zachodnie Kościoły zgadzają się w wierze, wywodzi się obowiązek udzielania przyzwolenia wiary. Papież Celestyn I [422-432] nauczał: „Spójrzmy również na święte tajemnice modlitw kapłańskich, które zostały przekazane przez Apostołów i są jednakowo odprawiane na całym świecie i w każdym kościele katolickim, aby prawo modlitwy ustanawiało prawo wiary” [podkreślenie w oryginale] (Epistoła XXI, 11).

Doktryna biskupów razem wziętych, podobnie jak definicja ex cathedra Rzymskiego Biskupa, nie staje się nieomylna poprzez przyzwolenie, które wierzący Kościół jej daje; jest natomiast nieomylna sama w sobie z racji Boskiej asystencji, poprzez którą uchroniona jest od błędu. [podkreślenie dodane]

Co do doktryny przedstawionej przez tych autorów, podobnie jak co do opisu PZM, zgodni są wszyscy teologowie. Przytaczanie wszystkich dowodów przekracza ramy tego artykułu.

Z drugiej strony, biskupa Williamsona pojęcia PZM nie można znaleźć w książce jakiegokolwiek teologa katolickiego czy też magisterium Kościoła. Biskupa Williamsona idea PZM wymaga, aby powszechne nauczanie Kościoła było badane i roztrząsane przez wiernych co do jego zgodności z Tradycją. W tym scenariuszu jest całkiem możliwe, by hierarchia nauczała herezji w jakiejkolwiek chwili, ale żeby nieomylność i niezniszczalność Kościoła były zachowane przez samo odrzucenie tego magisterium, na podstawie tego, że wierni nie uznają go za zgodne z Tradycją. Jest to tak absurdalne, jak mówienie „Kościół katolicki jest nieomylny, oprócz wtedy, gdy jest w błędzie”. Ponadto, system biskupa wymaga od wiernych dokonania osądu co do tego, czy przyjąć czy nie przyjmować powszechnego zwyczajnego magisterium na podstawie osobistego przekonania, że jest ono zgodne lub niezgodne z Tradycją. Innymi słowy, wierni muszą przesiewać nauczanie Kościoła powszechnego za każdym razem, gdy przemawia, aby odróżnić prawdę od fałszu. Jak wyżej powiedziałem, takie pojęcie magisterium pozbawia papieża i hierarchię autorytetu i przenosi go na poszczególnego człowieka, bowiem to on ma ostatnie słowo, gdy chodzi o zgodność lub niezgodność doktryny z Tradycją.

To, co biskup Williamson mówi o Tradycji można by również powiedzieć o Piśmie świętym. Co, jeśli uważam, że jakieś działanie magisterium Kościoła nie jest zgodne z Pismem świętym? Czy mam wówczas prawo odrzucenia go, jednocześnie uznając negującego Pismo święte papieża za prawdziwego Wikariusza Chrystusa?

Niewygodną rzeczywistością jest to, że pomysły biskupa Williamsona dosłownie odpowiadają temu, co arcymodernistyczny heretyk Hans Küng mówi w swej książce z 1970 roku zatytułowanej Nieomylny? Oto pytanie. Pisze on tam, że nieomylność Kościoła nie jest związana z formułami dogmatycznymi, które, jak mówi, mogą w rzeczywistości być błędne, ale z ogólnym i trwałym przywiązaniem Kościoła do prawdy. Küng stwierdza:

Niezłe towarzystwo...

Niezłe towarzystwo…

„Nieomylność, niezdolność zbłądzenia, w tym radykalnym znaczeniu, oznacza zatem fundamentalne pozostanie Kościoła w prawdzie, które nie jest wymazane przez poszczególne błędy. [podkreślenie w oryginale]3

Ale to, że Kościół jest wierny prawdzie nie jest absolutnie zależne od całkowicie ostatecznych nieomylnych twierdzeń, ale od jego pozostania w prawdzie we wszystkich – nawet błędnych – twierdzeniach”4.

Przytacza Iwona Congara, towarzysza arcymodernisty na soborze:

„Taka czy inna część Kościoła może błądzić, nawet biskupi, nawet papież; Kościół może być miotany przez burzę: na końcu ostatecznie pozostaje wierny”.5

I ta wypowiedź Künga podobna jest bardzo do stanowiska biskupa Williamsona:

„Gdzie zatem w tych ciemnych wiekach naprawdę była widoczna niezniszczalność Kościoła? Nie w hierarchii i nie w teologii, ale pośród tych niezliczonych i w większości nieznanych chrześcijan – i zawsze wśród nich istnieli biskupi i teologowie – którzy nawet w najgorszych okresach Kościoła słyszeli przesłanie chrześcijańskie i starali się żyć zgodnie z nim w wierze, miłości i nadziei”6.

„Oni byli prawdziwymi świadkami prawdy Chrystusa…”7

Küng przytacza wschodnich schizmatyków, aby dowieść swej myśli:

„Schizmatyccy patriarchowie napisali do Piusa IX w 1848: „Pośród nas, ani patriarchowie, ani sobory nie mogłyby nigdy wprowadzić nowego nauczania, bowiem stróżem religii jest samo ciało Kościoła, to jest sam lud (laos)”8.

Küng cytuje rosyjskiego schizmatyckiego teologa, Aleksego Chomiakowa, który mówi:

„Niezmienna stałość oraz nieskażona błędem prawda nauki chrześcijańskiej nie zależy od jakiegokolwiek hierarchicznego porządku; zabezpieczona jest przez całość, przez cały lud Kościoła, który jest Ciałem Chrystusa”9.

W anglikańskich Trzydziestu dziewięciu artykułach czytamy: „Tak, jak Kościoły jerozolimski, aleksandryjski i antiocheński pobłądziły; tak też Kościół rzymski pobłądził, nie tylko w swym [sposobie] życia i ceremonii, ale także w kwestiach wiary”.

Biskup Williamson nie może uniknąć zgody z tymi protestanckimi heretykami, bowiem utrzymując, że modernistyczna hierarchia jest hierarchią katolicką, nie może uniknąć wniosku, że „Kościół rzymski pobłądził”. Sedewakantysta, przeciwnie, utrzymuje, że te fałszywe nauki i praktyki Soboru Watykańskiego II nie pochodzą od Kościoła rzymskiego, ale od grupy kościelnych bandytów, heretyków, którzy udają, że stanowią katolicką hierarchię. Obowiązkiem katolików w czasie tego kryzysu jest zdemaskowanie owych uzurpatorów i piętnowanie ich jako fałszywych hierarchów.

To prawda, że musimy porównywać wszystko, co ktokolwiek mówi z tradycyjnym nauczaniem Kościoła. W podobny sposób porównujemy wszystko, co słyszymy, z pierwszymi zasadami rozumu i natychmiast odrzucamy to, co jest sprzeczne. W przypadku takim, jak nasz, gdy widzimy pozorną hierarchię katolicką nauczającą fałszywej doktryny i promulgującą fałszywy kult oraz grzeszne dyscypliny, konieczne jest wyciągnięcie wniosku, że nie ma wśród niej prawdziwych papieży czy biskupów, skoro niemożliwe jest, by prawdziwi papieże czy biskupi, razem wzięci, dopuścili się czegoś takiego. Odpadnięcie od wiary oraz nauczanie herezji wobec Kościoła powszechnego przez Sobór Watykański II jest nieomylnym znakiem, że Paweł VI nie był prawdziwym papieżem, i to nigdy nim nie był. Bowiem cały autorytet jakiegokolwiek soboru powszechnego opiera się na papieżu.

Nauka, którą właśnie przedstawiłem jest całkowicie zgodna z Pismem świętym, w którym święty Paweł, w liście do Galatów I, 8-9, stwierdza: „Ale choćby my, albo Aniół z nieba przepowiadał wam mimo to, cośmy wam przepowiadali, niech będzie przeklęctwem. Jakośmy przedtem powiadali, i teraz zasię mówię: Jeźliby kto wam opowiadał mimo to, coście wzięli, niech będzie przeklęctwem”. Proszę zwrócić uwagę, że nie mówi im, by przesiewali [nauki] nauczyciela fałszu w poszukiwaniu strzępków dobrej doktryny, lecz mówi im, by go zupełnie odrzucili. Niech będzie wyklęty. Doktryna ta jest także w zgodzie z bullą Pawła IV Cum ex apostolatus z 1559 roku, która wzywa do całkowitego odrzucenia Biskupa Rzymu, który okazał się być heretykiem, a nie do przesiewania jego doktryny.

