
Tymczasowa (?) oznaka towarzystwa, o którym mowa
Pewien czas temu uprzejmie zaproszono mnie na spotkanie z J. Eks. x. biskupem Ryszardem Williamsonem, które miało się odbyć w Polsce we wrześniu. Świadom jestem różnych niewątpliwych zasług biskupa oraz wielu mądrych rzeczy, które mówił i zapewne nadal mówi. Zawsze wywierał i nadal bez wątpienia wywiera wpływ nie bez znaczenia na różnej maści „tradycjonalistów”. Niemniej jednak z powodu fundamentalnego jego błędu, jakim jest uznawanie modernistycznej sekty za Kościół katolicki (co zakłada odrzucenie nieomylności magisterium i inne błędy), i szkodliwości takiego poglądu uznałem udział w takim spotkaniu za pozbawiony sensu i podziękowałem za zaproszenie. Biskup, jak każdy duchowny, może (nie musi, mniejsza o to) mieć zdrowe pojęcia polityczne i radzić roztropnie, ale skoro w tym, co stanowi główny cel jego posłannictwa, czyli nauczanie wiary apostolskiej, tak poważnie błądzi nie jest wart uwagi wiernych.
Słowo o angielskim biskupie tylko gwoli wstępu, bowiem o stowarzyszeniu, które organizowało tę wizytę trzeba rzecz pewną powiedzieć i pewną ogólną uwagę wyciągnąć.
Jako że nie śledzę tradiinternetów, dopiero wczoraj dowiedziałem się, że rzeczona wizyta nastąpiła oraz że:
Wizytę Biskupa zorganizował Ruch Społeczeństwa Polak-Ortodoks; tradycyjny ruch Polaków nawiązujący do działań wszystkich polskich śwętych – Ruch Tradycjonalistów Polskich wyznania tradycyjnie, przedsoborowo Rzymsko-Katolickiego oraz Polaków wyznania Prawosławnego; Ruch, którego celem jest to co było i jest w Narodzie Polskim odwieczne… – uświęcenie dusz poprzez życie w Łasce Uświęcającej w Chrystusie i poprzez Chrystusa, oraz w wyniku takiego życia budowanie Królestwa Niebieskiego na polskiej ziemi; Ruch nawiązujący do idei Milicji Niepokalanej, którą zapoczątkował Polak –Święty Maksymilian Kolbe. (za: wirtualnapolonia.com)
Nie znam bliżej samych twórców i członków „Społeczeństwa Polak-Ortodoks”, więc trudno z góry przypisywać im złe intencje. Stawiają sobie oni jednak wyraźnie sformułowane cele społeczne i przede wszystkim religijne, które do czegoś zobowiązują. Ograniczę się tu do poruszenia kwestii religijnej. Ponieważ ruch ten gromadzi w swoich szeregach, jak sam głosi, katolików i prawosławnych oraz odwołuje się do tradycyj i wzorów obu wyznań, jest też jednocześnie ruchem ekumenicznym. Niepodważalne jest to, że prawosławni są schizmatykami, odłączonymi od społeczności Kościoła katolickiego, poprzez nieszczęsne ostateczne formalne odcięcie się odeń w roku 1054. Oderwani od Kościoła, wyklęci przez Namiestnika Chrystusa, którego prymatowi nie chcieli się podporządkować, odcięli się tym sposobem od łaski, która jest udziałem tylko członków jedynego z boskiego ustanowienia Kościoła. A ponieważ odcięci przed wiekami nie uznają nauczania wielu wieków Kościoła (jak choćby nieomylności papieskiej ogłoszonej na Soborze Watykańskim I) są również heretykami, jak protestanci. Bezpośredni bunt przeciwko jedności głowy stał się, pośrednio, odrzuceniem wiary (cf. x. Opieliński, „Apostaci, heretycy i schizmatycy a inni grzesznicy”). Prawosławny, aby dostąpić łaski zbawienia, musi odrzucić swe błędy i przyjąć wiarę prawdziwą oraz przyłączyć się do jedności jedynego prawdziwego Kościoła.
