„Błąd” Papieża Mikołaja I

Kolejny tekst z serii o domniemanych błędach i herezjach Papieży z historii, wysuwanych przez lefebrystów i indultowców, dzisiejszych gallikanów, aby obronić swe błędne stanowisko oporu wobec uznawanej władzy. Tekst ten ma już swoje lata, ale na polski nie został do tej pory przetłumaczony.

Pelagiusz z Asturii

„Błąd” papieża Mikołaja I

Pytanie: Prowadzę z kimś dyskusję na temat sedewakantyzmu. Aby udowodnić, że ów papież nauczał błędu w oficjalnym dokumencie, mój oponent wskazał na list papieża Mikołaja I do Bułgarów (Denzinger 335), w którym papież pisze, że ci, którzy zostali ochrzczeni w imię Chrystusa nie mogą być chrzczeni ponownie (zob. Ott, 353, oraz Suma III, zagadnienie 66, art. 6.)

Ott twierdzi, że jest to otwarta kwestia. Św. Tomasz w korpusie artykułu zdaje się mówić, że należy użyć wyraźnej formuły trynitarnej, zaś udzielając odpowiedzi na zarzuty mówi, że Apostołowie chrzcili w imię Chrystusa na mocy szczególnego objawienia.

Czy papież Mikołaj tkwił w błędzie?

Odpowiedź: Nie. Teolog Pesch (w dziele Praelectiones Dogmaticae de Sacramentis 1:389) przytacza całą odpowiedź papieża Mikołaja i stwierdza, że papież „nie był pytany o formę chrztu, ale o osobę szafarza; a więc odpowiedział poprawnie, że w kwestii szafarza wszystko zależało od jego intencji.”

Pytanie: Mój oponent przytoczył przeciw mnie również kilka wypowiedzi, z których jedna należała do papieża Hadriana VI: „Wielu Rzymskich Papieży było heretykami, a ostatnim z nich Jan XXII.” Poza tym, że nie udało mi się znaleźć żadnego papieża Hadriana VI w żadnym podręczniku, Jan XII sam stwierdza, że nigdy nie nauczał takiej doktryny ani nawet niczego w tym rodzaju. Czy ten cytat papieża Hadriana jest autentyczny?

Odpowiedź: Ten domniemany cytat papieża Hadriana VI krąży już od lat.

Jedyne zacytowane źródło, jakie przy nim widziałem, to Papal Infallibility and the Syllabus z 1908 r., autorstwa Pawła Marii Violleta. W czasie pontyfikatu św. Piusa X książka ta była umieszczona na Indeksie Ksiąg Zakazanych.  (Dekret z 5 kwietnia 1906 r. Zob. R. Naz, “Viollet, Paul-Marie,” Dict. Droit. Can. [Słownik prawa kanonicznego], 7:1511)

Nigdy nie udało mi się dotrzeć do książki Violleta, aby sprawdzić to rzekome główne źródło cytatu.

Pytanie: Dziękuję za odpowiedź dotyczącą Hadriana VI i Mikołaja I. Nie jestem usatysfakcjonowany cytatem z dzieła Pescha – wedle którego papież odnosił się do osoby szafarza i jego intencji – ponieważ fragment Otta (353) dotyczy formy.

Odpowiedź: Dzieło Otta jest tylko jednotomowym przeglądem. Nieroztropnym jest, aby opierać się jedynie na Ottcie, gdy omawia się złożone lub sporne kwestie z historii teologii dogmatycznej.

Pesch istotnie miał rację. Inne, dłuższe traktaty o sakramentach mówią, że wyrażenie z odpowiedzi „w imię Chrystusa” nie dotyczyło formy chrztu, lecz (a) „przymiotów szafarza” takich jak jego intencja (Doronzo, de Baptismo, 70; Pohl, Sacraments 1:224), albo (b) rozróżnienia między chrztem Chrystusa i chrztem Jana (Solà, de Sacramentis, ¶47-8).

Wszyscy się jednak zgadzają, że odpowiedź Mikołaja I była prywatną odpowiedzią — nie miałaby więc ona wpływu na kwestię sede vacante. Wszystkie autorytety, które my sedewakantyści cytujemy, odnoszą się do papieża, który jest publicznym heretykiem.

Pytanie: Co więcej, św. Tomasz (III.66.6) traktuje też o tym, czy forma „w imię Chrystusa” wystarcza do ważności, a w Denzingerze 335 czytamy: „[…] czy rzeczywiście zostali ochrzczeni w imię Świętej Trójcy, czy tylko w imię Chrystusa […]” (Tutaj mówi on w kategorii albo-albo.)