Reasumując moją odpowiedź: powszechne zwyczajne magisterium, które jest nauczaniem dotyczącym wiary i moralności głoszonym przez wszystkich biskupów rozsianych po całym świecie, razem z Biskupem Rzymu, jest nieomylne. Doktryna ta została zdefiniowana na Soborze Watykańskim w 1870 roku i jest zawarta w Kodeksie Prawa Kanonicznego z 1917 roku. Stąd heretyckie jest nawet poddanie w wątpliwość tego, co nauczane jest przez powszechne zwyczajne magisterium. Jeśli to, co wydaje się być powszechnym zwyczajnym magisterium jest sprzeczne z nauczaniem Kościoła, wówczas koniecznym wnioskiem jest to, że nie może ono pochodzić od prawdziwej hierarchii Kościoła katolickiego, która posiada asystencję Chrystusa, by nie popełniać błędów w tym względzie. Odrzucanie powszechnego zwyczajnego magisterium jako fałszywego, przy jednoczesnym uznawaniu hierarchii, która go promulgowała, za prawdziwą rzymsko-katolicką hierarchię przeciwne jest konstytucji Kościoła. Biskupa Williamsona pojęcie powszechnego zwyczajnego magisterium jest fałszywe i wyjątkowo niebezpieczne, bowiem prowadzi katolika do wierzenia, że cały Kościół, Biskup Rzymu razem ze wszystkimi biskupami, jest w stanie nauczać błędu w kwestiach dotyczących wiary. Stąd nie można się posługiwać zasadami biskupa Williamsona dotyczącymi powszechnego zwyczajnego magisterium przeciwko argumentom za sedewakantyzmem, gdyż są fałszywe.

Czwarty argument
[Wyjęty z numeru 343]

Tu biskup Williamson próbuje rozbroić argument sedewakantystów, który głosi, że skoro soborowi papieże są publicznymi heretykami, nie mogą być papieżami. Odpowiada, że soborowi papieże, choć głoszą obiektywne herezje, subiektywnie nie są winni grzechu ani przestępstwa herezji z racji tego, że nie możemy udowodnić, poza drogą sądową, że naprawdę są świadomi zaprzeczania nauczaniu Kościoła.

Odpowiedź. Najpierw koniecznie trzeba przyjrzeć się rozróżnieniu między grzechem herezji a przestępstwem herezji. Grzech herezji jest aktem wątpienia w prawdę wiary katolickiej lub aktem negowania jej. Może być formalny lub materialny. Herezja formalna polega na wątpieniu lub negowaniu prawdy ze świadomością, że to, co się podaje pod wątpliwość lub neguje jest rzeczywiście katolickim dogmatem lub nauczaniem moralnym, a nie zwykłym wnioskiem teologicznym czy opinią jakichś teologów. Herezja materialna polega na wątpieniu lub negowaniu tego, co obiektywnie jest dogmatem katolickim lub nauczaniem moralnym bez świadomości, że nauczanie to należy do wiary.

Herezja jest również przestępstwem, to jest złamaniem prawa kościelnego, za które są pewne kary.

W obu przypadkach, jednakże, popełnienia grzechu lub przestępstwa, jeśli dokonano tego publicznie, pociąga to za sobą automatyczne wykluczenie z Kościoła katolickiego.

Teologowie moralni wyraźnie stwierdzają, że jedyną rzeczą, która usprawiedliwia herezję formalną jest nieświadomość. Konieczna [do tego] nieświadomość faktu, że zaprzecza się nauce katolickiej, która należy albo do uroczystego magisterium Kościoła, albo do powszechnego zwyczajnego magisterium.

Biskup Williamson chciałby, byśmy wierzyli, że gdy tylko ustali się zaistnienie herezji, i.e., że ktoś ogłosił herezję, zakłada się nieświadomość dopóki nie udowodni się, na drodze sądowej, że jest wprost przeciwnie.

W rzeczywistości prawdziwa jest odwrotność [tego twierdzenia]. Jest się niewinnym przed udowodnieniem winy we wszystkich sądach w odniesieniu do faktu przestępstwa, ale nigdy w odniesieniu do formalności (osobistej winy) przestępstwa. Gdyby to było prawdą, konieczne byłoby prowadzenie dwóch procesów za każde przestępstwo: jeden, aby udowodnić fakt, a drugi aby udowodnić, że przestępca naprawdę wiedział, co robił, gdy tak postępował. Wszelkie prawo zakłada formalną winę, gdy fakt przestępstwa jest znany. To samo jest prawdą w odniesieniu do grzechu. To brak formalności w grzechu – że ktoś jest bez winy z racji braku świadomości – musi być udowodniony.

Podam kilka przykładów. W przypadku masowej strzelaniny w kinie w Kolorado, która wydarzyła się w 2012 roku, adwokaci owego młodego mężczyzny w żaden sposób nie kwestionują faktu, że ich klient dopuścił się strzelaniny i morderstw. Starają się udowodnić, że strzelający nie był w pełni władz umysłowych, a zatem, ze względu na szaleństwo, nie jest tak naprawdę winny przestępstwa w obliczu prawa. Ciężar dowodu leży na nich; nie ma domniemania prawnego na rzecz młodego mężczyzny.

Był też słynny przypadek w Oyster Bay Cove, w Nowym Jorku, w budynku, który obecnie służy Bractwu Św. Piusa V za oratorium. Kilkadziesiąt lat temu popełniono w tamtym budynku morderstwo, dokonane przez żonę mężczyzny, którego wzięła ona w środku nocy za bandziora. Przyznała, że zastrzeliła go, ale utrzymywała, że zrobiła to przez pomyłkę, nie wiedząc, że był to jej mąż. Została uniewinniona. Ciężar dowodu świadczącego o nieświadomości leżał jednakże na niej, bowiem domniemanie prawa było przeciwko niej.

Dalej, była owa słynna sprawa w Waszyngtonie podczas amerykańskiej wojny secesyjnej, w której apelacja na podstawie tymczasowej niepoczytalności spowodowała uniewinnienie. Pewien mężczyzna przyszedł niespodziewanie do domu i odkrył swą żonę z innym mężczyzną. Mąż wpadł w taki szał, że natychmiast chwycił za strzelbę i zastrzelił kochanka kobiety. Przyznał w sądzie, że dokonał tego czynu, ale apelował, że był niewinny z powodu braku formalności czynu, mianowicie, że był tymczasowo niepoczytalny, z racji jego wyjątkowego gniewu.

Chodzi tu o to, że wszelkie prawo, z teologią moralną i prawem kanonicznym włącznie, zakłada winę, gdy uznaje się, że nastąpił fakt popełnienia grzechu. Osoba twierdząca, że nie jest winna z powodu niewiedzy musi udowodnić brak formalności poprzez konkretne dowody.

Biskup Williamson chciałby zatem, byśmy uwierzyli w absurdalność tego, że soborowi „papieże” nie znają wiary katolickiej. Mamy wierzyć, że Benedykt XVI, który publicznie neguje zmartwychwstanie ciał na końcu świata, nie wie, że doktryna ta stanowi część Credo apostolskiego, Credo nicejskiego i Credo atanazyjskiego.

Czwarty argument biskupa Williamsona zatem się sypie, ponieważ oparty jest na fałszywych zasadach dotyczących formalnej winy oraz na absurdalnym założeniu, że modernistyczni „papieże” mogą w ogóle być nieświadomi wiary.

Ponadto, to publiczny grzech herezji, a nie przestępstwo kanoniczne stanowi wystarczającą przeszkodę w przyjęciu papieskiego autorytetu.

Odpowiedź na numer 344

W tym odcinku przedstawione jest wyjaśnienie nieomylności Kościoła, które jednak dotknięte jest tymi samymi błędami, podobnymi do błędów Hansa Künga, które wspomnieliśmy wyżej. To [wyjaśnienie] usiłuje oderwać nieomylność i niezniszczalność od hierarchii.

W drugim akapicie biskup Williamson w bardzo jasny sposób wyraża katolickie pojęcie nieomylności Kościoła. W istocie mówi, że hierarchia Kościoła katolickiego posiada asystencję Chrystusa w taki sposób, że jest zachowana od błędu w nauczaniu doktryny katolickiej.

Jednakże, w trzecim akapicie biskup twierdzi, że ponieważ Bóg nie pragnie odbierać wolnej woli, ci sami ludzie Kościoła, którzy w akapicie numer dwa mieli asystencję Chrystusa [by unikać] popełniania błędów, są w rzeczywistości zdolni do ich popełniania. Nie ma to sensu.