Kościół jednoznacznie wypowiedział się ustami biskupów i samego Papieża, co katolik ma myśleć na temat spotkań, zjazdów i różnych innych wysiłków o charakterze religijnym wspólnie podejmowanych z wyznawcami fałszywych religij, heretyków i odszczepieńców (schizmatyków) bez odrzucenia przez tych ostatnich swoich błędów. Powtarzam, omawiam tu tylko kwestię ściśle religijną, bowiem relacja porządku przyrodzonego i nadprzyrodzonego oraz pospolity w różnych środowiskach błąd pomieszania tych dziedzin (zwany surnaturalizmem przez Francuzów) wymaga odrębnego potraktowania. Najbardziej wymownym i najpełniejszym chyba dokumentem w materii, która nas tu interesuje, jest encyklika Mortalium animos Papieża Piusa XI, którą kierownictwo i członkowie „Społeczeństwa Polak-Ortodoks” powinni znać, zwłaszcza że Achilles kard. Ratti był nuncjuszem w naszej ojczyźnie nim objął ster Łodzi Piotrowej. Traktowanie religii katolickiej na równi z prawosławiem i innymi religiami jest tam omówione następującymi słowami:
Katolicy nie mogą żadnym paktowaniem pochwalić takich usiłowań, ponieważ one zasadzają się na błędnym zapatrywaniu, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, o ile, że one w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania. Wyznawcy tej idei nie tylko są w błędzie i łudzą się, lecz odstępują również od prawdziwej wiary, wypaczając jej pojęcie i krok po kroku popadają w naturalizm i ateizm. Z tego jasno wynika, że od religii, przez Boga nam objawionej, odstępuje zupełnie ten, ktokolwiek podobne idee i usiłowania popiera. (podkreślenie moje)
Dalej czytamy też znamienne słowa, które odnieść można także do spotkania katolików i prawosławnych z biskupem Williamsonem:
Jasną rzeczą więc jest, Czcigodni Bracia, dlaczego Stolica Apostolska swym wiernym nigdy nie pozwalała, by brali udział w zjazdach niekatolickich. Pracy nad jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak tylko działaniem w tym duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego, prawdziwego Kościoła Chrystusowego, od którego kiedyś, niestety, odpadli. Powtarzamy, by powrócili do jednego Kościoła Chrystusa, który jest dla wszystkich widoczny i po wsze czasy, z woli Swego Założyciela, pozostanie takim, jakim go On dla zbawienia wszystkich ludzi ustanowił. Mistyczna Oblubienica Chrystusa przez całe wieki pozostała bez zmazy i nigdy też zmazy doznać nie może.
Sam wątpię, by bp Williamson znał dobrze charakter stowarzyszenia, które go zaprosiło. Ciężko mi byłoby uwierzyć, by pomimo swych błędów zasygnalizowanych wyżej popierał tego rodzaju instytucje. Choć, co prawda, niektórzy kapłani i wierni Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X od lat uważają Jego Ekscelencję za chorego psychicznie… A przecież zapędy wspomnianego ruchu, jak i samej Gajówki Maruchy są iście ekumeniczne, pakują oni do jednego worka „tradycjonalistów” zarówno katolików (mniejsza o to teraz, jakich), jak i prawosławnych, uważając ich za ostoję jakichś tradycyjnych wartości (ale co ma wspólnego prawosławna kultura z łacińską?!). Jest to zresztą tendencja wyraźna całego tego środowiska.
Z pewnością też ów „tradycyjny ruch Polaków nawiązujący do działań wszystkich polskich śwętych” (sic) nie może nawiązywać do choćby jednego świętego polskiej krwi, jakim był Andrzej Bobola, bestialsko umęczony przez prawosławnych kozaków za nawracanie odszczepieńców na wiarę naszych ojców. A ten wielki święty nauczyłby ich właściwej postawy wobec prawosławia. Niestety, spójności intelektualnej na próżno tam szukać. Jak słusznie zauważają,
„Siła masońskich ekumenistow spoczywa na słabości wiedzy .., wiary katolikow tradycyjnych, słabości Braci i Sióstr w Chrystusie – Tradycjonalistów”. (Za: gajowka.wordpress.com)
Jednak dodają tuż poniżej:
Każda Prawdziwie Prawosławna Strzecha, każda Tradycyjnie Katolicka Strzecha jest Nas Polaków Twierdzą (tamże)
Twierdzenie to jest kompletnym pomieszaniem z poplątaniem. Znowu, nie jest moim obecnym celem omawianie dobra Polaków w porządku naturalnym (politycznym), ale skoro „Społeczeństwo Polak-Ortodoks” ma cele religijne, jakże wyobraża sobie, by „twierdzą Polaków” mógł być zarówno dom katolicki, jak i schizmatycki? Może podpowie im św. Andrzej Bobola. Trudno to pojąć, zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę, jak na katolika przystało, to, co mówi o schizmatykach wiara nasza święta, wiara naszych ojców, nauczana przez Kościół od wieków, między innymi w przytoczonych słowach encykliki Piusa XI.