Nie chcę być natrętny, ale wolę wstrzymać się od odpowiedzi, której nie potrafię uzasadnić. Jednakże na dole mojego Denzingera i Hunermanna, umieszczona jest stopka, na której widnieje ten fragment (Dz.H. 646): „Aby zapoznać się z interpretacją tego zdania por. O. Faller, „Die Taufe im Namen Jesu bei Ambrosius”: Festschrift 75 Jahre Stella Matutina I (Feldkirch/ Vorarlberg 1931) 139-150; G. Barielle: DThC 2/I (1905) 184.”

Jeśli ma ksiądz czas i dostęp do którychś z tych materiałów, to czy mógłby ksiądz dowiedzieć się, co jest napisane w tej kwestii?

Odpowiedź: Ostatni cytat odnosi się do sekcji w Dictionnaire de Thélogie Catholique (Słowniku teologii katolickiej), która bardzo szczegółowo omawia wyrażenie „w imię Chrystusa”, w pismach Ojców Kościoła. Wyjaśnienie fragmentu z dzieła św. Ambrożego, zacytowanego w odpowiedzi Mikołaja I, jakie można znaleźć w tym słowniku (DTC), wygląda następująco:

„Czasami w pismach Ojców Kościoła pojawia się pytanie o chrzest udzielany w imię Pana albo w imię Chrystusa. Takie wyrażenie nie pozwala nikomu wierzyć, że istniał chrzest udzielany w imię samego Jezusa Chrystusa z wykluczeniem Ojca i Ducha Świętego […]. Fragment, który pojawia się następnie w traktacie, wyraźnie ukazuje, że św. Ambroży nie mówił o formule, która ma zostać wypowiedziana przy udzielaniu chrztu, ale raczej o wierze w Trójcę [ze strony dorosłego katechumena], która jest wymagana, aby chrzest był ważny.” „Baptême d’après les Pères Grecs et Latins,” DTC 2:184.

Wreszcie, członkowie FSSPX oraz ci, którzy zajmują podobne stanowisko, nieuchronnie wskazują na przypadki rzekomych „błędów papieży” (Honoriusza, Liberiusza, Jana XXII, itd.), aby usprawiedliwić twierdzenie, że można „uznawać” kogoś za prawdziwego papieża, lecz jednocześnie „stawiać opór” jego nauczaniu i prawom. Jednakże katoliccy apologeci, historycy i teologowie wielokrotnie — powtarzam wielokrotnie — wykazywali, że te zarzuty wobec papieży są fałszywe.

Poprzez kontynuację rozpowszechniania tych zarzutów członkowie FSSPX i tym podobni stawiają się w teologicznym obozie gallikanów, starokatolików i wielu innych wrogów nieomylności papieskiej – nie jest to najlepsze miejsce dla kogoś, kto uznaje się za obrońcę tradycji katolickiej.

Z języka angielskiego tłumaczył Czytelnik. Źródło: Quidlibet. Blog x. Cekady.

18 comments on “„Błąd” Papieża Mikołaja I

  1. anteas1 pisze:

    ” nie jest to najlepsze miejsce dla kogoś, kto uznaje się za obrońcę tradycji katolickiej”

    Zdecydowanie nie istnieje coś takiego jak „tradycja” katolicka. Jest to tylko wymysł FSSPX mający na celu uzasadnienie oporu stawianego przez nich ich papieżowi. Z tego pojęcia korzystają też wszelakiej maści lefebryści oddzieleni od „głównego nurtu”, czyli na przykład indultowcy czy wiliamsoniści.
    Zatem tzw sedewakantyści są de facto Katolikami. „tylko” Katolikami i aż Katolikami. Natomiast wszelakiej maści katolicy z dodatkami (tradycyjni czy na przkład staro…) są zwykłymi heretykami i poniżej to udowodnię. Naturalnie też heretykami (w większości nieświadomymi, jak ongiś ja) są wszyscy ci którzy podążają za kwatermistrzem Bergogliem i jego niesławnej pamięci poprzednikami. Oczywiście są też tacy, którzy Bergoglia i jego popleczników krytykują, ale mimo to i tak pozostają w jego sekcie.

    Wracając zaś do „błądzących” papieży, to jeśli papież mógł by się mylić (jako papież), to by oznaczało że nie mamy pewnego drogowskazu do Nieba. Skoro nie mamy pewnego drogowskazu, to faktycznie nie mamy żadnego drogowskazu za którym moglibyśmy podążać aby być zbawionymi. Czyli że Bóg nie dał nam drogowskazu. Skoro nie dał nam drogowskazu, to najwidoczniej nie chce abyśmy byli zbawieni, czyli że chce nas wszystkich potępić i wskazać na wieczne męki. Zatem Pan Bóg nas nie kocha ale ręcz nienawidzi. Zatem Męka i Śmierć Krzyżowa Chrystusa…

    Cały poprzedni akapit to logiczna konsekwencja nieuznawania papieskiej nieomylności. Brzmi to strasznie, ale tak to właśnie wygląda. Dla tego większość heretyków (w tym również nieświadomych) ogranicza się do stwierdzenia że papież się może mylić i nie rozważa tej kwestii dalej dla spokoju sumienia, lecz wyznacza sobie inne zastępcze autorytety. Czy to przenaświętszotradycyjnego Marcela L. czy to czerwononosego (ciekawe od czego) miłośnika zboczeńców maści wszelakiej, czy wręcz obieralnego ministra, którego „owieczki” mogą wyrzucić na bruk, jeśli nie będzie im odpowiadała jego nauka (czyli tak jak żydzi Chrystusa).

