W FSSPX ciągle po staremu

Na rozdrożu od tylu dekad, którędy zatem?

Jak się okazuje, w FSSPX ciągle wrze w sprawie dziejowo „koniecznego pojednania”, nad którym dawniej zakulisowo pracowało GREC, a teraz już dość otwarcie przełożeni FSSPX i władza modernistyczna okupująca Watykan.

A kolejne wieści, naturalnie, przychodzą z Francji, kolebki jansenizmu, gallikanizmu i ideowo spokrewnionego z nimi lefebryzmu.

We francuskiej gazecie „Rivarol”, którą można najtrafniej określić mianem antysystemowej (ale na wyższym poziomie intelektualnym, niż nasze polskie „antysystemowe” igraszki) i prawicowej, pojawił się z początkiem maja wstępniak P. Burbona na temat publicznego głosu sprzeciwu wobec podporządkowania modernistom wiernych przyjmujących sakrament małżeństwa w kaplicach i kościołach FSSPX (polskie tłumaczenie na stronie ultramontes.pl). Jak już wiadomo, Jurek niedawno temu udostępnił kolejny skrawek swej „jurysdykcji” kapłanom FSSPX w sprawie zawierania związków małżeńskich przez ich wiernych. Jednakże zwyczajną praktyką ma być przyjmowanie przyrzeczeń małżeńskich przez lokalnego modernistę. To wszystko jest oczywiście kolejnym krokiem ku owianemu już legendą „koniecznemu pojednaniu”, a raczej zacieśniającej się „niepełnej” jeszcze komunii z modernistami.

Autorami tej publicznej odezwy przeciwko decyzji Franciszka jest siedmiu z dziesięciu dziekanów francuskiego dystryktu Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X oraz trzech przełożonych zgromadzeń męskich, które jeszcze przy FSSPX zostały. Bo, jak już wiadomo, w 2014 od FSSPX odcięli się dominikanie z Avrillé, tylko zaś niektórzy zakonnicy, opuściwszy swój klasztor, wybrali podporządkowanie się biskupowi Fellay. A benedyktyński klasztor z Brazylii odciął się jeszcze wcześniej.

Owym dziesięciu duchownym (choć bez wątpienia jest ich znacznie więcej) zarzuca się oczywiście wywrotowość i tego rodzaju grzechy, ale nie zwraca się uwagi, że ta wywrotowość (stały bunt wobec władzy uznawanej za prawowitą) jest wręcz drugą naturą FSSPX (a nawet pierwszą).

Uważam jednak, że nie ma się co za bardzo obawiać większego rozłamu w FSSPX. Z pewnością jakieś jednostki jeszcze odejdą, ale praktycznie całe duchowieństwo tego zgromadzenia nie wydaje się być przeciwne samej idei „prałatury personalnej”, co wyraźnie widać czytając następujące zdanie z ich manifestu:

„Niech nam będzie wolno wyrazić nasze ogromne zdziwienie co do tej decyzji Rzymu i odzewu z jakim się spotkała. Prałatura personalna, którą zamigotano przed FSSPX miała usankcjonować status jaki posiadamy i zachować nas w niezależności od ordynariuszy miejsca. Otóż, pierwsze decyzje jakie obecnie podjęto polegają na niesprawiedliwym podporządkowaniu naszych małżeństw tymże ordynariuszom, a jutro będą warunkowały otwarcie naszych nowych domów od ich zgody.” Za: ultramontes.pl.

Schizmatyckie zasady stojące u podstaw teoretycznych FSSPX mają się nadal całkiem dobrze i póki naczelną zasadą tego zgromadzenia będzie „wierność linii arcybiskupa” nie zapowiada się w tej materii żadna zmiana. Jak wspomniałem, pewnie jakieś kolejne jednostki odejdą, może nawet kolejne zgromadzenia zakonne (ale ileż jeszcze?), lecz tylko po to, aby kultywować w swych szeregach „autentycznego ducha” francuskiego hierarchy, który niestety „nie rozpoznał czasu nawiedzenia swego” (por. o. Barbara, „Econe – koniec, kropka”) i zmarnował wielką okazję, zostawiając rosnące w siły zgromadzenie zakonne w logicznie zamkniętym kole, które służy w ostatecznym rozrachunku tylko uwiarygodnianiu modernistycznych okupantów stolic biskupich z rzymską włącznie.

To, co należy czynić, to demaskować ich.

Pelagiusz z Asturii

P.S. Podkreślam, że nie wytaczam procesu intencjom arcybiskupa, ale z logiczną koniecznością postawione na tych torach FSSPX jedzie z powrotem ku Rzymowi. Należy potrafić odróżnić porządek intencyj od porządku obiektywnego, czy logicznego. Uważam, i nie jestem w tym oryginalny, że abp Lefebvre szczerze pragnął dobra Kościoła, a jego urzeczywistnienie w obliczu kryzysu modernistycznego widział w zatwierdzeniu swego zgromadzenia przez władze modernistyczne, które z kolei byłoby tym zaczynem „powrotu Kościoła do tradycji” (co samo w sobie jest wręcz groteskowym pojęciem, powszechnym w ogóle w szeregach wszelkiej maści „tradycjonalistów”). A że ta droga niekończących się negocjacyj miała swoje perypetie, to już wynika z pragmatycznego podejścia arcybiskupa i metody modernistów, którzy pragną wchłonąć wszystkich w swój bezdogmatyczny system, ale ostrożnie. Inną zaś sprawą jest porządek logiczny, że mianowicie owa „linia arcybiskupa” nieuchronnie prowadzi w objęcia Rzymu, nawet modernistycznego, bo ileż można tylko słowem głosić swe podporządkowanie „Papieżowi”… i nie cieszę się z tego powodu, jest to wielka strata olbrzymiego potencjału. Nie ma to nic wspólnego z „pluciem na dzieło arcybiskupa”, co jest ciągłym refrenem niektórych środowisk i ludzi, którzy tylko do takiej polemiki z sedewakantyzmem są zdolni.

Zostaw komentarz