Biskup stara się uratować nieomylność mówiąc, że Bóg nie pozwala, by Kościół stał się „całkowicie zniszczalny”. Dowodem tego jest to, że nawet soborowi papieże nauczali niektórych rzeczy, które były prawdziwe. Możemy wywnioskować, że Kościół mógłby częściowo odpaść [od wiary], i.e. nauczać pewnych błędów, ale nie wszystkich.

Następnie zadaje pytanie: „W jaki sposób jest się w takim przypadku zdolnym do rozróżnienia prawdy od fałszu?” Odpowiedź brzmi: poprzez przesiewanie, to jest, porównywanie tego, czego nauczają soborowi „papieże” z tradycyjnym magisterium.

Następnie powtarza tezę Künga, która mówi, że nieomylność Kościoła spoczywa nie tylko w hierarchii, ale w całym Kościele. „[Tradycja] była i jest tym, czym Bóg obdarzył cały swój Kościół jako całość, a nie tylko papieży, pod przewodnictwem nieomylnego Ducha Świętego” [podkreślenie w oryginale].

Hans Küng przyjąłby to twierdzenie z gorącym entuzjazmem. Küng mówi:

Kościół nie może jednak być utożsamiony z oficjalnym Kościołem, z papieżem i biskupami. Jest on raczej ukrytym, ale całkowicie rzeczywistym Kościołem tych, którzy naprawdę wierzą, który nie może błądzić, ponieważ Chrystus zgodnie ze swą obietnicą, trwa z nim aż do końca świata; on jest „filarem i utwierdzeniem prawdy” (I Tym. III, 15. W takim zakresie Kościół był zachowany nawet w okresie błądzącego i nieudanego papiestwa11.

Teoria biskupa Williamsona pragnie, byśmy uwierzyli, że nieomylność i niezniszczalność Kościoła jest zachowana przez przesiewanie przez wiernych papieskiego magisterium w poszukiwaniu błędów. W takim przypadku Duch Święty zapewnia Swoją asystencję Kościołowi wierzącemu, gdy nie udało Mu się zapewnić jej Kościołowi nauczającemu, i.e. hierarchii.

To absolutnie nie ma sensu. Jaki pożytek może mieć asystencja Ducha Świętego dla papieża i biskupów, jeśli nie jest On w stanie zachować ich od nauczania błędu wobec całego Kościoła. Jeśli nie jest w stanie zachować ich od błędu, co nam gwarantuje, że Tradycja jest prawdą?

Wnioski

Biskup Williamson mozoli się z pewnymi poważnymi błędnymi pojęciami dotyczącymi natury magisterium, nieomylności Kościoła, niezniszczalności Kościoła oraz natury grzechu i przestępstwa herezji, jak również podstawowych punktów prawa moralnego i powszechnego prawa karnego. Jego teorie o magisterium powodują w logiczny sposób, że on i jego uczniowie zmierzają ku herezji, że powszechne zwyczajne magisterium mogłoby rzeczywiście nauczać czegoś przeciwnego wierze.

Głównym błędem biskupa Williamsona jest to, że oddziela nieomylność i niezniszczalność Kościoła rzymsko-katolickiego od hierarchii tegoż samego Kościoła i przekazuje je przesiewającym wiernym.

W przeciwieństwie do tego, silną stroną argumentu sedewakantystycznego jest to, że absolutnie i wyłącznie utożsamia nieomylność i niezniszczalność z hierarchią rzymsko-katolicką. W rezultacie wadliwa hierarchia nie jest żadną hierarchią.

Jednakże biskupowi Williamsonowi umyka obraz całości oraz to, co jest absolutnie podstawowe: czy Sobór Watykański II i jego reformy są istotną zmianą wiary katolickiej czy czysto przypadłościową? Innymi słowy: czy religia, którą widzę w mojej lokalnej parafii, funkcjonująca pod kierownictwem i za aprobatą „papieża” Franciszka i lokalnego „biskupa” Novus Ordo jest religią katolicką? Jeszcze inaczej mówiąc: jeśli będę praktykował religię, która podawana mi jest przez tych, o których biskup Williamson mówi, że są papieżem i rzymsko-katolickimi biskupami, to czy pójdę do nieba? Czy ta religia podoba się Bogu, czy też się nie podoba? Czy to jest prawdziwa religia czy fałszywa?

Jeśli twierdzimy, że nowa religia jest istotnie tym samym, co przedsoborowy katolicyzm, że jest to religia katolicka oraz że człowiek może zbawić swą duszę wyznając i praktykując ją, wówczas po co w ogóle nam ruch tradycyjny? Stawianie oporu tym zmianom byłoby stawianiem oporu wierze katolickiej. Byłoby to podpisaniem swojego własnego wiecznego wyroku śmierci.

Jeśli z drugiej strony nowa religia jest istotną zmianą rzymskiego katolicyzmu, jeśli nie jest religią katolicką i nie podoba się Bogu oraz jest drogą do piekła, jak zatem możemy mówić, że promulgowana jest przez nieomylny i niezniszczalny Kościół?

W swych wyjaśnieniach biskup Williamson podaje standardową linię z Ecône, aby usprawiedliwić ich stanowisko uznawania i stawiania oporu. Chcą uznawać hierarchię Novus Ordo, ale jednocześnie stawiać jej opór niemal we wszystkim. Potępiają Sobór, Nową Mszę, nowe sakramenty. Mówią ludziom, aby nie chodzili na Msze zatwierdzone przez tę tak zwaną hierarchię rzymsko-katolicką. Ponieważ nic z tego nie ma najmniejszego sensu w teologii katolickiej, nowa teologia musiała zostać wymyślona przez Ecône, aby usprawiedliwić samą siebie. Pamiętam to. Słyszałem już wcześniej te wszystkie rzeczy. Słyszałem, jak arcybiskup Lefebvre powiedział na wykładzie: „Magisterium Soboru Watykańskiego II jest tylko zwyczajnym magisterium, które nie jest nieomylne”. Wówczas wierzyłem temu; odkryłem później, że był to bardzo poważny błąd, nawet herezja, jak się przedstawia w swym kształcie. To także arcybiskup Lefebvre był tym, który używał analogii i słowa przesiewania magisterium i dyscyplin hierarchii Novus Ordo w celu ustalenia, co jest katolickie, a co jest modernistyczne.

Teologia Ecône odbiera nieomylność i niezniszczalność Kościoła katolickiej hierarchii, co jest nauczaniem Kościoła, a umieszcza je w osobach wiernych, czyli w Kościele wierzącym. Postępując w ten sposób czyni się z Kościoła katolickiego kościół protestancki, w którym poszczególni ludzie są natchnieni przez Ducha Świętego, aby dojść do prawdy.

Nauczanie katolickie głosi, że to Kościół nauczający, hierarchia rzymsko-katolicka, jest nieomylną strażniczką Tradycji i nieomylnie przedstawia ją całemu Kościołowi. W rzeczywistości, gdyby to nie było prawdą, nie byłoby żadnej Tradycji, z którą możnaby porównywać Sobór Watykański II i jego reformy. Jak bowiem powiedział dziewiętnastowieczny teolog De Groot w swym traktacie o Kościele: „Ktokolwiek oddziela obronę i zachowanie tradycji od nieomylnego magisterium Kościoła, odbiera nieomylną pewność tych tradycji w stosunku do ludzi” [podkreślenie w oryginale]12.

Jak na ironię, i biskup Williamson i Hans Küng oddzielają obronę i zachowanie tradycji od hierarchii Kościoła katolickiego.
Choć z pewnością biskup Williamson nie chce mieć nic wspólnego z herezją, niemniej jednak dzięki swej ekońskiej teologii stał się najbliższym sąsiadem Hansa Künga.

Przypisy:
1 Schultes, Reginald-Maria, De Ecclesia Catholica Prælectiones Apologeticæ, (Lethielleux, Paryż 1931), s. 355.
2 Sylwester Berry, D.D., The Church of Christ (Kościół Chrystusowy), (B. Herder, Saint Louis, 1927) ss. 466-467.
3 Hans Küng, Infallibility? An Inquiry (Nieomylność? Dochodzenie), (Doubleday, Garden City, Nowy Jork, 1971), s. 181.
4 Ibid., s. 182.
5 Przytoczone w ibid., strona 183.
6 Ibid., strona 189.
7 Ibid.
8 Przytoczone ibid., strona 200.
9 Przytoczone ibid., strona 201.
10 X. Cekada napisał wspaniały artykuł na temat i grzechu i przestępstwa herezji, który można znaleźć na stronie traditionalmass.org (tłumaczenie polskie – przyp. tłum.).
12 Küng, op.cit., s. 195.
12 J.V. De Groot, O.P., Summa Apologetica de Ecclesia Catholica, (G.J. Manz, Ratyzbona, 1906) s. 765.