    Skorom się już dopchał do klawiatury to jeszcze skomentuję taki cytat z innej strony internetowej (s pod znaku tropienia nadużyć)

    „Na kogo można liczyć w walce o ratunek dla naszego Kościoła? Nie na naszych biskupów, naszych kapłanów ani członków zakonów. To WASZE zadanie, ludu wiernego! Pan Bóg dał wam rozum, oczy i uszy, abyście uratowali Kościół. WASZA misja to pilnować, aby wasi kapłani zachowywali się jak kapłani, biskupi jak biskupi, a zakonnicy jak zakonnicy!”

    „czcigodny” „sługa Boży” abp Piotr Jan Fulton Sheen

    Zdaniem „czcigodnego” to nie pasterze mają paść owce, lecz owce pasterzy. Ciekawym czy „słudze bożemu” spodobało by się gdyby zacząć to realizować w praktyce. Zresztą protestantyzm tak właśnie ma, jak minister naucza nie takiej doktryny jak chcą „wierni”, to następują przetasowania personalne. Zresztą ponoć w bardzie niż Polska „cywilizowanych” krajach tak właśnie jest w „katolickiej” ponoć sekcie kacermistrza Bergoglia i jego „wszystkich świętych” poprzedników.

    • Szanowny Panie,

      Dzięki takiemu czemuś w filozofii (i po prostu myśleniu), jak analogia można mówić o katolikach integralnych, katolikach liberalnych, katolikach tradycyjnych. O tym mówiono od dawna, zanim nawet powstali tzw. dzisiejsi tradycjonaliści.

      A coś takiego, jak Tradycja istnieje. Rzeczywiście zgadzam się, że mówienie o „Tradycji katolickiej” czy „tradycji katolickiej” nie jest za bardzo trafne, a do tego na pewno jest przez FSSPX i wszystkie „gwiazdy” w ich galaktyce instrumentalnie wykorzystywane. Przewrotnie zresztą, bowiem FSSPX to nic innego, jak tylko „praktyczny”, „roztropnościowy” wehikuł porozumienia między „oporem” a „Watykanem”. Tak było od początku, tak jest i dziś. Strony internetowe FSSPX w różnych językach pisząc o sobie jako o „Tradycji katolickiej”, np. „Wiadomości Tradycji katolickiej”, przekazują fałszywą informację, jakoby tylko oni byli wierni tej Tradycji, którą możemy nazwać katolicką. A tak bynajmniej nie jest, zwłaszcza, jeśli przestudiuje się tradycję (katolicką) ultramontanów i antyliberałów drugiej połowy XIX wieku i pierwszej XX. FSSPX jawi się wtedy jako stronnik liberałów i gallikanów, w każdym bądź razie przeciwników jak najbardziej tradycyjnego dogmatu o nieomylności papieskiej, który wywołał tak ogromną burzę w Europie (i nie tylko). Podobnie było po soborze, gdy abp Lefebvre siał podziały w ruchu prawdziwego katolickiego oporu wobec reform soborowych. O tym staram się na tym blogu pisać i będę jeszcze nie raz pisał: historia oporu przeciwko soborowi świadczy przeciwko abpowi Lefebvre’owi i jego Bractwu.

      Co do Pańskiego wywodu o „błądzących” i „wprowadzających w błąd” (o co zapewne Panu chodziło) Papieżach, to nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Cały pseudoopór posoborowy utrzymujący jedność z tymi, z którymi walczą, uwiarygadnia największych wrogów porządku Bożego, ale i naturalnego, co widzimy po ostatnich wybrykach tego ohydnego sekciarza z Watykanu. Niestety, niestety… dlatego lefebryzm uważam za najcięższy błąd (wręcz herezję) czasów posoborowych. Prosty skutek nieodpartej potrzeby abpa Lefebvre’a do ułożenia się w końcu z tymi jego „Papieżami”.

