Stary zwyczaj przepraszania za „grzechy Kościoła”

„Dobry papież Jan” z heretykami

Zwyczaj przepraszania za „grzechy Kościoła” kojarzy się zasadniczo z Janem Pawłem II. Nie on jednak go rozpoczął, w tym również szedł wiernie śladami swych modernistycznych poprzedników, Pawła VI i Jana XXIII, który ten zwyczaj zaczął jeszcze jako Patriarcha Wenecji. Podstawą oświadczeń i czynów idących w tym kierunku było jego ekumeniczne podejście do wszelkich heretyków i schizmatyków oraz jego obsesja na punkcie szukania zawsze raczej tego, co łączy, niż tego, co dzieli, nawet gdy chodzi o ateistów, masonów i innych wrogów Kościoła.

Temat ten omówiony jest w ósmej części dwudziestotrzyczęściowej serii artykułów x. Franciszka Ricossy poświęconych „Papieżowi Soboru”. Artykuły te opublikowane zostały w języku włoskim i francuskim w piśmie „Sodalitium” w latach dziewięćdziesiątych, a w wersji francuskiej pierwsze szesnaście można przeczytać także na stronie Instytutu Matki Dobrej Rady. Stanowią one nieodzowną wręcz lekturę o tym, który zmienił oblicze Kościoła mając w założeniu być tylko „papieżem przejściowym”. W przyszłości postaram się streścić je wszystkie, część po części. Dziś, z okazji pięćsetnej rocznicy rewolty protestanckiej, za którą moderniści także przepraszają, streszczę tylko ustęp dotyczący omawianej tematyki „meaculpizmu” modernistów, który za cel ma zniszczenie autorytetu Kościoła przez podważenie jego cech świętości, nieomylności i niezniszczalności.

Ingres Roncalliego w diecezji weneckiej nastąpił 15 marca 1953 roku. Nowy patriarcha, z okazji tygodnia modlitw o jedność chrześcijan w styczniu następnego roku wygłosił kilka wykładów na temat „Kościoła katolickiego i oderwanych chrześcijan wschodnich”. Pracując wcześniej przez prawie dwie dekady (1925-1944) jako Wizytator Apostolski w Bułgarii, Grecji i Turcji miał swe doświadczenia ze wschodem, gdzie też notabene dał wielokrotnie wyraz swym ekumenicznym zapędom, często ku zgorszeniu mieszkających tam katolików i niezadowoleniu Rzymu.

Podczas owych wykładów z 1954 roku zwracając uwagę na to raczej, co łączy, niż to, co dzieli, powiedział m.in., że „Drogą jedności różnych Kościołów jest miłość, tak mało praktykowana przez każdą ze stron”. Wzywał do studiowania autentycznej myśli chrześcijańskiej, aby widzieć w niej punkty styczne. Gdy zaś ostatniego dnia zauważył, że „serce jego jest wystarczająco wielkie, aby pragnąć zjednoczyć wszystkich ludzi świata w jednym objęciu” cała sala podobno zamarła w milczeniu. Otóż ludzie ci nie byli jeszcze poddani kilku dekadom soborowej rewolucji, dziś bowiem już mało kogo gorszą tego rodzaju deklaracje ze strony modernistów.

Gdy trzy lata później, 18 września 1957 roku, przyjechał z wykładem w ramach siódmego tygodnia studiów nad chrześcijańskim wschodem do sycylijskiego Palermo, diecezji (tradycyjnego) kard. Rufiniego, nie mógł już sobie pozwolić na to samo, co u siebie. Niemniej jednak zadając retoryczne pytanie o to, czy całkowitą winą za rozłam należy obarczyć „braci odłączonych”, dodał, że wina „po części leży po ich stronie, ale także w dużej mierze po naszej”, czyli po stronie Kościoła katolickiego i św. Leona IX.

Teza zaś, wedle której winni schizmy są legaci papiescy została potępiona przez Piusa IX w liście apostolskim Ad apostolice z 22 sierpnia 1851 i jako zdanie 38 Syllabusa błędów. X. Ricossa tak zaś kończy ustęp artykułu traktujący o omawianej tematyce:

„To więc Roncalli zainaugurował niesłychany zwyczaj przepraszania za domniemane błędy Kościoła (przeszłe oczywiście), zwyczaj, który wraz z Soborem Watykańskim II i okresem posoborowym stanie się codzienną regułą. Jakiego wroga Kościoła nie przeproszono? Słuchając ich [modernistów], wydaje się, że cała historia Kościoła była jednym pasmem błędów i niesprawiedliwości nie do pogodzenia z jego świętością i niezniszczalnością. Wszystkie błędy, rzecz jasna, są po stronie Kościoła przeszłości, za który Roncalli i jego następcy recytują ‘mea culpa’, uderzając w pierś innych. Przeszłymi błędami obarczywszy w istocie Kościół (‘in gran parte’), a nie schizmatyków, Roncalli mógł ‘w nowożytnym renesansie studiów patrystycznych’ wskazać drogą przyszłego pojednania. Czytelnik wie już o jaki renesans chodziło: o renesans szkoły de Lubaca, który posługiwał się patrystyką jako pretekstem do ‘przeskoczenia pustyni scholastyki’, zgodnie z mitem powrotu do źródeł, charakterystycznym dla wszystkich heretyków.” (źródło)

Wybryki Bergoglio w tej dziedzinie (np. w Rwandzie na początku tego roku) nie powinny więc dziś dziwić katolików, gdyż są one tylko wyrazem „hermeneutyki ciągłości” trwającej nie od Jana Pawła II, ale nieprzerwanie od czasów Jana XXIII.

Pelagiusz z Asturii

Zostaw komentarz