Tłumaczył z języka angielskiego Łukasz Paczuski. Za: strona internetowa Seminarium Trójcy Przenajświętszej.

Tłumaczenie na język polski za: sedevacante.pl.

39 comments on “Biskup Sanborn odpowiada biskupowi Williamsonowi

  1. Zygmunt pisze:

    „Wiem ja, że Oblubieniec Chrystus Pan nie zapomni nigdy Oblubienicy swojej Kościoła wojującego: wiem że jest nierozłączony z temi, którzy w Kościele Katolickim są wierni, i przy nim żarliwi zostają. Wiem że bramy piekielne nie przełomią nigdy władzy Duchownej”.

    Krzysztof Andrzej Jan Szembek, Róże Tajemnic Niebieskich… albo Kazania…, Braniewo 1740, s. 121.

    • Szanowny Panie,

      I nieprzemogą, bo przemóc nie mogą. Wielu katolickich teologów o tym mówiło. Dlatego mówienie, że Władza Duchowna może nam podawać truciznę w postaci heretyckiej nauki czy prowadzącej do potępienia praktyki, zakrawa bluźnierstwem.

      FSSPX naucza straszliwych błędów. Bp Williamson jest typowym nauczycielem tej fałszywej szkoły teologicznej.

      Niemniej jednak, tak, jak władza duchowna lokalnie odpadła od wiary w wiekach wcześniejszych (przecież Nestoriusz był patriarchą Konstantynopola, cała hierarchia w Anglii odpadła w herezję i schizmę w XVI wieku, etc.), tak i władza duchowna w XX wieku odpadła od wiary. Lecz tym razem w samym Rzymie. Contra factum non est argumentum.

      In Christo Rege,
      Pelagiusz

      • Zygmunt pisze:

        Wydaje się to jednak sprzeczne z tym co mówi biskup Szembek.
        Wedle teorii sedewakantystycznej nie ma obecnie żadnego biskupa ordynariusza?

        • Szanowny Panie,

          Katolicka doktryna według której heretyk czy apostata traci automatycznie urząd jest nauką zgodną z dogmatem o nieomylności i niezniszczalności Kościoła. Sedewakantyzm jest po prostu stanowiskiem teologicznym, który zastosowuje tę zasadę do obecnych okoliczności, w których jasne jest, że „soborowi papieże” nie posiadają autorytetu Chrystusowego.

          Na pytanie ostatnie więc można z łatwością samemu sobie odpowiedzieć.

          In Christo Rege,
          Pelagiusz

          • Zygmunt pisze:

            Jeśli więc stanowisko sediswakantystyczne przyjmuje że nie ma obecnie żadnego biskupa ordynariusza, bo tak przy swym słabym umyśle domniemywam, to rozumiem, iż według tegoż stanowiska biskup Szembek mylił się głosząc: „Wiem że bramy piekielne nie przełomią nigdy władzy Duchownej”.

            • Szanowny Panie,

              Dlatego tak Pan uważa, ponieważ interpretuje ten fragment. Jestem przekonany, że należy go interpretować zgodnie z myślą teologów i papieży, którzy mówili, że błąd i herezja nigdy nie będą nauczane przez najwyższą Władzę Duchowną, jaką jest Papież. To dopiero jest sprzeczne z obietnicą Pańską.

              Inaczej doszlibyśmy do absurdalnego stwierdzenia, że skoro biskup umarł, i go nie ma, to bramy piekielne przemogły Władzę Duchowną. Poza tym, skąd ma Pan pewność, że bp Szembek mówił w tym kazaniu (to zresztą nie traktat teologiczny o „papieżu heretyku”) o ogóle Władzy Duchownej, a nie o Władzy Duchownej jako indywidualnym biskupie ordynariuszu?

              In Christo Rege,
              Pelagiusz

              • Zygmunt pisze:

                Z tekstu wynika, że chodzi o władzę jaką mają biskupi, również wiec proboszczowie, czy wyżej – papież. Nie ma powodów by interpretować ten tekst, w ten sposób, że zawsze się znajdzie jakiś kapłan, który udzieli nam sakramentów.

                Przedstawiona interpretacja tekstu wygłoszona przez Szembeka, idzie dalej – jest konkretniejsza, od tej, którą Pan przytoczył, ale pojawiła się druku, który ma imprimatur, który został przygotowany przez Jezuitów ze Świętej Lipki i bardzo porządnie wydany w Braniewie, więc nie wchodzi tu w grę jakaś niedbałość, przeoczenie. Przytoczyłem ją właśnie dlatego że jest sprzeczna z teorią sedewakantystyczną, bo wedle niej (jeśli ją dobrze znam) nie ma obecnie takiej władzy, o której mówił biskup Szembek.

                • Szanowny Panie,

                  Z tekstu nie wynika nic. Pan go interpretuje na swój sposób, czyli sposobem protestantów czy dzisiejszych gallikanów. JEDEN cytat bez oficjalnej interpretacji Władzy Duchownej nie obali „sedewakantyzmu”, co Pan stara się tak usilnie i daremnie uczynić.

                  Co zatem z Nestoriuszem, który był władzą duchowną, bo Patryarchą Konstantynopola? Co zatem z całą praktycznie hierarchią w Anglii w XVI wieku? Popadli w herezję/schizmę i odpadli od Kościoła mocą samego faktu. Otóż te fakty historyczne zaprzeczają prawdziwości Pańskiej interpretacji.

                  Imprimatur nie jest istotne. Na razie Pan nie wykazał, w jaki sposób kazanie pewnego biskupa jest sprzeczne z faktami dzisiaj widocznymi.

                  Natomiast utrzymywanie, że „soborowi papieże” są katolickimi papieżami jest sprzeczne z jednomyślnym zdaniem teologów katolickich, których tylko kilka przykładów zebrałem tutaj.

                  Uporczywe utrzymywanie, że jawny heretyk może być Wikariuszem Chrystusa również zakrawa o bluźnierstwo. Pan Bóg przywróci Papieża na tron piotrowy w czasie, jaki uzna za stosowny. Ale nie da nam nigdy herezji, jak soborowi uzurpatorzy, jako nauki najwyższej władzy Kościoła, bowiem „bramy piekielne go nie przemogą”. A sam Chrystus modlił się, aby nie ustała wiara Piotra, aby ten utwierdzał w wierze braci swoich (św. Łukasza XXII, 32). Czyżby modlitwa samego Syna Bożego była daremną?

                  In Christo Rege,
                  Pelagiusz

                  • Zygmunt pisze:

                    Proszę się skupić na treści wypowiedzi Jaśnie Oświeconego Księcia Biskupa Warmińskiego. Mówi on o „władzy Duchownej”.

                    1. Można przyjąć, że chodzi o inną władzę niż pasterska – wtedy trzeba to udowodnić. Z kontekstu wypowiedzi wynika, że o tę władzę chodzi.
                    2. Można przyjąć, że chodziło mu o władzę pasterską i mylił, albo nie mylił się.

                    W swoich odpowiedziach porusza Pan najróżniejsze tematy, zamiast się skupić na tym co stanowi przedmiot komentarza. Skupiając się na treści zarzutu można go obalić, albo uznać jego słuszność.

                    Dotyczy to również poprzednich artykułów.

                    • Szanowny Panie,

                      Ciężar dowodu leży po Pańskiej stronie. Jak dotąd nie wykazał Pan, w jaki sposób jeden cytat jakiegoś biskupa, jednego z tysięcy tysięcy, obala „sedewakantyzm”. Ja natomiast kilkakrotnie skupiłem się na Pańskim argumencie i obaliłem go (przykłady Nestoriusza, hierarchii angielskiej, jednomyślne zdanie teologów, niejasność terminu, zwykłe kazanie a traktaty teologiczne).

                      Nie za bardzo też rozumiem, czym jest „władza pasterska”. Jest to termin wieloznaczny, zwłaszcza że Pan nadaje własną interpretację fragmentowi przytaczanemu. Hierarchia katolicka posiadająca pełnię jurysdykcji ma władzę potrójną: władzę rządzenia, nauczania, uświęcania. Czy pod terminem „władza pasterska” ma Pan na myśli wszystkie trzy, czy jedną z nich???