      In Christo Rege,
      Pelagiusz

  2. Tad pisze:

    Ten tekst jest poprostu mistrzostwem w zaklamaniu rzeczywistości:

    http://www.pch24.pl/Mobile/de-mattei–obecny-kryzys-w-kontekscie-dziejow-kosciola,43174,i.html

  3. maerens pisze:

    Szanowny Panie, a co myśleć o oskarżeniach wysuwanych wobec Piusa XII, który według wielu miał w Humani Generis odejść od nauczania Kościoła w kwestii stworzenia człowieka, a zatem dopuścił, przynajmniej teoretycznie, możliwość powstania ciała pierwszych ludzi z już istniejącej materii ożywionej jako niesprzeczną z wiarą katolicką?

    • Szanowny Panie,

      Jest do bardzo ciekawy temat.

      Oskarżenie to, o ile wiem, wysuwają tylko wrogowie Kościoła, żeby utwierdzić się w swoich błędach oraz indultowcy (motupropriowcy, czyli w Polsce np. Instytut x. Piotra Skargi), w tym samym celu: żeby utwierdzić się w swoich błędach nt. papiestwa.

      Chodzi bez wątpienia o następujący fragment:

      „Dla tych powodów Kościół nauczający nie zabrania uczonym i teologom polemiki nad doktryną ewolucjonizmu, według dzisiejszego stanu nauk przyrodniczych i teologicznych. Gdy się mianowicie bada problem pochodzenia ciała ludzkiego z materii istniejącej uprzednio i organicznej; bo uznanie bezpośredniego stworzenia dusz przez Boga nakazuje nam wiara katolicka. Swoboda jest dopuszczalna pod warunkiem wszakże, że będzie się z należną powagą, umiarem i opanowaniem rozważać i oceniać dowody i zwolenników i przeciwników ewolucjonizmu. Z tym też, by wszyscy byli gotowi poddać się zadaniu Kościoła, któremu Chrystus zlecił zadanie autentycznej interpretacji Ksiąg świętych i obrony dogmatów wiary (8). Tej jednak swobody roztrząsań naukowych niektórzy nadużywają lekkomyślnie, tak sprawę stawiając, jak gdyby pochodzenie ciała człowieka z materii organicznej było już z pewnością udowodnione z materiałów dotychczas znalezionych i z wniosków z tychże materiałów wypływających i jak gdyby z drugiej strony źródła Objawienia nic nie zawierały, co by wymagało w tej sprawie wielkiego umiaru i ostrożności.” (źródło)

      Rzeczywiście, wygląda na to, że Papież dopuszcza tu możliwość przyszłego wykazania naukowego, że człowiek pochodzi od materii organicznej co do ciała. Ale mówi też, że nie zostało to udowodnione i dlatego nie można tego traktować jako fakt.

      Wydaje mi się to niefortunnym stwierdzeniem, choć ostatecznie bezpiecznie zakończonym. Na pewno Kościół wówczas był zajęty, zresztą od dekad, bronieniem swej egzystencji (Porta Pia, ataki masonerii i rewolucyj na całym świecie), więc nie poświęcał się naukom fizycznym (biologia, chemia, fizyka, etc.) tak, jak wcześniej, gdy „miał na to więcej czasu”. I dlatego kłamliwe manipulacje ewolucjonistów pokroju o. de Chardin czy Haeckel mogły w ogóle być, przez niedopatrzenie czy „zachwyt” nad „postępem” „nauk” (pozytywistycznie ograniczanych do nauk fizycznych), wzięte na poważnie.

      Podobnie zresztą się ma rzecz z potępieniem antykwarianizmu czy archeologizmu (kryterium starożytności jako jedynego czy nadrzędnego w liturgii) przez tegoż samego Piusa XII pod koniec pierwszej części encykliki Mediator Dei o kulcie Bożym. Papież potępił tam ten błąd w 1947 roku, ale przecież niewiele później (1951-1955) wprowadzono „zreformowany” porządek obrzędów Wielkiego Tygodnia, „zreformowany” właśnie przez pryzmat starożytności (domniemanej, znowu, jako że okazało się, że pełne kłamstw, jak np. czerwony kolor procesji z palmami w Niedzielę Palmową). Mimo wszystko sytuacja nie jest taka sama, ponieważ to Papież zatwierdził te obrzędy, ale kryteria za nimi stojące były właśnie „antykwarianiczne”.

      Niemniej jednak należy rozumieć te sprawy w szerszym kontekście ówczesnej sytuacji Kościoła rządzonego przez bardzo podupadającego na zdrowiu Papieża, świadomego, kim jest otoczony (dlatego nie ufał i tak mało kardynałów kreował pod koniec życia) i początków zamieszania powszechnego.

      Każdy jednak katolik daleki będzie od ferowania wyroków o herezji Piusa XII czy „otwierania przez niego furtek” dla herezyj „w Kościele”, jak to ohydnie robią indultowcy i lefebryści (indultolefebryści/motupropriowcy), czyli dzisiejsi gallikanie.

