[Zdanie o „istocie sakramentów” poprawione zostało 27 IX 2016 dla większej ścisłości. To oczywiście Pan Jezus ustalił materię i formę oraz intencję, a Kościół je zachowuje od stuleci: „władza Kościoła nie sięga istoty sakramentów, tj. tego, co w znaku sakramentalnym, w świetle źródeł boskiego objawienia, pochodzi z ustanowienia Chrystusa”, Pius XII w: Sacramentum ordinis.]
Strona „Wirtualna Polonia BIS im. Włodka Kulińskiego” umieściła odnośnik do mojego tekstu o ekumenicznej organizacji „Społeczeństwo Polak-Ortodoks” oraz następujący kulturalny komentarz:
Tekst ten zawiera treści świadczące o trwającej ciągłej polemice i poszukiwaniu tak zwanego „złotego środka” w kwestiach wiary, opartej o tradycję Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Rozstrzygnięcie Sporu o istotę sakramentów świętych, może się okazać elementarnym.
(źródło)
Znowu, nie podaję w wątpliwość niczyich intencyj. Autor powyższych słów słusznie zauważa iż mój tekst świadczy o trwającej polemice i że dotyczy ona wiary. Zaznaczę, że trwa ona nieprzerwanie od roku 1962, gdy po raz pierwszy zaczęto stawiać mocne zarzuty pod adresem Jana XXIII i w tych okolicznościach przypominać o hipotezie Papieża popadającego w herezję, do tego publicznie i to w Rzymie, w auli św. Piotra (szerzej o tym traktuje x. Ricossa w artykule z pisma „Sodalitium”, nr 55 wersji francuskiej z listopada z 2003 r., którego tłumaczenie mam nadzieję skończyć do końca b.r.). Od tamtej pory hipoteza „Papieża heretyka” i problem autorytetu modernistycznych „papieży” jest omawiana, rozważana, debatowana na każdy możliwy sposób i z każdego możliwego punktu widzenia. To dopiero późniejsza antyteologiczna szkoła ekońska (abp Lefebvre, FSSPX i inni) chciała sprowadzić problem do drugorzędnej, niepotrzebnej błahostki. Ale polemika trwa i wrze, zwłaszcza po objęciu przywódctwa nad heretycką sektą przez Bergoglio. Nawet zupełnie niedawno x. Kurcjusz Nitoglia podjął polemikę z P. Arnoldem Ksawerym da Silveira (autorem obszernych prac o nowej mszy i hipotezie sedewakantystycznej z lat siedemdziesiątych), który ponownie wraca do rozważenia hipotezy Papieża popadającego w herezję (o tym można przeczytać tutaj).
Polemika ta jednak nie szuka „złotego środka” w kwestiach wiary, ale prawdy. Złoty środek dotyczy dziedziny moralnej, a dokładniej cnót, które każdą z osobna należy tak ćwiczyć, aby osiągnąć złoty środek, unikając obu skrajności (niedomiaru i nadmiaru). Każda cnota ma swoje skrajności, których należy unikać, tak ćwicząc daną cnotę, aby osiągnąć ów złoty środek. Na przykład umiarkowanie w jedzieniu i piciu znajduje się między obżarstwem i różnymi jego stopniami, oraz zaniedbaniem przyjmowania pokarmu, który może prowadzić do osłabienia ciała.
Prawda natomiast nie leży „pośrodku”, jak wielu sofistów by chciało. Nie twierdzę też, że Autor powyższego komentarza jest celowym sofistą, ale raczej bezwiednie powiela pospolity błąd. Ów „błąd złotego środka” wynika z powszechnego odrzucenia zasady niesprzeczności i przyjęcia w zamian za to dialektyki heglowskiej (teza-antyteza-synteza), na co słusznie zwraca uwagę Dietrich von Hildebrand w trzecim rozdziale swej książki Koń trojański w mieście Boga (niestety, nie pojął do końca, czym jest ów „koń trojański”, ale jego przemyślenia, zwłaszcza filozoficzne, są warte uwagi inteligentnego człowieka). To przyjęcie konieczności szukania prawdy „gdzieś pośrodku” zakłada nieznajomość elementarnych praw logiki.
Wielu ludzi rzeczywiście uważa, że umysł ludzki przechodzi od jednej skrajności do drugiej, ale następnie powinien „się wyśrodkować”, „znaleźć ów złoty środek” i przyjąć za prawdę twierdzenie umiarkowane, to, które leży „pośrodku”. Jest to dla nich nieunikniony wynik dojrzałego myślenia. Wyjść powinien intelekt ponad poziom tezy i antytezy, aby osiągnąć syntezę, wyśrodkowany sąd, twierdznie, zdanie, prawdę, etc.
Niedorzeczność takiego przyjmowania procesu poznawania prawdy wykazuje Dietrich von Hildebrand na podstawie tezy:
Prawda obiektywna nie istnieje.
której antytezą jest:
Prawda obiektywna istnieje.
Żadna synteza między oboma sprzecznymi twierdzeniami nie jest możliwa. Prawda nie leży tu pośrodku, ale w jednej ze „skrajności”.