                      Widzę, że nie pojmuje Pan, że to Pan nadaje specyficzną interpretację przytoczonemu cytatowi, aby udowodnić z góry ustaloną tezę, że „sedewakantyzm jest fałszywy”. A ja nie będę się spierał wokół prywatnej interpretacji jednego jedynego cytatu jednego jedynego biskupa, jakiekolwiek by nie były tytuły, którymi zaopatrza się jego nazwisko. Zwłaszcza, gdy jednocześnie teologowie katoliccy jednomyślnie twierdzą, że Papież, jako osoba prywatna może popaść w herezję i wówczas utracić swój urząd papieski. Bowiem Papież jako Papież nie może być heretykiem. Jakoś tym wszystkim teologom nie śniło się, że kłóci się to z obietnicą Pańską, „że bramy piekielne nie przemogą” Kościoła.

                      Zatem póki Pan nie udowodni swej tezy (na przykład opierając się w swej interpretacji na autentycznych komentarzach teologów czy magisterium, a nie prywatnym osądzie), nie będę się więcej odnosił do tego tekstu.

                      In Christo Rege,
                      Pelagiusz

                  • Zygmunt pisze:

                    Szanowny Panie!

                    Z treścią wypowiedzi biskupa Szembeka zgadza się (w formie hipotetycznej) br. Piotr Maria OP w książce: „Czy oni rzeczywiście są biskupami?”, Warszawa 2014, s. 23-24, w słowach: „Zatem, jeśli nowy ryt [święceń biskupich – przyp. Zygmunt] jest nieważny, Kościół Rzymski jest pozbawiony hierarchii, co wydaje się być sprzeczne z obietnicami Chrystusa („bramy piekielne go nie przemogą”).

                    W obu podanych przez Pana przypadkach historycznych, hierarchia nie przestała istnieć w całości, poniosła tylko różne straty (historii też wiele biskupstw przestało istnieć – stąd biskupstwa tytularne nadawane sufraganom). W Anglii działała z zewnątrz przez misjonarzy, których wysyłała.

                    Z Panem Bogiem!
                    Zygmunt

                    • Szanowny Panie,

                      Ciekawe, czy br. Piotr Maria interpretuje, jak Pan, mocą własnego autorytetu, czy też podaje jakiekolwiek przedsoborowe źródło interpretacji omawianego fragmentu Pisma św.

                      In Christo Rege,
                      Pelagiusz

    • Szanowny Panie,

      Pozwolę sobie jednak jeszcze dodać coś, skoro znalazłem kolejną prawowierną wykładnię Pańskiego cytatu:

      „Teza LXX. Kościół nauczający i strzegący skarbu wiary jest nieomylny

      1. Chrystus Pan mówi do św. Piotra (Mt. 16, 18): „A ja tobie powiadam, iżeś ty jest opoka, a na tej opoce zbuduję Kościół mój: a bramy piekielne nie zwyciężą go”. W tych słowach zawiera się zapowiedź nieomylności Kościoła.”

      Ale: „Teza LXXI. Biskup sam dla siebie nie jest nieomylny” (x. Jacek Tylka, Nieomylność Kościoła)

      Cytat ze świętego Mateusza dotyczy nieomylności papieskiej i Kościoła.

      In Christo Rege,
      Pelagiusz

      • Zygmunt pisze:

        Rozumiem więc, że uważa Pan, że biskup Szembek się mylił.

        • Szanowny Panie,

          Pan się myli w Pańskiej interpretacji osobistej. Nie wiem, co miał bp Szembek na myśli, ale wiem, jak w zasadzie wszyscy teologowie interpretowali dany fragment. Odnosi się on do nieomylności, czyli bezbłędności z prawa, to znaczy niemożności popełnienia błędu i nauczania błędu w tym, co dotyczy wiary i moralności. Jak dotąd Pan nie podał żadnego autorytetu na poparcie swego osobistego rozumienia.

          Widzę, że rzeczywiście nie ma sensu dalsza dyskusja z protestantem. Brak mi czasu na powtarzanie się.

          Zapewniam o modlitwie.

          In Christo Rege,
          Pelagiusz

  2. Lutius Vorenus pisze:

    To smutne że biskupi Sanborn i Wiliamson polemizują ze sobą zamiast ściśle razem współpracować w walce z religią Novus Ordo-obaj mają ku temu świetne predyspozycje i autorytet , lecz zamiast tego trwa tylko wymiana argumentów.Najbardziej antymodernistyczni zwolennicy FSSPX mają silną skłonność do sedewakantyzmu-tę skłonność należy właśnie pielęgnować a nie wyrywać -poznanie prawdy i życie w niej jest warunkiem prawdziwej wolności.Mam nadzieję że obaj wreszcie się dogadają i bp . Wiliamson zrozumie swój błąd że w obecnej walce nie jest jedyną wyrocznią w tej ważnej sprawie tylko Tradycja i magisterium Kościoła -Paweł IV, kodeks z 1917r. , kardynał Bellarmin i inni . Tego należy się trzymać a Novus Ordo odrzucić .

    • Szanowny Panie,

      Doprawdy, bp Williamson w wielu drugorzędnych kwestiach jest naprawdę na poziomie wysokim. Gdyby tylko porzucił ekońską szkołę teologiczną stanowiłby wspaniały atut katolickiego ruchu oporu (nie tego udawanego, który legitymizuje apostatów jednocześnie stawiając im opór).

      In Christo Rege,
      Pelagiusz

  3. ATW pisze:

    Po 10 czy 12 latach czytania o tym wszystkim nadal nie dostrzegam pewnej istotnej różnicy. O ile dobrze rozumiem, sedewakantyści uważają, że dobry katolik nie powinien (nie wolno mu) oceniać doktryny podawanej przez papieży, nie powinien na własną rękę porównywać jej z Tradycją etc. A jednak przecież sedewakantyści, podobnie jak „piusowcy”, ostatecznie to właśnie robią – w pierwszym kroku swego rozumowania. Dokonują oceny – tego mianowicie, czy Magisterium czy też rzekome Magisterium jest katolickie. Oczywiście twierdzą, że to co innego, albowiem podobno nie robią nic innego, jak tylko stosują zasadę niesprzeczności. No, ale cóż odpowiedzieliby Loyoli: „Tak dalece winniśmy być zgodni z Kościołem katolickim, ażeby uznać za czarne to, co naszym oczom wydaje się białe, jeśliby Kościół określił to jako czarne…”? ———————— No i czy w końcu sedewakantyzm w praktyce nie prowadzi – być może tak samo jak FSSPX, ok – do przerobienia katolicyzmu na coś a’la protestantyzm? Pan Pelagius i inni polscy sedewakantyści jakoś unikają tego trudnego wątku, ale wystarczy trochę pogooglować, by stwierdzić, że poza granicami kraju (a kto wie, może już i u nas) jest to niemiłosiernie skłócone środowisko – mnóstwo „niezależnych księży”, rozmaitych grupek uważających się za „ostatki Kościoła” etc. ——————- Co więcej, jest nieprawdą, co twierdzą sedecy, gdy ich w tej kwestii przycisnąć, że „spory dotyczą kwestii drugorzędnych” etc., ponieważ niemal za każdym razem sprawy stawiane są na ostrzu noża. Np. sedewakantyści kłócą się o sedeprywacjonizm i sed. właściwy, o ważność posoborowych chrztów (bp Oravec), o chrzest krwi i pragnienia, o „naturalne planowanie rodziny” etc. ———————- Ostatecznie z punktu widzenia np. braci Dimond biskup Sanborn jest nie bardziej katolikiem niż bp Williamson. A oczywiście tymże Dimondom kto inny (np. sekta z Truth and Consequences) zarzuca herezję. Znowuż znamy FSSPV, które nie akceptuje linii bp Thuca – i tak dalej. A sławetnemu x. Coomaraswamy (Ramie) bycie katolikiem-tradycjonalistą-sedewakantystą nijak nie kłóciło się z byciem „followerem” (jak powiedzieliby Anglosasi) perennializmu Guenona i Schuona ———————— Tak więc wychodzi na to, że zostanie sedewakantystą nie gwarantuje w żaden sposób zostania „prawdziwym katolikiem”. Bo u kogo jest przechowywana Tradycja? U bp Sanborna (sedeprywacjonisty)? U bp Dolana (sedewakantysty)? W FSSPV? U bp Oraveca? W sekcie Johna Ibranyi? W Most Holy Family Monastery? I tak dalej.

    • Szanowny Panie,

      Choć Pański komentarz zaczyna się do poważnej obiekcji, dość prędko widać, że nacechowany jest „duchem personalizmu” (bardzo lubię to wyrażenie x. Stehlina).

      O zarzucie „osądzania” heretyckiego pseudomagisterium pisze w powyższym tekście bp Sanborn. Nie mam co dodać.