      O samej ewolucji tu na blogu już pisałem i na pewno jeszcze nie raz do tematu powrócę.

      In Christo Rege,
      Pelagiusz

  4. X pisze:

    Ja ze swej strony powiem szczerze, choć może się mylę, abstrahując w ogóle od tzw Ruchu R-R, że dla mnie osobiście w ogóle wzięcie pod uwagę przez Piusa XII możliwości „ewolucyjnego” powstania człowieka pachnie ekstremalnie podejrzanie (wręcz heretycko), chyba że Kościół wcześniej nie wypowiadał się w tejże kwestii, choć z tego, co czytałem, obowiązywało „od zawsze” stanowisko kreacjonistyczne.

    • Szanowny Panie,

      Obowiązywało na podstawie Objawienia.
      Papież Pius XII na pewno nie neguje stanowiska kreacjonistycznego, natomiast rzeczywiście wygląda na to, że pośrednio bierze pod uwagę teoretyczną możliwość powstania człowieka, co do ciała, od uprzednio uformowanej materii organicznej. Jednakże przy dokładniejszej lekturze przytoczonego przeze mnie fragmentu Papież bezpośrednio dopuszcza polemikę:
      „Dla tych powodów Kościół nauczający nie zabrania uczonym i teologom polemiki nad doktryną ewolucjonizmu, według…”

      Niemniej jednak Papież podkreśla, że dowodów na to nie ma i tyle w temacie.

      Natomiast dzisiejszy kontekst apostazji od samej góry jest już zupełnie innego kalibru, wręcz innej natury.

      In Christo Rege,
      Pelagiusz

      Tylko i aż tyle. Myślę, że lepiej byłoby powiedzieć:
      „Dla tych powodów Kościół nauczający nie zabrania uczonym i teologom polemiki z doktryną ewolucjonizmu, według…”

      • X pisze:

        W zasadzie tak, tyle że, moim zdaniem, chodzi tu właśnie o tę zasadę wiary: według Piusa XII katolik musi wierzyć w „bezpośrednie stworzenie dusz przez Boga”, co jest oczywiste, lecz jednak może powątpiewać w takież stworzenie ciała, bowiem, w najgorszym przypadku dla ewolucjonizmu, przy obaleniu wszelkich jego argumentów, zawsze przecież dojść może do jakiegoś „cudownego odkrycia”, które ponownie zasieje ziarno wątpliwości, czyli u katolika ten ułamek procenta niepewności bez popadnięcia, przynajmniej na pierwszy rzut oka, w konflikt z wiarą będzie mógł być obecny.

        • Szanowny Panie,

          Z tego wyrażenia Piusa XII nie wynika, że katolik może powątpiewać o którymś dogmacie wiary.
          O ile wiem, na to się składa, w omawianym temacie:
          1) Bóg stworzył wszystko z niczego,
          2) Wszyscy ludzie pochodzą od Adama, bez wyjątku,
          3) Grzech pierworodny razem z naturą ludzką odziedziczany jest przez każdego człowieka,
          4) Dusza człowieka stwarzana jest aktem bezpośrednim przez Boga przy każdym poczęciu.

          Na podstawie tego fragmentu z Humani generis nie można powątpiewać o stworzeniu ciała człowieka przez Boga. Zresztą, nawet Pismo św. nie twierdzi, że Bóg stworzył ciało człowieka bezpośrednio. Rozchodzi się tu o to, czy to ciało pochodzi z materii organicznej czy też nieorganicznej.

          Pius XII natomiast potępił we wspomnianej encyklice wiele błędów przeciwnych wierze i stwierdził, że teoria ewolucji nie posiada jak dotąd żadnych pewnych dowodów na swe poparcie.

          Polecam przy okazji lekturę artykułu z pisma „Sodalitium”: „Karol Wojtyła, ewolucjonizm a monogenizm” oraz wspomniany w tym ostatnim artykuł z pisma „Si si no no” (po włosku jest tu: http://www.sisinono.org/j3/anno-1996.html#, Anno XXII nr 19).

          W ogóle, trudno się dziwić, że nowocześni gallikanie i liberałowie (Instytut Ks. Piotra Skargi, FSSPX i cała reszta) wolą obciążyć Piusa XII niż przyjąć katolickie nauczanie o papiestwie i wyciągnąć zeń uprawnione wnioski.