Wobec tego,
Ruch, którego celem jest to co było i jest w Narodzie Polskim odwieczne… – uświęcenie dusz poprzez życie w Łasce Uświęcającej w Chrystusie i poprzez Chrystusa, oraz w wyniku takiego życia budowanie Królestwa Niebieskiego na polskiej ziemi […](za: wirtualnapolonia.com)
powinien zarzucić swoje ekumeniczne zapędy i między innymi pracować nad przyjęciem przez odszczepieńców prawosławnych jedynej prawdziwej religii, co osiągnęła po części choćby znana z naszej historii Unia Brzeska (1596 r.). Wymaga to jednak wielu wysiłków, do których dziś mało kto jest w ogóle skłonny. Jest to również i przede wszystkim o wiele trudniejsze zadanie w czasach dzisiejszych, bowiem Kościół nie ma Papieża i tego „luksusu”, jakim jest nieomylny głos tego, który wszystko w ostatecznej instancji roztrząsa. Specyficzny tragizm sytuacji obecnej polega właśnie na tym braku widzialnej głowy Kościoła i żywego magisterium, jaki ta sprawuje na co dzień. Bowiem nie tylko wyjątkowe orzeczenia uroczyste Głowy Kościoła są nieomylne i obowiązujące wszystkich wiernych. Nieomylność Kościoła w magisterium zwyczajnym, tym codziennym, potwierdzona jest także w encyklice Mortalium animos:
Chociaż urząd nauczycielski Kościoła, – który według planu Boga ustanowiony został na ziemi w tym celu, by prawdy objawione utrzymane były po wsze czasy nieskażone i łatwo, a pewnie przedostawały się do wiadomości ludzi, – wykonywany jest dzień w dzień przez Papieża i przez pozostających z Nim w styczności biskupów, to jednak zadaniem tego urzędu jest celowo przystępować w uroczystej formie i w uroczystym dekrecie do określenia pewnych artykułów, jeśli wyniknie konieczność skuteczniejszego przeciwstawienia się błędom i atakom innowierców, lub też gdy chodzi o to, by w jaśniejszy i głębiej ujęty sposób wpoić wiernym pewne punkty nauki świętej. (polecam przy okazji tekst o niemylności Kościoła x. Murro z IMBC)
Dawniej lefebrystyczne publikacje pisały wręcz, że to magisterium zwyczajne nie jest sprawowane, nie istnieje, od czasów Soboru Watykańskiego II. I tej właśnie prawdy wiary (nieomylność nauczania zwyczajnego) różni semitradycjonaliści o zapatrywaniach lefebrystycznych, jak bp Williamson czy całe towarzystwo Gajowego oraz najwyraźniej to „Społeczeństwo Polak-Ortodoks” przyjąć nie mogą, bowiem trwają oni w ustawicznej postawie stawiania oporu temu, którego za Papieża błędnie przyjmują. Stawiają mu opór w tym, co należy do istoty posłannictwa Papieża: nauczanie wiary i moralności wobec całego Kościoła oraz, co za tym idzie, powszechne zarządzenia dyscyplinarne. Niestety, jest to błąd tak szeroko rozpowszechniony, a tym bardziej wygodny, gdy się ma do czynienia z błaznami jak Bergoglio czy Wojtyła. W tym należy też pewnie upatrywać takie sympatie wobec odsczepieństwa prawosławnego, które nie uznaje monarchii kościelnej od tysiąca lat i stanowiło zaczyn buntu, który potem podjął Luter, gallikanie i inni heretycy na przestrzeni wieków. Janseniści również przebierali i przebierali w orzeczeniach prawowitych pasterzy i tu dopiero znajduje się rodowód powszechnego dziś błędu „tradycjonalistów”, którzy stawiają opór temu, który dla nich jest „Ojcem świętym, Namiestnikiem Jezusa Chrystusa, Następcą Księcia Apostołów, Najwyższym Kapłanem Kościoła Powszechnego, Prymasem Włoch, Arcybiskupem i Metropolitą Prowincji Rzymskiej, Głową Państwa Watykańskiego”. Janseniści, dokładnie jak w naszych czasach abp Lefebvre, jego FSSPX, bp Fellay, bp Williamson, Marucha Gajowy i całe jego środowisko oraz praktycznie wszyscy lefebryści i indultowcy, uznawali w osobie noszącej białą sutannę Papieża Kościoła katolickiego, ale nie stosowali się do jego nauczania i rozporządzeń, gdy im te nie pasowały. Pochodzenie tego błędu przesiewania i stawiania oporu władzy uznawanej za prawowitą nie ma nic wspólnego z katolicyzmem, z prawdziwą wiarą, ani nawet ze zdrową filozofią (obcą kompletnie środowiskom takim, jak Gajówka i „Społeczeństwo Polak Ortodoks”). Prawdziwy chrześcijanin zawsze słuchał się Papieża, „Słodkiego Chrystusa na ziemi” według wyrażenia św. Katarzyny Sieneńskiej, nie rozstrząsał jego rozporządzeń1, natomiast odcinał się od wszelkiej maści heretyków i schizmatyków.
