Józef Ratzinger, Kościół katolicki i wolność religijna

Benedykt XVI i wolność religijna: nie tylko wierzący, ale i praktykujący (tu w Błękitnym Meczecie w Stambule)

Niedawno temu pewien Czytelnik przesłał mi tłumaczenie ciekawego artykułu z pisma Instytutu Matki Dobrej Rady „Sodalitium”.

Temat ważki, bowiem traktuje o najbardziej wyraźnej sprzeczności między soborowym i modernistycznym nauczaniem a niezmiennym, i w tej materii, nauczaniem Kościoła katolickiego.

Herezję wolności religijnej Benedykt XVI przywoływał jako „szczyt wszystkich wolności” niejednokrotnie. Choćby w Ecclesia in Medio Oriente (14 IX 2012) przeczytać można:

Wolność religijna jest szczytem wszystkich wolności. Jest świętym i niezbywalnym prawem. Obejmuje ona równocześnie na poziomie indywidualnym i zbiorowym wolność sumienia w sprawach religijnych oraz swobodę kultu. Obejmuje też swobodę wyboru religii, którą uważa się za prawdziwą, i publiczne wyrażanie swojej wiary . Możliwe musi być swobodne wyznawanie i ukazywanie swojej religii oraz jej symboli, bez narażania swojego życia i wolności osobistej. Wolność religijna jest zakorzeniona w godności osoby. Zapewnia ona wolność moralną i sprzyja wzajemnemu szacunkowi. […]

Tolerancja religijna istnieje w wielu krajach, ale niewiele zobowiązuje, ponieważ pozostaje ograniczona w zakresie swego działania. Konieczne jest przejście od tolerancji do wolności religijnej.

Choć dalej Ratzinger pisze, że „nie jest to otwarta brama, prowadząca do relatywizmu” i że „ten krok nie jest rozwartą szczeliną w wierze” (zwykły chwyt prawie zawsze używany przez modernistów), to jednak widać na każdym kroku skutki zasiewania tego relatywizmu w postaci powszechnej apostazji. Ratzinger, który w opinii wielu „przywracał tradycję do Kościoła”, przeciwnie, odegrał w tej apostazji rolę nie bez znaczenia.

Pelagiusz z Asturii

Wyszukane w prasie: Hans Küng, Vito Mancuso i Józef Ratzinger

Co mają wspólnego te trzy tytułowe postaci? Bez wątpienia to, że wszyscy trzej są teologami. Oprócz tego dwóch pierwszych jest heretykami formalnymi, choć nieogłoszonymi za takich przez Kościół: bowiem zarówno stary Küng, jak i młody Mancuso wielokrotnie pisali, że odrzucają kilka prawd wiary, wiedząc, że Kościół zdefiniował je jako takie.

Dziennik włoskiej organizacji pracodawców i przemysłowców Confindustria, „Il Sole 24 Ore” (z 13 kwietnia 2008 r., na s. 40) publikuje zapowiedź autobiografii Künga, La mia battaglia per la libertà (Moja bitwa o wolność) (wyd. Diabasis, Reggio Emilia), w artykule zatytułowanym „Ja z Ratzingerem dla odbudowy Kościoła”. Szwajcarski teolog opowiada o losach swoich i Ratzingera, niepopularnych w Rzymie za sprawą Świętego Oficjum, ale mile widzianych w Niemczech, gdzie to właśnie Küng obsadził Ratzingera na katedrze w Tybindze. Wiadomo, jak potoczyły się kariery dwóch współpracowników; pomimo sukcesu Niemca i usunięcia na kościelny margines Szwajcara przyjaźń pozostała, jako że jednym z pierwszych aktów Benedykta XVI było przyjęcie Künga na audiencji prywatnej.

W dzienniku „Foglio” Juliana Ferrary pisze regularnie świecki teolog Vito Mancuso, uczeń Brunona Forte. „Arcybiskup” Chieti musiał zdystansować się od ucznia po publikacji książki Mancuso, uznanej za heretycką mimo protekcji zaproponowanej mu przez „kardynała” Martiniego wraz z przyjazną i popartą autorytetem przedmową. Mancuso, uczeń intelektualny Jordana Bruno i Teilharda de Chardina, wychwala w „Il Foglio” z dnia 20 kwietnia 2008 (s. 1) przemówienia Benedykta XVI w Stanach Zjednoczonych, szczególnie to w Organizacji Narodów Zjednoczonych, żywiąc jednak nadzieję na kolejne kroki naprzód. Uderzyło mnie przede wszystkim zakończenie artykułu, gdzie Mancuso mówi o dokumencie soborowym o wolności religijnej Dignitatatis humanae personae:

„Wartości głoszone przez papieża w przemówieniu w Organizacji Narodów Zjednoczonych istotnie wywodzą się z oświecenia: 1) federalizm wolnych państw (przytoczyłem Kanta), który jest u podstaw współczesnej Organizacji Narodów Zjednoczonych; 2) prymat etyki; 3) podkreślenie uniwersalności praw człowieka poza i ponad, cytując Benedykta XVI, «kontekstem kulturowym, politycznym, socjalnym i nawet religijnym»: taka idea byłaby nie do pomyślenia bez walki oświecenia o uniwersalność rozumu politycznego, opartą o prawa człowieka pochodzące z dołu, a nie o prawo Boże, które pochodzi z góry (które było natomiast bronione od wieków przez Kościół katolicki stojący w szeregu z rządami ancien régime’u); 4) wolność religijna.

Odnośnie tego ostatniego, warto przypomnieć, że w 1832, już w pół wieku po tym, jak Tomasz Jefferson napisał Deklarację Niepodległości zatwierdzoną przez kongres 3 lipca 1776, tu w Europie papież Grzegorz XVI ekskomunikował liberalnego katolika Felicjana de Lamennais, który winien był publicznego stawania w obronie idei wolności religijnej. W następstwie tego wydarzenia została wydana encyklika Mirari vos, w której papież określił wolność religijną mianem szaleństwa, deliramentum w przejrzystym języku kościelnym. Teraz to deliramentum stało się jednym z fundamentów papieskiego kaznodziejstwa, poprzednio Jana Pawła II, a teraz Benedykta XVI. To ogromnie mi się podoba, ale zarazem zmusza moją uczciwość intelektualną do uznania, że wolność religijna byłaby nie do pomyślenia bez oświecenia, jak i Tomasza Jeffersona, który uczynił z niej fundament Stanów Zjednoczonych Ameryki. Wolność religijna nie jest katolickim dziedzictwem, jest osiągnięciem oświeceniowego sekularyzmu, często wbrew sprzeciwowi ówczesnych katolików. My katolicy, bez ludzi oświecenia, nie bylibyśmy nawet w stanie pojąć wolności religijnej. Pokazuje to nasza historia, odejście od tzw. „dekretów teodozjańskich” przeciw pogaństwu z lat 391-392, które pociągnęły za sobą serię bolesnych i zbrodniczych (sic) wydarzeń, które aż nazbyt łatwo byłoby przypominać. Pełna akceptacja wolności religijnej ze strony Kościoła katolickiego nastąpiła dopiero 8 grudnia 1965, wraz z deklaracją Soboru Watykańskiego II Dignitatis humanae i oznaczała, z teologicznego punktu widzenia, akceptację świeckiej koncepcji historii. Chodzi tu, jak sądzę, o proces zasadniczo i szczęśliwie zakończony, czego kolejnym dowodem są mocne i głębokie przemowy Benedykta XVI w Ameryce. Obecnie należy jednak dalej słuchać kontynuacji objawienia Ducha aż do przekazania całej prawdy, osiągając akceptację innej wolności…”

Aby uniknąć wszelkich nieporozumień, „Sodalitium” nie zgadza się z tym, co pisze heretyk Mancuso, radujący się, że to, co wczoraj było szaleństwem, dziś uważa się za prawo; ale z zainteresowaniem zauważa, jak oczywiste jest zerwanie dokonane przez Sobór Watykański II z magisterium Kościoła i utrzymywanie tego zerwania w akcie przez Józefa Ratzingera w formie (między innymi) doktryny o wolności religijnej. Dla Ratzingera idealnym modelem relacji między państwem a Kościołem jest „pozytywny laicyzm”, który stanowił fundament Stanów Zjednoczonych Ameryki. Trzeba jednak mieć odwagę powiedzieć, że ta doktryna pochodzi z anglosaskich lóż masońskich i świątyń liberalnych protestantów, lecz w żaden sposób nie może być przypisana Kościołowi katolickiemu i prawdziwemu, prawowitemu papieżowi rzymskiemu.

Tłumaczył z języka włoskiego Czytelnik. Źródło: pismo „Sodalitium”, nr 62 z czerwca 2008 roku (wersja włoskojęzyczna), ss. 50-51.

Zostaw komentarz