          In Christo Rege,
          Pelagiusz

  5. Papierowy Organista pisze:

    Ponieważ porusza się tu nader ciekawy temat, to za pozwoleniem nie omieszkam dorzucić swoje trzy grosze. Stworzenie człowieka na drodze ewolucji „materii” w ogóle nie ma sensu logicznego. Mamy tu jakieś same absurdalne opcje.
    Wersja ewolucyjna chyba by musiała wyglądać tak:
    Bóg stworzył jakąś małpę (na drodze ewolucji na przykład) i do duszy zwierzęcej dodał tej małpie rozum. To by się niejako zgadzało z trzema rodzajami dusz Arystotelesa (dusza wegetatywna, dusza zmysłowa i dusza rozumna). Jednakowoż św. Tomasz odrzuca stanowisko Arystotelesa, które jakby zakłada przeobrażanie się duszy w osobniku z mniej doskonałej na doskonalszą na zasadzie zamiany (tzn na pierwszym etapie rozwoju człowiek ma duszę roślinną, potem zamienia się ona w zwierzęcą, a następnie w rozumną. Św. Tomasz uważa raczej, że człowiek ma od razu duszę rozumną, ale władze poszczególne „uruchamiają się” stopniowo. Inaczej mielibyśmy do czynienia z trzema osobnikami: najpierw rośliną, potem zwierzęciem, a na końcu człowiekiem. Generalnie jest to logiczny absurd z punktu widzenia scholastyki, ponieważ oznacza, że człowiek rodzi nie-człowieka. Tak więc wracając do stworzenia człowieka przez Boga, zamieniłby On jakiegoś małpiego osobnika w człowieka, dodając mu rozum. Oznaczałoby to również, że poprzedni stan takiego osobnika (jeszcze małpy) byłby wysoce niedoskonały (sam w sobie). Oznaczałoby to, że Pan Bóg specjalnie stworzył coś gatunkowo niedoskonałego, żeby potem udoskonalić wlewając rozum. W stworzeniu Pan Bóg robi wszystko doskonale, czyli ciało jest idealnie wyważone z duszą (zwierzęcą albo zmysłową na przykład). Tak więc małpiszon musiałby z kolei urodzić ułomnego małpiszona, który miałby małpią duszę, ale już ludzkie ciało i Pan Bóg wtedy dodałby mu rozum do duszy zwierzęcej, albo wymienił całą na ludzką. Dla mnie trąci to groteską.

    W Księdze rodzaju jest napisane wyraźnie, że Pan Bóg ulepił człowieka z mułu ziemi (czyli błoto). Muł to mieszanina ziemi z wodą. Oczywiście odnosi się to do samego ciała. I ożywił ten muł, tchnąc w niego duszę. A ponieważ Adama stworzył już jako dorosłego, więc nie ma mowy o jakichś etapach rozwoju duszy.

    Tak więc sądzę, że muł ziemi rozwiązuje sprawę ewolucji. Proszę zauważyć, że poza człowiekiem na ziemi było już wszystko, rośliny, ryby, zwierzęta lądowe (a więc i ssaki), a jednak Pan Bóg nie wziął jako materii jakiegoś zwierzęcia, tylko muł ziemi. Jak dla mnie, z tekstu jasno wynika, że ewolucja to lipa.

    Natomiast co do stanowiska Piusa XII w Humani Generis, to on pisał tylko, jakich granic nie można przekraczać, obojętnie, czy to jest nauka prawdziwa, czy fantastyka. Inaczej mówiąc, to papież decyduje, czy nauka (lub pseudonauka) przekroczyła granice teologii, a nie naukowcy. Jeszcze inaczej ujmując, papież może tolerować teorię ewolucji, dopóki nie rości sobie ona pretensji do bycia czymś więcej, niż teorią (a w zasadzie hipotezą).

    Jak do tej pory, tzw teoria ewolucji nie przekroczyła jeszcze progu hipotezy. Na razie, w świetle dowodów (oraz nieprzeliczonych oszustw głównych postaci tej bajki) to czysta spekulacja, nie poparta nawet cieniem dowodu empirycznego.

    • Nic dodać, nic ująć.

      Choć dodałbym jednak, że takie postrzeganie Boga, jako działającego za pośrednictwem ewolucji, tzn. tworzącego (stwarzającego, ale czy rzeczywiście?) w ogóle ruguje Boga ze sfery realnej do wyimaginowanej. Jeśli bowiem Bóg tworzył ewolucyjnie, to po co w ogóle Bóg? Samo się mogło tak dziać, a katolicy/protestanci i ewentualni inni kreacjoniści tylko dodają sobie takiego Boga dla świętego spokoju ich umysłu/”uczuć religijnych”. Na tym według mnie polega też błąd tzw. „intelligent design” P. Michała Behe. Taki „Bóg” mógłby po prostu nie istnieć. Fakty są jednak takie, jakie są, a do tej pory nie ma ani jednego na rzecz „ewolucji”, wszystko raczej jej przeczy, zwłaszcza zdrowa filozofia (bowiem to na pierwszym miejscu kwestia filozoficzna, a potem dopiero naukowa – wszystko się opiera na pierwszych zasadach rozumu).