      Dalej, popełnia Pan typowy dla „przesiąkniętych duchem personalizmu” liberałów, dla których jasność doktryny nie jest osiągalna, a są zagubieni, gdy widzą ludzi skłóconych. Należy potrafić odróżnić osoby od poglądów, które wyznaje. Po 10 czy 12 latach czytania o tym wszystkim nadal najwyraźniej nie wie Pan, czym jest sedewakantyzm.

      U podstaw tego błędu leży również postrzeganie „sedewakantyzmu” jako instytucji porównywalnej z Kościołem, czy zgromadzeniem zakonnym. Tym sedewakantyzm nie jest. Omówiłem nieco szerzej ten temat w odpowiedzi innej osobie, do której odsyłam i Pana.

      Dalej, kwestie, które Pan porusza są doprawdy bolesne, niemniej jednak żadną miarą nie dotyczą istoty problemu. Choć tylko stanowisko sedewakantystyczne jest do pogodzenia z wiarą świętą katolicką w obliczu dzisiejszej apostazji samej hierarchii, to to, że ktoś uznaje wakat Stolicy Apostolskiej nie oznacza, że od razu będzie on święty i bezbłędny. Wszyscy sedewakantyści uznają wakat (sprawa przyjmujących tezę z Cassiciacum i tzw. sedewakantystów totaliter jest tu doprawdy znowu drugorzędna: to wszyscy sedewakantyści), choć w sprawach drugorzędnych mogą nie dojść do prawdy, czy to z powodu ślepoty, niewiedzy, czy złej woli. Sedewakantyści, jak wszyscy, nie są pozbawieni ludzkich wad. Zarzucanie „sedewakantyzmowi”, że sedewakantyści kłócą się o to, czy tamto jest równie rozsądne, jak zarzucanie Polakom, że kłócą się o to, czy Rosja jest gorsza od Niemiec, czy Niemcy są gorsze od Rosji, czy zarzucanie komuś, że stał się ateistą, ponieważ ksiądz ma dziecko z gosposią, etc.

      W związku z tym błędnym jest też postawienie problemu w postaci „Tak więc wychodzi na to, że zostanie sedewakantystą nie gwarantuje w żaden sposób zostania ‘prawdziwym katolikiem’”. Sedewakantysta może być prawdziwym katolikiem, ale nim nie musi być. Może na przykład odrzucić chrzest pragnienia, ale wtedy jest sedewakantystą-heretykiem. Nie udowadnia to wcale błędności stanowiska sedewakantystycznego. Z kolei pewne jest, że nie-sedewakantysta w zasadzie musi negować przynajmniej jakiś artykuł wiary, choćby implicite i może nie do końca świadomie. Ale Bóg sam osądzi.

      Nie unikamy zatem „jakoś tego trudnego wątku”. Nie świadczy on o niczym innym, jak o samym wakacie, bowiem nie ma najwyższej władzy, która mogłaby rozstrzygnąć pewne kwestie sporne.

      Jeśli chce Pan wnieść coś konkretnego do poważnej dyskusji, to proszę podać jakieś konkretne zarzuty wobec treści tekstu. Szkoda tracić czas na „personalistyczne” dyskusje. Niestety większość ludzi pochłaniają tego typu bezsensowne dywagacje.

      In Christo Rege,
      Pelagiusz

      • ATW pisze:

        Drogi Panie, akurat to są niezwykle istotne dyskusje. W istocie bowiem – jaką mam gwarancję, że to akurat bp Sanborn przekazuje mi wiarę katolicką a nie np. bracia Dimond czy FSSPV? To nie jest, moim zdaniem, jałowa kwestia.

        Co do 10 czy 12 lat – no cóż, ja mam inne podejście, mnie dziwi raczej beztroska, z jaką niektórzy potrafią po „wakacyjnym przeglądzie tekstów z ultramontes” (bo tak, o ile dobrze pamiętam, można podsumować Pańską transformację, bez urazy) nagle stać się bezkompromisowymi szermierzami sedewakantyzmu (analogicznie dziwią mnie tacy, którzy prawdopodobnie po kilku równie szybkich lekturach potrafią ogłosić konkurencyjną tezę o „papieżu ukrytym” i z równą pewnością siebie ją propagować gdzie się da).

        Widzi Pan, ja oczekiwałbym od sedewakantyzmu, że będzie ROZWIĄZANIEM kryzysu Kościoła, natomiast najciekawsze jest to, że większość poznanych przeze mnie sedewakantystów (osobiście i poprzez ich teksty w internecie) nie ma na to tak naprawdę pomysłu. „Nie ma papieża, no cóż, być może już nigdy go nie będzie, tego nie wiemy” etc. Oczywiście można wybrać papieża (konklawizm) – no, ale – jak wiemy – rozmaici „poważni” sedewakantyści odrzucają to rozwiązanie i uważają jego dotychczasowe praktyczne próby za groteskowe (Michał I, Pius XIII etc.). ———————-

        Za link do odpowiedzi, którą przedstawił Pan p. LUK-owi dziękuję, zaraz się zapoznam.

        Natomiast co do ostatniego Pańskiego zdania, to – proszę wybaczyć – ale odbieram je jako dość lekceważące. Jako coś o wymowie w rodzaju: „Raz Panu odpisałem, ale nie życzę sobie, żeby mi Pan tu więcej bruździł, a na tym blogu to ja ustalam, co jest pożyteczną dyskusją, a co ‚personalistycznymi’ dyrdymałami”. Oczywiście – faktycznie, Pańskie prawo, ale chyba zależy Panu na przekonaniu ludzi, a nie na ich zniechęcaniu :-)

        • Szanowny Panie,

          Są to niezwykle nieistotne dyskusje. Jeśli chodzi o braci Dimond, odrzucają oni naukę katolicką wyrażoną przez wielu papieży i teologów. Kwestia całkowicie zamknięta. Oni po prostu nie są katolikami. CSPV (FSSPV) odrzuca „tylko” konsekracje dokonane przez abpa Thuca, ale z niewiedzy albo złej woli. Po wykazaniu im błędu, raczej ze złej woli (zatwardziałości). Istnieje wiele tekstów dotyczących tej sprawy w Internecie, warto się z nimi zapoznać. Cała strona „The Thuc Bishops” poświęcona jest tematowi. Niedawno temu x. Cekada zamieścił kolejne świadectwa dotyczące osoby Arcybiskupa (tu i tu). Dla ludzi nadal niepewnych, jak Pan, postaram się może przetłumaczyć. Sprawa jest zatem równie zamknięta.

          Ale i kapłani CSPV i praktycznie wszyscy inni sedewakantyści wyznają tę samą wiarę (liczby się tu nie liczą, rzecz jasna, ale podam choćby nazwiska żyjących dziś bpa Dolana, bpa Sanborna, bpa McKennę OP, bpa Pivarunasa CMRI, bpa Morello, bpa Neville’a, bpa Oraveca, bpa Stuyvera, bpa Martineza i dziesiątki księży na świecie oraz tysiące wiernych). Po 10 czy 12 latach winien Pan to zauważyć.

          Dalej, chyba żartuje Pan co „wakacyjnego przeglądu tekstów”. Chodzi o prawdę, a nie moją osobistę przeprawę przez neokościół, lefebryzm i sedewakantyzm. Nie będę rozpisywał osobistych świadectw, zalany jest nimi Internet. Jeśli natomiast jest ktoś przekonany do swojej wiary, to ją wyznaje nie tylko słowem, ale i czynem. Jak dotąd jeszcze nie przekonywał mnie Pan do soborowej religii (chyba, że jest Pan ateistą lub liberałem). Istotą liberalizmu, powszechnego dziś, jest to, że nie działa się spójnie z poglądami, ponieważ poglądy nie są istotne.

          Teza o „papieżu ukrytym” kłóci się z rozumem. Są to nieuki, które nie przeczytały jednej książki do teologii. Ale mniejsza o to. Kto czyta, niech rozumie. Argumenty same za siebie mówią.

          Sedewakantyzm jest wnioskiem teologicznym i jako taki nie jest systemem czy szkołą teologiczną (jak Pan wie, niektórzy różnią się co do szczegółów). Jest on raczej opisem faktu, niż remedium na sytuację, która jest doprawdy wyjątkowa. Ostatecznie jednak chodzi o to, by zbawić swoją duszę. I na tym mi zależy, żeby Pan poszedł do nieba. Ja wiem, że w dzisiejszych czasach tylko całkowite odcięcie się od heretyków (jak zresztą we wszystkich czasach) stanowi podstawowy warunek, by zbawić swoją duszę. W soborowej religii wyznaje się herezję na herezji, praktykuje się grzech ciężki jako „powszechną praktykę Kościoła”. Nie można się tam zbawić. Jeśli Pan uważa inaczej, życzę powodzenia i prawdziwej łaski Bożej, której Bóg nie odmawia tym, którzy go szukają. Nawet tym, którzy postępują w niezawinionej ignorancji. Gdy już ktoś trwa w zawinionej, nie mi osądzać.