Również dzięki temu błędowi ekumenicznemu można zrozumieć wspieranie finansowe jednocześnie Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X i tzw. ruchu oporu prawdziwszych lefebrystów (FSSPX2), nad którym rozciąga swój moralny autorytet biskup Williamson, nawet jeśli wielokrotnie odmawiał formalnego stanięcia na jego czele. Przecież to są wrogo nastawione ugrupowania, choć w zasadach tożsame (stawianie oporu prawowitej władzy jako zasada naczelna, zachowywanie tylko tego, co uzna się za katolickie na podstawie własnego autorytetu). Duchowni FSSPX już nie raz ekskomunikowali „oporowców”, nakładali interdykty na wiernych, odmawiali sakramentów, rewidowali twarde dyski kapłanów spiskujących jeszcze wewnątrz, gromili z ambon (pisał o tych różnych nadużyciach choćby x. Nitoglia, jeden z inteligentniejszych „oporowców”, ale i sam bp Williamson). W praktyce nie dają się pogodzić, jak więc można finansowo wspierać otwarcie walczące ze sobą obozy? Tylko z punku widzenia kompletnie pomylonych pojęć i relatywizmu w wierze (ekumenizmu) da się to jakoś „pogodzić”. Nie znam x. Webera, ale z pewnością jest na tyle poważny, że przestanie dziękować za wsparcie finansowe takich pomyleńców (jest o tym tu i tu), a może nawet i przyjmować od nich datki.
Tak czy siak, dla „Społeczeństwa Polak-Ortodoks” pasuje bardziej nazwa „Społeczeństwo Polak-Ekumenista”, a w każdym bądź razie nie ma w nim miejsca dla katolików. Tym bardziej, że całe to środowisko nie słynie ani z poziomu intelektualnego, ani z kultury. Jak internet szeroki i bezdenny, tak wulgaryzmy Gajowego i jego leśników czy drwali są powszechnie znane a kojarzą się raczej z najbardziej prymitywnym elementem społeczeństwa nowoczesnego, albo kulturą „elit” rewolucji francuskiej i bolszewickiej. Swoim działaniem najwyżej taką „kontr-rewolucję” będą w stanie stworzyć i nic więcej. Śmiechu warte… Żadnej przyszłości, żadnego dobrego rozwiązania na palące problemy społeczne, polityczne, religijne tam znaleźć nie sposób, pomimo różnych prawd większej czy mniejszej wagi, przeplatanych obłędem i błędem. Ich opinie o „postawie katolika i chrześcijanina” (chyba ekumenisty, bo na pewno nie prawdziwego!) i tym podobne są nie dość, że obrzydliwe, to przede wszystkim świadczące o głębokim pomyleniu pojęć i co za tym idzie, wykolejonym działaniu pozbawionym minimalnej roztropności, która jest najważniejszą cnotą w porządku działania człowieka. Zresztą, nie tylko w tym środowisku brak pojęć i roztropności w postępowaniu. Wśród ludzi przyjmujących całą wiarę katolicką także się zdarza coś tak pomylonego jak pochwała dla samozwańczego wymierzenia (nie)sprawiedliwości przypadkowemu przechodniowi na ulicy pod jednym z paryskich kościołów przez jakiegoś impulsywnego indultowca (tu, choć ten Pan też ma tradiekumenicznie pomieszane w głowie, ale i tu). Na pewno ani tego Bóg nie chce („Deus vult”?!), ani tak bezmyślnie nie powinni walczyć wierni Chrystusa o wiarę naszych ojców, ale o tym może innym razem. Brak podstawowej nauki u twórców i gorliwych działaczy wszelkiego rodzaju inicjatyw powstałych nawet z dobrej woli jest plagą2, która skutecznie uniemożliwia wszelką prawdziwie konstruktywną pracę i organizację dla dobra naszego narodu. Ludziom nie chce się ciężko pracować, intelektualnie czy fizycznie, a do działania pęd jest tak gorączkowy, jak paląca jest potrzeba, którą widzą. Ale w tym wszystkim rozsądku brak i pojęć elementarnych, więc nadzieje marne. Nie tędy droga. Do książek najpierw, a potem może działać, choć i to nie dla każdego, bo wymaga cnót wielu i doświadczenia.