W żadnym wypadku w „kwestiach wiary” tym sposobem nie sposób dojść do prawdy. W przywołanej polemice szukanie prawdy pośrodku, pomiędzy całkowitym odrzuceniem tego, co nazywa się Kościołem katolickim a w rzeczywistości jest atrapą, heretycką sektą, a bezwarunkowym przyjęciem modernizmu, jest nieporozumieniem. Tu chodzi o to, jak obiektywnie jest, o zgodność naszej myśli z rzeczywistością, a nie o „złoty środek” między twierdzeniami czy stanowiskami sprzecznymi. I żadne „rozstrzygnięcie sporu o istotę sakramentów świętych” nie okaże się tu elementarnym, ani nawet pomocnym. Ustalenie istoty sakramentów, a ściśle rzecz biorąc formy i materii oraz wymaganej intencji koniecznych do ważności, było dziełem Pana Jezusa i Kościół stoi na ich straży (co wiemy z katechizmu i apologetyki). Spór już dawno rozstrzygnięty, a tak czy siak, nie nam o tym dyskutować.
Istotną i decydującą kwestią w całej tej polemice jest kwestia autorytetu w Kościele. Czy Paweł VI „promulgując” dokumenty Soboru Watykańskiego II, encykliki oraz wprowadzając nowe obrzędy sakramentów i wydając inne rozporządzenia dyscyplinarne dla całego Kościoła posiadał władzę Chrystusową obiecaną Następcom św. Piotra? Innymi słowy, czy był Papieżem? Czy Jan Paweł II ogłaszając Redemptor hominis, „promulgując” nowy kodeks prawa kanonicznego, wydając nowy katechizm był Papieżem Kościoła katolickiego? Idem z Lucianim, Ratzingerem, Bergoglio. Czy soborowe dokumenty i reformy, które po nim nastąpiły pochodzą do Chrystusa za pośrednictwem Jego Kościoła świętego? Jeśli tak, jeśli to byli Papieże, pociąga to za sobą pewne nieuniknione konsekwencje. Jeśli nie, również. Nie można obojętnie przejść obok tej kwestii i szukać tam jakiegoś „złotego środka”, lawirując od tezy (Papieże) do antytezy (nie-papieże) w poszukiwaniu satysfakcjonującej syntezy polegającej na przebieraniu słów i czynów tych, którzy chodzą w białej sutannie.
Papieżowi nie wolno stawiać oporu, ale każdy katolik jest mu winien posłuszeństwo:
„Toteż ogłaszamy, twierdzimy, określamy i oznajmiamy, że podporządkowanie Biskupowi Rzymskiemu każdej istocie ludzkiej jest całkowicie konieczne dla osiągnięcia zbawienia.” („Porro subesse Romano Pontifici omni humanae creaturae declaramus dicimus, definimus et pronunciamus omnino esse de necessitate salutis.”) (Bonifacy VIII, bulla Unam sanctam z 1302 r.)
W tej materii nie ma miejsca na „złoty środek”. Należy o tym stale pamiętać.
Pelagiusz z Asturii
Nie chciał bym czegokolwiek w stosunku do kogokolwiek sugerować, ale z mojego doświadczenia wynika, że dla wielu osób prawdziwym problemem jest to, że prawda leży nie tam, gdzie ich zdaniem powinna leżeć.
Nierzadko pod pozorem poszukiwania prawdy czy innego złotego środka (złoty środek między Bogiem a Szatanem?) szuka się sposobu na udowodnienie sobie (samo-ułuda) i innym, że prawda leży właśnie tam, gdzie temu lub owemu odpowiada aby leżała. Jest tak nie tylko w sprawach religijnych. Przykładem jest takie, bardzo prawdziwe przysłowie;
„Kto przychodzi do szefa ze swoimi przekonaniami – wychodzi z przekonaniami szefa.
Kto ma przekonania szefa – robi karierę.”
A jeśli ktoś ośmiela się myśleć że prawda nie leży tam, gdzie szef chce aby leżała, i jeszcze na dodatek jest na tyle bezczelny aby poinformować o tym szefa…
______________________________________
Czy mógł bym prosić o napisanie czegoś na temat wypraw krzyżowych i zakonu Templariuszy (znaczy jako dwa osobne tematy – jeśli można prosić).
Mądry Bossuet powiedział: „Le plus grand dérèglement de l’esprit, c’est de croire les choses parce qu’on veut qu’elles soient, et non parce qu’on a vu qu’elles sont en effet.” (Bossuet, Traité de la connaissance de Dieu et de soi-même) czyli: „Największym skrzywieniem umysłu jest wierzyć w rzeczy, ponieważ chce się, żeby były, a nie dlatego, że widziało się, że istnieją rzeczywiście”. I rzeczywiście wielu wierzy w to, co chce, żeby było, niż w to, co widać.
Tematy wypraw krzyżowych i templariuszy są bardzo ciekawe, ale sam nigdy ich nie zgłębiałem, poza tym, co gdzieś tam przy okazji ogólnej lektury podręcznikowej o historii Kościoła. Polecam x. dra Umińskiego dwutomową Historię Kościoła, a sam może coś na ten temat napiszę, ale nie zapowiada się, by miało (mogło) to nastąpić w najbliższej przyszłości, niestety, z racji różnych pomysłów i projektów, poza oczywiście obowiązkami stanu.
In Christo Rege,
Pelagiusz