      Widzę też, że zaznajomiony jest Pan z traktatem o stworzeniu św. Tomasza z Akwinu. A w zasadzie z traktatem o złu (de malo), bowiem tam jest to wszystko wyłożone, jak to było z tym stworzeniem i dlaczego wszystko było doskonałe i jak się ma to rozumieć (czy doskonałe samo w sobie, czy doskonałe w swoim porządku, czy absolutnie, czy ta doskonałość nie ogranicza wszechmocy Bożej, tzn. czyż Bóg nie może stworzyć czegoś bardziej doskonałego). W ogóle, jeden z najciekawszych fragmentów Sumy teologicznej.

      Gdy już wyłożę tu na blogu podstawy (rzeczy najważniejsze, których nawet tradycjonaliści nie wiedzą), chętnie bym się wziął za wykład np. de malo. Choć to w sumie też takie podstawy, mistrzowsko wyłożone przez św. Tomasza.

      In Christo Rege,
      Pelagiusz

  6. restituere pisze:

    Szanowny Panie, czy jednak nie jest tak, iż Księgę Rodzaju, zwłaszcza w przedmiocie stworzenia człowieka, należy odczytywać dość literalnie? A więc człowiek został uformowany bezpośrednio z „martwej” ziemi, wobec czego prawdziwość ewolucjonizmu w tym aspekcie nie może wchodzić w grę. Pius XII dopuszczał zatem, przynajmniej czysto teoretycznie, ewentualność „niebiblijnej” drogi kreacji człowieka, a czy nie powinien był stwierdzić po prostu występowanie ewolucjonistów przeciw wierze?

    • Szanowny Panie,

      Co powinien, czy nie powinien, to już inna kwestia. Rozchodzi się o roztropność, a tej nie ma nikt gwarantowanej, nawet Papież.

      Każdy fragment Pisma świętego, po myśli Ojców Kościoła, zwłaszcza św. Augustyna, ale to można też przeczytać w każdym podręczniku do egzegezy (Pisma św.), zawsze posiada najpierw znaczenie dosłowne (właściwe lub metaforyczne) czyli bezpośrednie lub historyczne, a potem duchowe czyli typiczne lub mistyczne. Providentissimus Deus Leona XIII jest też o studium Pisma św.

      Tak czy siak, niekoniecznie z „mułu ziemi”, ale może być z błota czy piachu albo czegoś podobnego. Tu właśnie rozchodzi się o dosłowne znaczenie, ale metaforyczne, czyli wszystko wskazuje na to, że chodzi o materię martwą.

      Reszta została już powiedziana w temacie tego, co powiedział Pius XII a czego nie powiedział. To, że wytyczył granice badań naukowych (restrykcyjnie zresztą) nie oznacza, że dopuszczał to czy tamto.

      Jeszcze jedna uwaga, bardziej ogólna w temacie i nie dotyczy Pana konkretnie. Nieszczęściem wielkim jest nowoczesny skrajny indywidualizm, tak przeciwny uniwersalizmowi tomistycznemu. Tak wiele już na te tematy napisano, a mało kto w ogóle czyta, tylko na podstawie własnego rozumu, odciętego od wieków minionych, wypowiada się w taki czy inny sposób (dotyczy to dziś w wybitny sposób modernistów, odcinających się od wielowiekowej spuścizny Kościoła). Istnieje tyle komentarzy do Pisma św. autorstwa egzegetów i świętych, jest też trochę dobrych podręczników do egzegezy (choć nie znam żadnych w j. polskim), a każdy interpretuje sobie te tematy na własny sposób.

      A moderniści, indultowcy i lefebryści, na przykład, w ten sposób opierają swoje bluźniercze stanowisko, że przypisują błędy i herezje Papieżom. Za to nie ominie ich kara Boża.

      Wracając do Pisma św., aby zaradzić tym brakom choć po części już jakiś czas temu obiecałem przetłumaczyć rozdział omawiający znaczenie tekstu Pisma św. z bardzo dobrego podręcznika x. Glaire’a, Abrégé d’introduction aux Livres de l’Ancien et du Nouveau Testament. Ale czasu jak brak, tak brak, a są pilniejsze tematy.

      In Christo Rege,
      Pelagiusz

      • restituere pisze:

        Szanowny Panie, przepraszam za namolność, lecz muszę raz jeszcze postawić sprawę jasno, tak jak widzę ją ja (mam nadzieję, iż błędnie), abstrahując w ogóle od posoborowego „tradycjonalizmu”: Pius XII dopuszcza możliwość uformowania ciała człowieka z materii organicznej, zatem występuję przeciw (?) wielowiekowej tradycji interpretacji interesującego nas fragmentu Księgi Rodzaju, co do której panowała powszechna chyba zgoda wśród teologów: „człowiek powstał z materii nieorganicznej”. Jeśli taka jest rzeczywistość, powstaje pytanie, czy ów papież popełnił jakiś błąd w wierze?