Pelagiusz z Asturii
1) Wszyscy nowocześni gallikanie i janseniści powołują się na św. Piusa X, więc niech go samego posłuchają: „Kiedy się kocha papieża, to nie zatrzymuje się na roztrząsaniu tego, co on zaleca albo nakazuje, nie zastanawia się jak daleko rozciąga się surowy obowiązek posłuszeństwa i nie stawia się granicy tej powinności. Kiedy się kocha papieża, nie zarzuca się mu, że nie wypowiedział się dość jasno, jak gdyby miał on obowiązek powtarzać każdemu do ucha swą wolę, tak często jasno wyrażoną, nie tylko ustnie viva voce (żywym głosem), lecz także poprzez listy i inne oficjalne dokumenty; nie poddaje się jego nakazów w wątpliwość pod pretekstem – jakże łatwo wysuwanym przez każdego kto nie chce być posłusznym – że nie pochodzą one bezpośrednio od niego, tylko z jego otoczenia; nie ogranicza się pola na którym może i powinien wykonywać swą wolę; nie przeciwstawia się autorytetowi papieża powagi innych osób, jakkolwiek uczonych, które są innego zdania niż papież. Poza tym, jak wielka by nie była ich wiedza, brakuje im świętości, gdyż nie może być świętości tam, gdzie jest różnica zdań z papieżem”. Św. Pius X, do kapłanów Unii Apostolskiej, 18 listopada 1912 roku, AAS 1912, s. 695, za: ultramontes.pl.
2) „Ci katolicy, którym wnętrzności stale pożera nieodparta żądza działania powinni na pierwszym miejscu uporządkować swoje idee.” – x. Juliusz Meinvielle, Katolickie pojęcie polityki (Conceptión católica de la política).
Szanowny Panie, zwracam się do Pana z uprzejmą prośbą o radę w kwestii statusu kobiety: co wypada zrobić, jeśli zostanie się przez jakąś posoborową czy w ogóle zlaicyzowaną niewiastę (niewiasty) niejako przymuszonym do potwierdzenia bądź zanegowania katolickiego stanowiska , iż, w pewnym sensie i porządku, kobiece ciało, umysł i dusza stoją niżej od ich męskich odpowiedników, zatem płeć damska jest w tym kontekście mniej szlachetna od męskiej?
Z góry dziękuję za odpowiedź.
Szanowny Panie,
Nigdzie w katolickim nauczaniu nie spotkałem z twierdzeniem, że „w pewnym sensie i porządku kobiece ciało, umysł i dusza stoją niżej od ich męskich odpowiedników, zatem płeć damska jest w tym kontekście mniej szlachetna od męskiej”.
Po pierwsze, sama natura, w sensie istoty, jest taka sama u wszyskich ludzi, mężczyzn, kobiet, murzynów, indian, dzieci, starców. Jest to najgłębszy aspekt każdego bytu, jego istota. Istota czy natura ludzka stanowi o tym, kim jest człowiek.
Po drugie, to, że ciało kobiece jest mniej wytrzymałe, mniej fizycznie zbudowane do dźwigania, wytrwałego długiego wysiłku jest tak oczywiste, że nie trzeba tego objaśniać. Wyjątki nie stanowią reguły, a tylko ją potwierdzają. W tym porządku, że tak powiem, fizycznym, ciało kobiece jest jakby niżej od męskiego, ale nie znaczy, że gorsze, czy mniej szlachetne. Po prostu inna jest „konstrukcja” kobiety. Podobnie z umysłem, kobiety myślą inaczej, postrzegają inaczej, częściej w życiu kierują się emocjami niż mężczyźni, a ci z kolei, częściej rozumem. Ich „konstrukcja” umysłowa jest również inna. Ale znowu i tu jest różnica stanowiąca o komplementarności obu płci, a nie o większej szlachetności męskiego umysłu nad damskim. Duszę, z racji tego, że jest to forma człowieka, która stanowi różnicę specyficzną człowieka i jest decydującym aspektem natury ludzkiej, mają taką samą. Tu nie ma żadnej różnicy.