          Zapewniam o modlitwie.

          In Christo Rege,
          Pelagiusz

  4. Ciekawy i wyjątkowo trafny komentarz do „Komentarzy” bpa Williamsona: „Bishop Williamson is Infallibly Wrong”, w wielu punktach pokrywający się z krytyką bpa Sanborna.

  5. Lutius Vorenus pisze:

    Sedewakantyzm da się streścić najprościej w ten sposób: po śmierci Piusa XII w 1958 roku masoneria dokonała puczu na konklawe i od tego czasu osadza jako głównych gospodarzy na Watykanie swoich ludzi których ogromna większość katolików uznaje za Papieży , lecz żaden z nich tak naprawdę nie jest żadnym Papą tylko przebierańcem -propagują fałszywą naukę , fałszywy kult , zniszczyli niemal wszędzie sukcesję apostolską przez zmiany w rytuałach święceń i konsekracji pod koniec lat 60′ , wykonują dyrektywy synagogi szatana i zatruwają umysły milionów ludzi duchowym wirusem Ebola. Ludzie są straszliwie zdezorientowani. Od ponad 40 lat mamy spontaniczny ruch tradycjonalistyczny który z racji braku prawdziwego Papieża jest mocna rozbity na różne grupy począwszy od sedewakantystów którzy czekają na prawdziwego następcę Piusa XII a skończywszy na wszelkiej maści indultowcach dla których liczy się tylko kadzidło i łacina w bocznej nawie modernistycznej katedry w niedzielnej porze obiadowej-reszta problemów jest zbywana przez nich milczeniem. Tą samą drogą podąża 80 % spuścizny śp. arcybiskupa Lefebvre. Jakie będzie rozwiązanie tego tragicznego problemu? Konklawizm tradycjonalistycznych biskupów ? To zbyt proste i zarazem za trudne. Prędzej wielka Boża interwencja po globalnym spustoszeniu III wojny światowej kiedy załamią się wszelkie prace nad budową Państwa Światowego. Czy to nastąpi z całą pewnością? Zostwamy to Bogu . W Fatimie był kategoryczny nakaz odmawiania Rózańca i czynienia pokuty za grzechy -to wezwanie do każdego człowieka dobrej woli. Dezorientacja trwa od prawie 50 lat i nic nie wskazuje by miało być lepiej. Jeszcze więcej ludzi zacznie wariować i bredzić od rzeczy. Nic na to nie poradzimy. Wydaje się że to sam Bóg w sobie wiadomym czasie tupnie mocno nogami i większości ludzi na ziemi rozum przejdzie z tyłka do głowy. Wszystko przed nami.

    • Szanowny Panie,

      Sedewakantyzm nie jest ruchem, a wnioskiem teologicznym opartym na wierze i faktach dzisiejszych. Najprościej da się streścić:

      Kościół (Papież) jest nieomylny w swym magisterium zwyczajnym, jak i nadzwyczajnym oraz w praktyce/dyscyplinie powszechnej.
      Skoro soborowy kościół („papieże”) podają do wierzenia nauki wprost heretyckie i grzechne praktyki zatwierdzają jako dyscplinę powszechną.
      Zatem nie może być soborowy kościół („papież”) katolickim Kościołem (Papieżem).

      Ale i na innych kilka sposobów można ów sylogizm przedstawić.

      Pański komentarz dotyczy raczej historycznego aspektu obecnej rzeczywistości.

      Choć uważam, że winniśmy dążyć do jedności, to jednak zgadzam się, że to sam Bóg, który dopuścił tak straszne rzeczy, zna rozwiązanie sytuacji i doprowadzi doń w odpowiednim czasie.

      In Christo Rege,
      Pelagiusz

      • Lutius Vorenus pisze:

        Tak jak Pan napisał wcześniej w dyskusji z jednym z dyskutujących-,, sytuacja jest wyjątkowa”, wyjątkowa w całej historii Kościoła a najgorsza jest w tym wszystkim dezorientacja milionów zwykłych ludzi. Sedewakantystów jest mikroskopowa liczba , semitradycjonalistów jest dużo więcej, Novus Ordo jest silne i zwarte a przed nami wielka niewiadoma. Proponuję dawać na przyszłość teksty różnych mistyków starych czasów którzy dokładnie to wszystko przepowiedzieli-warto poznać siostrę Emmerich, ks. Holzhausera , przepowiednie św. Franciszka z Asyżu i innych. Kwestie prawne które Pan porusza są niewątpliwie istotne lecz uważam że trzeba je skonfrontować z głosami wielkich katolików dawnych czasów -wtedy dopiero będziemy mieć spójną całość w analizie naszej rzeczywistości .Pozdrawiam!

        • Szanowny Panie,

          Dobra propozycja. Gdybym miał czas, pewnie czasami przytoczyłbym podobne teksty. Na ultramontes.pl jest wiele takich wspaniałych tekstów.

          Niemniej jednak żadne objawienia ani pisma mistyków nie stanowią argumentu teologicznego. Dlatego też są one mniejszej wartości w naszej argumentacji i po prostu z braku czasu (przynajmniej na razie) nie zamieszczam tych tekstów.

          In Christo Rege,
          Pelagiusz

  6. Lutius Vorenus pisze:

    Prawdą jest że objawienia prywatne , nawet jeśli mają kościelną aprobatę , nigdy nie będą elementem eklezjalnego magisterium . Niemniej jednak jak mówi Pismo ,, Proroctw nie lekceważcie” ( fragment jednego z listów św. Pawła ). Zauważyłem w toku Pańskich polemik z forumowiczami że niektórzy ( nie będę wymieniał kto i kiedy ) mimo Pańskiego wysiłku w argumentacji wydają się nadal stać w miejscu , jest zresztą sporo ludzi którym można przez bite długie godziny tłumaczyć pewne sprawy a oni wciąż zaczynają opowiadać o Janku Muzykancie i o tym że sedewakantyzm jest niekatolicki , potem znowu dzielą włosa na czworo i tak dalej bez końca. Podobnie jest z biskupem Sanbornem-to wspaniały bojownik o katolicką Prawdę a jak widzę wciąż małej liczbie ludzi trafia to wszystko do głowy ( w Anglii tylko garstka ludzi była na jego wykładach). Ja uważam że odgrzebywania starych objawień katolików zmarłych przed wiekami w opinii świętości jest doskonałym suplementem do tekstów ks. Cekady , bp. Sanborna i innych. Jest w tych wizjach mowa i o ,, bezbożnym antypapieżu który rozedrze Kościół zachodni ” , o powstaniu ,, ewangelickiego zboru w Rzymie ”, o ,, płatnym papieżu” etc. Proszę wiedzieć że katolicyzm w Polsce nigdy nie był na poziomie Francji czy Włoch-to kraje elitarne , katolicyzm polski jest przede wszystkim ludowy i niespecjalnie zorientowany w scholastyce św. Tomasza czy encyklikach papieskich. Propaguje się u nas albo wizje siostry Faustyny Kowalskiej, albo Wandy Malczewskiej lub Rozalii Celakówny a tak naprawdę te objawienia ( jeśli są rzeczywiście prawdziwe, w co ja osobiście wątpię ) utrzymują u nas tylko polski mickiewiczowski mesjanizm i nie wnoszą nic nowego. Objawienia o mocno eschatologicznym charakterze to zupełnie inna liga -mieli je ludzie z innych krajów i dotyczą one całego Kościoła przy końcu czasów -propagowanie ich znajomości wśród zwykłych Polaków ( którzy w pogoni za chlebem powszednim nie mają czasu na studiowanie Summy św. Teologii czy innych arcydzieł ) jest wręcz obowiązkiem . Pan walczy z Bergoglio – i bardzo dobrze. Proszę zacząć posiłkować się wizjami autentycznym mistyków a wówczas Pańska walka będzie jeszcze owocniejsza -należy jak największej liczbie ludzi bezwzględnie uświadamiać kim jest ten człowiek a wizje np. wielebnego księdza Holzhausera czy siostry Emmerich tylko pogłębią opór wobec tego prekursora Antychrysta ! Pozdrawiam!

    • Szanowny Panie,

      Pańska argumentacja jest wyjątkowo przekonująca. Wezmę Pańskie zdanie pod uwagę, jako że to Polacy stanowią znaczną większość czytelników niniejszego bloga.