        • Szanowny Panie,

          Cała ta sprawa rozumiana po katolicku, jak mi się wydaje, została już tu w komentarzach wyjaśniona, m.in. przez Pana Organistę Papierowego.

          Po drugie, nie da się tej sprawy omawiać abstrahując od posoborowego tradycjonalizmu, bowiem to właśnie główny nurt tego tradycjonalizmu (lefebroindultyzm/lefebryzm), jeśli można tak powiedzieć, polega na tym nieustannym „recenzowaniu” Papieży (prawdziwych czy nieprawdziwych, nie w tym rzecz). Wcześniej czynili to tylko janseniści, gallikanie i moderniści, w żadnym wypadku katolicy.

          Nikt nigdy za życia Piusa XII nie kwestionował jego pontyfikatu. Rzecz ma się zupełnie inaczej z Pawłem VI i podobobno też z Janem XXIII. Papieży się nie krytykuje, nie ocenia, nie recenzuje, tylko jest się im podporządkowanym, w co zawsze wierzono w Kościele. Nie tylko w kwestiach dogmatycznych i moralnych, gdzie Papież cieszy się wyjątkowym przywilejem nieomylności.

          In Christo Rege,
          Pelagiusz

  7. Papierowy Organista pisze:

    Szanowny Panie Restiuere, za pozwoleniem pana Pelagiusza,
    Należy odróżnić to, co papież pozwala mówić innym na jakiś temat – od tego w co sam wierzy. Jako przykład podam sprawę Galileusza:
    Galileusz został oskarżony nie o utrzymywanie opinii, że ziemia się kreci, tylko za głoszenie tej prywatnej hipotezy jako faktu. Galileusz zmuszał bowiem swoich słuchaczy, żeby wierzyli w jego hipotezę jak w prawdę objawioną. Również rozpowszechniał swoją hipotezę na piśmie jako potwierdzoną teorię. I tylko to było przedmiotem oskarżenia, a nie sam fakt, czy Galileusz był w błędzie, czy nie był. Oczywiście Galileusz był w błędzie, ponieważ zaprzeczał wprost Pismu Św. i dlatego Święte Oficjum na polecenie papieża Urbana VIII wytoczyło mu proces. Mimo, że Galileusz był osobistym przyjacielem Urbana VIII i papież ten do końca życia płacił mu pensję na utrzymanie rodziny i mprowadzenie badań. Tak właśnie działa Kościół. Jednocześnie sprawiedliwie, miłosiernie, wielkodusznie, ale w sprawach wiary i prawdy – bezwzględnie.
    Podobnie jest z Piusem XII. Nigdzie nie twierdzi, że teoria ewolucji jest prawdziwa, tylko określa, jak daleko ewolucjoniści mają prawo się posunąć. Kościół nigdy nie działał na zasadzie poprawności politycznej i nie zabraniał dociekań naukowych „na wszelki wypadek”, ponieważ nauka z zasady ma na celu prawdę, do której dochodzi się przy pomocy rozumu.
    Ewolucjoniści jednak, podobnie jak Galileusz, nie rozpowszechniają swoich fantasmagorii jako prywatnych opinii, tylko każą utrzymywać, że jest to „nauka”. I o tę granicę papieżowi chodzi. Nauka bowiem nie może przeciwstawiać się nauce, ponieważ prawda nie może przeciwstawiać się prawdzie. Mam nadzieję, że wyjaśniłem różnicę i stanowisko Piusa XII.
    Zresztą o granicach nauki w bardzo podobnym kontekście pisał już dużo wcześniej bodaj Pius IX (jeśli mnie pamięć nie myli), ale wyleciało mi z głowy, co i gdzie. W każdym razie, to orzeczenie Piusa XII jest całkowicie zgodne z logiką tego poprzedniego dokumentu, w zasadzie powtórzeniem.

    • Dodam tylko, że Galileusz został potępiony nie tylko za głoszenie hipotezy kopernikańskiej jako prawdy objawionej, ale właśnie dlatego, że jego argumenty to fantasmagorie. Chyba nikt dziś nie wierzy, że przypływy i odpływy są argumentem za heliocentrycznym modelem. A to był jego „doświadczalny” dowód. Wszyscy dziś wiemy, że błędny. Innych Galileusz nie miał. Ponadto nie był uczciwym człowiekiem w dysputach z władzami kościelnymi, etc. etc.

      Polecam w temacie choćby Czarne karty Kościoła Wiktora Messoriego.

      In Christo Rege,
      Pelagiusz

Zostaw komentarz