To, że Adam został stworzony pierwszy, a kobieta dla jego towarzystwa nie znaczy, że kobieta jest w jakiś sposób mniej szlachetna. Opis stworzenia naszych pierwszych rodziców stanowi dowód tego, że mężczyzna i kobieta są tej samej natury (takimi samymi ludźmi), ale że co do przypadłości są różni, co do cech drugorzędnych (właściwości ciała, umysłu, emocyj, etc.). Nowoczesne ideologie i różni odrealnieni doktrynerzy chcą utożsamić mężczyznę z kobietą w jakiejś tam fikcyjnej płci jednej i to często zwłaszcza kobietom uderza do głowy jak kiepska woda sodowa, przez co chcą być dokładnie we wszystkim takie, jak mężczyźni. Nie pomaga przy okazji, że prawdziwych mężczyzn nie jest nawet jak na lekarstwo i ci sami nie potrafią opanować często sytuacji. Ale i mężczyzna i kobieta zostali stworzeni, z racji swej natury rozumnej do tego samego celu najwyższego, jakim jest chwalenie Boga w wieczności, natomiast tu na ziemi, z racji swych (komplementarnych) różnic stworzeni zostali do rzeczy różnych. Kobieta rodzi dzieci, mężczyzna ma być głową rodziny, pracować na jej utrzymanie i jej bronić. Kobieta, jako z natury bardziej cierpliwa w małym, najlepiej nadaje się do wychowywania małych dzieci, choć z czasem to mężczyzna powinien przejmować i te obowiązki w znacznej mierze. Ale cele te ziemskie są równie szlachetne, choć jedne zwykle mniej publicznie widoczne i spektakularne. Niestety, dziś wszyscy chcą być na piedestale, widoczni i dlatego kobiety tak za pracą u obcego mężczyzny gonią, robią kariery, uprawiają sporty, rzucają granaty w wojsku, wlepiają mandaty, etc. etc. etc. Wszystko staje na głowie…
In Christo Rege,
Pelagiusz
Szanowny Panie, wydaje mi się jednak, iż sam Akwinata w tej kwestii miał, o ile się nie mylę, zdanie odmienne: Ad primum ergo dicendum quod sexus masculinus est nobilior quam femineus, ideo humanam naturam in masculino sexu assumpsit. Ne tamen sexus femininus contemneretur, congruum fuit ut carnem assumeret de femina. Unde Augustinus dicit, in libro de agone Christiano, nolite vos ipsos contemnere, viri, filius Dei virum suscepit. Nolite vos ipsas contemnere, feminae, filius Dei natus est ex femina ( IIIª q. 31 a. 4 ad 1). „The male sex is more noble than the female, and for this reason He took human nature in the male sex. But lest the female sex should be despised, it was fitting that He should take flesh of a woman. Hence Augustine says (De Agone Christ. xi): „Men, despise not yourselves: the Son of God became a man: despise not yourselves, women; the Son of God was born of a woman.”
Oczywiście, refleksje św. Tomasza z Akwinu na temat płci niekoniecznie w każdym calu muszą być nieomylne, a zatem mogą w zasadzie podlegać pewnej teologicznej krytyce, tym niemniej trudno owe rozważania zupełnie zignorować.
Szanowny Panie,
Poza studium filozofii człowieka, czyli psychologii i antropologii tematu tego nigdy nie zgłębiałem, ale odpowiem w ten sposób:
Po pierwsze, tu nie chodzi tyle o nieomylność, co raczej o filozofię, gdzie (odwrotnie niż w teologii) autorytet ma najniższą wartość, a rozumowe badanie najwyższą, jak zresztą mówi sam Akwinata (S. th. I, q. 1 a. 8). Więc nie o nieomylność, boć to określenie z teologii, ale o prawdę lub błąd. Czyli winien był Pan powiedzieć, że być może św. Tomasz nie ma w pełni racji, myli się w tym lub owym. I choć przytoczony przez Pana fragment dotyczy rozważań natury teologicznej (Art. 4. Utrum materia corporis Christi debuerit esse assumpta de femina), to samo twierdzenie, że płeć męska jest szlachetniejsza od żeńskiej jest już natury filozoficznej. Wyraźnie widać z kontekstu, że jest niejako przytoczone mimochodem w owym artykule jako nie podlegające dyskusji, jako przesłanka i św. Tomasz w tym miejscu nie zajmuje się dowodzeniem tego, a czyni to zapewne gdzie indziej. Być może nie jest to efekt rozumowania, a czysta konstatacja faktu (faktów, rzeczywistości się nie udowadnia, a tylko stwierdza).