      In Christo Rege,
      Pelagiusz

  7. pad00100 pisze:

    Czy pan Pelagiusz, albo stały czytelnik tego bloga – znający biegle j. angielski, posiadający wolny czas.. zechciałby przetłumaczyć i dodać napisy do wykładu/konferencji arcybiskupa którego artykuł powyżej możemy przeczytać – https://www.youtube.com/watch?v=nsRKKMVbN0M ..? Pozdrawiam. Ave Christus Rex !

  8. Bronko pisze:

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

    W mojej wypowiedzi oprę się na małej książeczce z 1921 roku x. Kazimierza Bisztygi T.J. Pisze on m. in.:
    „Piotr jest opoką, fundamentem Kościoła… Kościół, w którym brak Piotra, nie jest prawdziwym Kościołem…Kościół zatem, w którym Piotr nie rządzi, nie sprawuje władzy, nie jest Kościołem Chrystusa…Kościół, w którym Piotr nie naucza w myśl Chrystusa, nie jest Chrystusa Kościołem.

    Stolica Piotrowa po dziś dzień trwa w Rzymie. Każdy, kto wstępuje na tę stolicę, na Piotra stolicę wstępuje i Piotra następcą się staje…Władza i powaga Piotra przechodzi na każdego następcę Piotra Świętego.”

    W wielu wypowiedziach sedewakantystycznych słyszę, iż Bóg nie mógłby dopuścić tak strasznych rzeczy, aby Papież i większość hierarchii odpadła od wiary. To nie przekonuje mnie. Bo skoro w czasach działalności Chrystusa Pana na 12 powołanych przez Niego samego apostołów jeden okazał się zdrajcą, to dlaczego dzisiaj na tysiąc powołanych przez ludzi apostołów tylko jeden nie okaże się prawowierny? Z tych zdrajców biorą się później biskupi, kardynałowie i w końcu Papież.

    Wracając do cytatów:
    – aby Kościół był Chrystusowy musi mieć Piotra, dziś mamy Franciszka I-go Likwidatora
    – Franciszek rządzi, bo jest Likwidatorem KK, a więc wykonuje władzę. Judasz też wykonywał swoją władzę apostolską, aż do zgubnej śmierci (za wiedzą i zgodą Pana Jezusa)
    – Wszyscy papieże posoborowi nie nauczali w myśl Chrystusa, tym samym im podlegli biskupi i wierni, czyli poszczególne kościoły narodowe, którzy akceptują to nauczanie, nie są Kościołem Chrystusa.

    Wynika z tego, że prawdziwym Kościołem Chrystusa są jedynie ci kapłani i wierni katoliccy, którzy uznając fakt utraty wiary papieża i większości biskupów, pozostali wierni liturgii i prawowitemu nauczaniu katolickiemu. Jedną z organizacji kapłańskich, która spełnia wszystkie powyższe wymagania jest FSSPX.

    Oczywiście, pojęcie sede wakante oznacza brak papieża, ale, moim zdaniem, dotyczy jedynie stanu Kościoła po smierci papieża, a przed wyborem następnego. Jest to stan naturalny Kościoła, a nie wyjątkowy, bo i śmierć jest naturalnym zakończeniem władzy papieskiej. Gdybyśmy mieli sami decydować, który papież jest wystarczająco katolicki, aby uznać go papieżem, znów mamy „przesiewanie”. Tak więc każdy jest papieżem, aż go przyszłe pokolenia nie nazwą antypapieżem.

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

    • Na wieki wieków. Amen.

      Szanowny Panie,

      Pozwoli Pan, że odpowiem od końca.

      Niczyje niekompetentne „zdanie” nie jest tu istotne, chyba, że teologów katolickich i magisterium Kościoła.
      Co teologowie pisali i nauczali, zgodnie z nauczaniem Kościoła, o papieżu popadającym w herezję czy apostazję, można poczytać tutaj.

      Śmierć jest równie naturalnym końcem papiestwa, co publiczna herezja czy apostazja. „Naturalny” to przede wszystkim zgodny z naturą. A skoro herezja, schizma czy apostazja są zupełnie nie do pogodzenia w porządku natury z byciem katolikiem (i tym bardziej posiadaniem autorytetu Chrystusowego), zatem Bergoglio i jego soborowi poprzednicy w naturalny sposób nie posiadali nigdy papiestwa.

      FSSPX nie spełnia tych warunków:
      1. Nie uznaje utraty wiary „Papieża”. Mówi tylko, że jest chory i że potrzebuje niańki w postaci FSSPX. I tak niańkuje swoich „papieży” od ponad 40 lat. Doprawdy prawdziwa parodia Kościoła katolickiego.
      2. Nie są wierni prawdziwemu nauczaniu Kościoła, ani liturgii. Negują różne prawdy, jak nieomylność (infallibilitas) Kościoła, niezniszczalność (indefectibilitas) Kościoła, etc. Odprawiają według ksiąg z 1962 roku, które nie są tradycyjne (a raczej są, ale w małym stopniu).

      Co do cytatu, problem tkwi w tym, że Bergoglio (i jego nieszczęsnej pamięci heretyccy poprzednicy) nigdy nie wstąpili na Stolicę Piotrową zgodnie z prawem Bożym. Nie będąc katolikami nie mogli być ważnie wybrani na ten urząd.

      In Christo Rege,
      Pelagiusz

  9. Bronko pisze:

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

    Przed tygodniem napisałem komentarz, który wciąż oczekuje na moderację. Czy napisałem coś głupiego?

  10. Tadeusz pisze:

    Bardzo ciekawa dyskusja.
    Powiem szczerze, że jestem bardzo zagubiony w tych wszystkich sprawach.
    Wręcz sparaliżowany.

    Argumenty zawarte przez bp Sanborna w powyższym tekście bardzo trafne i mnie osobiście przekonywują.
    Pozostaje jedynie ostatni problem paraliżujący moją decyzje.

    Sedewakantyzm zakłada, iż obecnie istnieje Kościół Katolicki bez władzy JURYSDYKCJI
    Taka sytuacja byłąby związana ze zniszczeniem Koscioła ponieważ bez jurysdykcji nikt nie ma prawa
    godziwie posługiwać oraz szafować sakramentami.

    Encyklika Piusa XII ‘Ad Apostolorum Principis’

    “ …władza jurysdykcji, która jest przyznana bezpośrednio z prawa Bożego na

    Papieża, przychodzi do biskupów z mocy tego samego prawa, ale tylko przez następcę

    św. Piotra, którego nie tylko wierni, ale także wszyscy biskupi są zobowiązani do

    stałego przestrzegania, zarówno czci posłuszeństwa i więzią jedności”

    • Szanowny Panie,

      Sedewakantyzm nie zakłada niczego. Zakłada jedynie aksjomaty teologii katolickiej i stosuje je do obecnej sytuacji.

      Skoro moderniści na Watykanie są tylko uzurpatorami i brak nam obecnie Papieża (o ile wiadomo – gdzież on miałby być?), zatem jednym z wniosków jest to, że i władza jurysdykcji, w akcie przynajmniej, nie jest obecnie sprawowana. To, że nie jest sprawowana w akcie, nie znaczy, że nie istnieje w ogóle. Ja teologiem nie jestem, ale Pański cytat niczego w obecnej sytuacji nie dowodzi, nie jest ad rem. Mówi tylko, że władza jurysdykcji jest z prawa Bożego i przechodzi od góry w dół, a w żadnym wypadku nie odwrotnie. Oraz to, że w Kościele panuje hierarchia, dlatego normalną jest rzeczą, że wierni posłuszni są księżom i biskupom, nawet jeśli nie mamy Papieża na czas obecny.

      Chyba, że przyjmie Pan, że Bergoglio jest „Ojcem świętym”, „Wikariuszem Chrystusa na ziemi”, ale to pociąga za sobą pewne wnioski teoretyczne oraz skutki praktyczne w codziennym życiu każdego katolika.

      Podkreślam, czego wielu nie jest w stanie pojąć (a przecież to takie proste), sedewakantyzm nie jest rozwiązaniem, a tylko diagnozą, czy stwierdzeniem faktu.

      In Christo Rege,
      Pelagiusz

  11. […] Niewątpliwie   jest to też jeden z powodów,  —  dla których w bieżącym roku bp Williamson  coraz intensywniej powtarza w „Komentarzach Eleison” swoje wielokrotnie obalone sofizmaty na temat papiestwa, eklezjologii, herezji i sedewakantyzmu — (dla przykładu: „mentewakantyzm”, „mentewakantyzm” II, | o magisterium i nieomylności, o sedewakantyźmie). […]

Zostaw komentarz