To powiedziawszy, po drugie, skoro w rozmowie z jakąś nowoczesną kobietą, czy kimkolwiek zresztą, argumentuje Pan za wyższą szlachetnością płci męskiej od żeńskiej, winien Pan to udowodnić rozumowo. Powoływanie się na autorytet św. Tomasza z Akwinu może posłużyć w dyskusji z kimś, kto rozumie te sprawy, ale nie w argumentacji ścisłej. A że Pan przytacza św. Tomasza tu w komentarzu w łacinie i tłumaczeniu angielskim, przypuszczam, że nie rozumie Pan łaciny a angielski tylko średnio (bo obok łaciny sam by Pan podał własne tłumaczenie albo sam tekst polski pochodzący z jakiegoś wydania polskiego Sumy teologicznej). Bądź, co bądź w takiej sytuacji powinno się albo znać łacinę, by operować cytatami łacińskimi albo posiadać dobry przekład na język, który się zna (tym grzeszy m.in. Szymon Klucznik, nie znający za grosz łaciny, a interpretujący świętą teologię opierając się na tłumaczeniach angielskich) albo nie podejmować dyskusji, tylko przyznać się, że się nie wie, ale się ewentualnie dowie. Zawsze znajomym mówię i radzę, by nie zabierali się za coś, do czego nie są odpowiednio przygotowani. W argumentacji lepiej wcale, niż źle lub nieudolnie, to podstawa. Pan nie podał żadnego argumentu, tylko fragment św. Tomasza, który stanowi tylko przesłankę innego argumentu więc zakładam, że nawet nie wie Pan, dlaczego płeć męska jest mniej szlachetna od żeńskiej. Zły sposób na podjęcie dyskusji z kimkolwiek, a już tym bardziej z nowoczesną kobietą. Najlepiej w takiej sytuacji byłoby się przyznać do niewiedzy (nic w tym złego), ale że się temat zbada i doń wróci.
Po trzecie zatem, pozwolę sobie wrócić do Pańskiego pytania z pierwotnego komentarza:
„co wypada zrobić, jeśli zostanie się przez jakąś posoborową czy w ogóle zlaicyzowaną niewiastę (niewiasty) niejako przymuszonym do potwierdzenia bądź zanegowania katolickiego stanowiska , iż, w pewnym sensie i porządku, kobiece ciało, umysł i dusza stoją niżej od ich męskich odpowiedników, zatem płeć damska jest w tym kontekście mniej szlachetna od męskiej?”
W zasadzie na to pytanie już odpowiedziałem. Co zrobić: trzeba zbadać temat i wtedy wyjaśnić.
Ale jeśli chodzi o samo meritum, przypuszczam, że św. Tomaszowi chodziło właśnie o to, co napisałem wyżej: kobiece ciało jest mniej wytrzymałe, słabsze, mniej doskonałe od męskiego (ale doskonałe w swoim porządku!), męskie zostało stworzone najpierw, kobiece zaś z męskiego, kobiecy umysł działa inaczej, trudniej pojmuje abstrakcyjne rozumowania, a łatwiej konkretne, etc. i prawdopodobnie na tej podstawie św. Tomasz wysuwa wniosek iż płeć żeńska jest mniej szlachetna od męskiej, i w sumie miałby rację. Więc i ja przyjmuję jego wniosek, choć wydawało mi się, że te przesłanki nie prowadzą do niego. Mój błąd zatem.
Niemniej jednak temat to trudny dla nowoczesnych kobiet, a feminizm swoje żniwo zebrał już u pokolenia Polek, które mają dziś około lat 80 (nie wszystkich, ale bardzo, bardzo wielu). Tym bardziej więc u młodszych i temat ten należałoby dobrze przemyśleć przed podejmowaniem go. Sęk w tym właśnie, że twierdzenie, o którym tu mowa (płeć piękna mniej szlachetna od męskiej, lub, cytując św. Tomasza: „płeć męska góruje szlachetnością nad niewieścią”), nie oznacza, że mężczyzna jest absolutnie lepszy od kobiety (ale względnie), że jest lepszy od niej we wszystkim, albo że przez to kobieta doznaje upokorzenia (co podkreśla św. Tomasz w powyższym artykule). A to właśnie najtrudniej chyba będzie wyjaśnić nowoczesnemu umysłowi, który nie rozumuje, a tylko kojarzy. Bowiem dzić powiedzieć: „narodowiec” – nowoczesny umysł kojarzy: faszysta, nazista; powiedzieć: „patriota” – nowoczesny umysł kojarzy: wyborca PiSu; powiedzieć: „katolik” – nowoczesny umysł kojarzy: słuchacz Radia Maryja, czciciel „św. Jana Pawła II” albo ekumenista; powiedzieć, że płeć męska jest szlachetniejsza od żeńskiej – nowoczesny umysł kojarzy: kobieta jest niewolnicą mężczyzny, jest gorsza, etc. etc. W ogóle dziś ciężko dyskutować z kimkolwiek, a to nie dotyczy bynajmniej tylko „nowoczesnych umysłów”. Polecam być przede wszystkim roztropnym i „nie rzucać pereł przed świnie” (co nie oznacza, że kobiety to świnie!).
In Christo Rege,
Pelagiusz
Gwoli ścisłości, a raczej podkreślę to, co może nie rzuca się w oczy w powyższym wywodzie, kluczem tu, niejako terminem średnim, jest słowo „nobilior”, którego używa św. Tomasz. Nikt o zdrowych zmysłach nie kwestionuje, że mężczyzna co do ciała jest doskonalszy w stosunku do kobiety. Przecież zawody sportowe są oddzielne dla kobiet, oddzielne dla mężczyzn, a mężczyźni mają zawsze lepsze wyniki. Podobnie jest z umysłem, co zasygnalizowałem wyżej, ale to już częściej bywa negowane. I jeśli rozumieć pod tymi rzeczami „nobilior”, to mamy argument. Natomiast nie radzę podejmować dyskusji z tego punktu widzenia, że płeć męska jest szlachetniejsza od kobiecej, bo… Wystarczy wskazać na różnice naturalne między mężczyzną a kobietą, ale i to często okaże się ryzykowne. Znowu, z powodów zasygnalizowanych wyżej, a tym bardziej, że kobiety zazwyczaj „myślą” emocjami i obruszają się na argumenty rozumowe. U mężczyzn, niestety, to coraz częstsze, zawsze u źle uformowanych umysłowo, i to nie pomaga. Stąd konieczność kształtowania własnego umysłu, zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet, choć, wiadomo, ze względu na predyspozycje naturalne ważniejsze to dla pierwszych. Taka jest natura człowieka i choć ideologie różne temu zaprzeczają i to są w stanie zakrzyczeć (czasami karami pieniężnymi), to jednak nic tego nie zmieni.
P.S. Polskie wydanie Sumy teologicznej można ściągnąć w plikach PDF ze strony: http://katedra.uksw.edu.pl/katedra.htm. A czytać warto, nie jest to trudne, ale lepiej jednak mieć jakiś wstęp z filozofii i teologii i dopiero potem się zająć lekturą Sumy. Na pewno będzie to z większym pożytkiem.
Szanowny Panie, uprzejmie dziękuję za dość obszerną odpowiedź. Nie będę się odnosił do Pana w zasadzie uprawnionych przypuszczeń na temat mej osoby, poza dwoma wyjątkami: znalezienie i wklejenie takiego dwujęzycznego fragmentu Akwinaty jest szybsze chyba od innych kombinacji, tym niemniej to mój błąd – w końcu polskość do czegoś zobowiązuje. Po drugie, nieomylność Kościoła odnosić się też może do faktów nieteologicznych, które pozostają w ścisłym związku z wiarą (abstrahując od przytoczonego fragmentu Summy).
Szanowny Panie,
Z pewnością jest szybsze, ale bardzo ryzykowne. Na takiej podstawie można wysnuć wiele błędnych wniosków.
Co do drugiego punktu pełna zgoda. „2. Drugorzędnym przedmiotem nieomylności Kościoła są te nauki i fakty, które z prawdami objawionymi są tak ściśle złączone, że gdyby sąd Kościoła w ich ocenie nie był nieomylny, same prawdy objawione byłyby w swym istnieniu zachwiane.” (x. Sieniatycki, Apologetyka czyli dogmatyka fundamentalna, B. Nieomylny urząd nauczycielski kościoła).
In Christo Rege,
Pelagiusz
[…] za: https://pelagiusasturiensis.wordpress.com/2016/09/24/polak-ekumenista/ […]
[…] Wizytę bp. Williamsona odnotował też na swej internetowej stronie sedewakantysta, posługujący się pseudonimem, nie wiedzieć czemu, Pelagius Asturiensis. W tekście zatytułowanym „Społeczeństwo Polak-Ekumenista czyli kolejni pomyleńcy z dobrymi intencjami” dostępnym tutaj :https://pelagiusasturiensis.wordpress.com/2016/09/24/polak-ekumenista/, […]
[…] Wizytę bp. Williamsona odnotował też na swej internetowej stronie sedewakantysta, posługujący się pseudonimem, nie wiedzieć czemu, Pelagius Asturiensis. W tekście zatytułowanym „Społeczeństwo Polak-Ekumenista czyli kolejni pomyleńcy z dobrymi intencjami” dostępnym tutaj :https://pelagiusasturiensis.wordpress.com/2016/09/24/polak-ekumenista/, […]
[…] Wizytę bp. Williamsona odnotował też na swej internetowej stronie sedewakantysta, posługujący się pseudonimem, nie wiedzieć czemu, Pelagius Asturiensis. W tekście zatytułowanym „Społeczeństwo Polak-Ekumenista czyli kolejni pomyleńcy z dobrymi intencjami” dostępnym tutaj :https://pelagiusasturiensis.wordpress.com/2016/09/24/polak-ekumenista/, […]