
Tyle pracy tak wspaniałych ekspertów na nic? Pomyłka przy promulgacji?
Przez wiele lat środowiska skupione wokół Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X oraz niektórzy indultowcy przekonywali, że Novus Ordo Missae, nowy obrządek mszy, nie został prawidłowo promulgowany przez tego, którego uznawali za Papieża (np. artykuł w „Zawsze wierni”). Ponadto, Novus Ordo Missae wcale nie miał zastąpić tzw. Mszy Wszechczasów, tylko niejako być rytem równoległym, co najwyżej nieroztropnie uprzywilejowanym. Najwyższy Prawodawca Kościoła miałby nie spełnić pewnych warunków wymaganych przez prawo, nad którym sam stoi.
Ciekawe, że ostatnimi czasy Bractwo, indult i osoby z nim związane już nie przywołują tej argumentacji, doskonale pasującej do gallikańskiego „przesiewania papieży”. Co prawda, było już motu proprio Benedykta XVI, ale także jednym z powodów ku temu, jak można przypuszczać, jest „konieczne pojednanie” (knute wpierw tajnie przez GREC), które w pewnym sensie faktycznie już nastąpiło przez udzielenie duchownym FSSPX uprawnień do słuchania spowiedzi, przedłużonych następnie bezterminowo przez „miłosiernego” Franciszka.
Niemniej jednak, ponieważ oporowcy i niektórzy inni nadal starają się wykazać, że jednak Novus Ordo nie jest obowiązującym obrzędem organizacji Pawła VI, JPI, JPII, Benedykta i Franciszka i że nie wyparł starej Mszy, przynajmniej do czasu słynnego już Summorum pontificum (czemu zresztą ten dokument kłamliwie zaprzecza), warto przytoczyć słowa samego zainteresowanego, który miał popełnić istotne niedopatrzenia i w ten sposób pozwolić Duchowi Świętemu uratować Kościół przed zobowiązaniem do Novus Ordo, jak argumentował ongiś bractwowy przełożony dystryktu USA, x. Franciszek Laisney (źródło). Oto, dla przykładu (a jest ich dużo więcej), słowa Pawła VI, wypowiedziane na konstystorzu kardynalskim, równo czterdzieści lat temu, 24 maja 1976 roku, jednoznacznie wyrażające jego obiektywne intencje:
To w imię Tradycji prosimy wszystkich naszych synów, wszystkie wspólnoty katolickie, by odprawiały, z godnością i gorliwością odnowioną Liturgię. Przyjęcie nowego „Ordo Missae” nie jest oczywiście pozostawione wolnemu wyborowi kapłanów czy wiernych: a Instrukcja z 14 czerwca 1971 roku przewidziała odprawianie Mszy w starożytnej formie, za pozwoleniem ordynariusza, tylko przez starszych i chorych kapłanów, którzy sprawują Boską Ofiarę bez ludu. Nowe Ordo zostało promulgowane ponieważ zastępuje stare, po dojrzałych przemyśleniach, wskutek zaleceń Soboru Watykańskiego II. Nie inaczej nasz święty Poprzednik Pius V uczynił obowiązującym zreformowany Mszał mocą swego autorytetu, w wyniku [ustaleń] Soboru Trydenckiego.
Tej samej uległości wymagamy, z tym samym najwyższym autorytetem, który otrzymaliśmy od Jezusa Chrystusa, wobec wszystkich innych reform liturgicznych, dyscyplinarnych, duszpasterskich, dojrzałych w tych latach jako wdrożenie dekretów soborowych. Wszelka inicjatywa, która ma na celu stawianie im przeszkód nie może sobie rościć tytułu do czynienia usług Kościołowi: w rzeczy samej przynosi mu wielkie szkody.
Z j. włoskiego tłumaczył Pelagiusz. Źródło: Messa in Latino.
Ciężko wobec podobnych deklaracyj utrzymać twierdzenie, jakoby nowy obrządek nie był obowiązujący oraz nie zastępował starego, zwłaszcza, jeśli utrzymuje się jednocześnie, że Paweł VI był papieżem.
Ponadto, bardziej ogólna uwaga nasuwa się sama. Skoro to miało być „roztropnościowe stanowisko” FSSPX przez tyle lat, to co wobec tego można powiedzieć o „rotropnościowym stanowisku” dotyczącym kwestii Papieża. Teraz można już praktycznie przytaczać każdą wypowiedź Franciszka na korzyść wakatu, ale skoro dawniej negowano oczywiste (prawowitą promulgację Novus Ordo i zastąpienie nim prawdziwej Mszy, przy założeniu, że Paweł VI był papieżem), to tym bardziej i dziś.
Usquequo, Domine, usquequo?
Pelagiusz z Asturii
Urodziłem się w 1960r. i pamiętam jak x. powiedział na kazaniu że to stare jest zakazane. Powiedział to tak, że się przestraszyłem. Pamiętam. Nic z tego nie rozumiałem. Rodzice bez przekonania mówili, że to dobrze bo bliżej ludzi itp. Wszyscy byli szczęśliwi jak naćpani. Piszę to z Podkarpacia dokładnie z Zaczernia b.FSSPX. Jest tutaj wspaniały kościół a stacje Męki Pańskiej to płaskorzeżby moim zdaniem arcydzieła. Szkoda.
Czy istnieje jakaś ustalona formuła promulgowania takich rzeczy, tak jak chociażby ta, którą Papież Pius V użył w Quo primum? Czy wystarczy w ogólnym dokumencie, tzw. Instrukcji użyć słowa „promulgująca”? Jest to taka sama różnica, jak ochrzczenie kogoś i wystawienie zaświadczenia o Chrzcie. W pierwszym przypadku miał miejsce sakrament, w drugim zaś, tylko dokument o udzielonym sakramencie. Czym byłby ów dokument bez faktu? Nie znam wszystkich dokumentów, ale czytam, czytam, czytam…
Szanowny Panie,
Papież nie jest związany żadną formułą. Jakżeby nad Najwyższym Prawodawcą miało stać jakieś prawo pozytywne/ludzkie?
Jest to wielkie nieszczęście, że główny nurt tradycjonalizmu (indult/FSSPX/motupropriowcy, etc.) czerpie z tradycyj gallikańskich i liberalnych XIX wieku i dlatego ludzie powszechnie nie mają pojęcia, kim, albo „czym” jest Papież dla katolików.
Pana przykład nie jest adekwatny do sytuacji, w moim mniemaniu. Przy sakramentach istotnym jest forma, materia i intencja (zwykle domniemywana zresztą). Jest to przede wszystkim znak oznaczający łaskę. Wymagania ważności tego aktu określone są przez tradycję apostolską, a skodyfikowane przez prawo kościoła i zarządzenia papieskie.
Natomiast same prawa kościelne i zarządzenia papieskie nie są „ograniczane” przez jakieś konkretne formuły. Intencja prawodawcy może się wyrażać na różne sposoby i tak zawsze było. Formuła użyta przez Piusa V w „Quo primum” nie musiała być używana przez jego poprzedników ani następców.
O samym „Quo primum” i tym, że Papież mógłby zmienić coś, co Pius V zarządził „ad perpetuum” pisze x. Antoni Cekada w następującym tekście, który polecam:
„Quo primum: Czy Papież mógłby to zmienić?”.
Gdy zatem mówimy o prawie, nie ma czegoś takiego, jak „ustawa” bez „faktu”. Każde prawo czy ustawa wchodzi w życie normalnie po publicznemu jej ogłoszeniu, chyba, że ustawa głosi inaczej. To są podstawy nauki o prawie.
Na koniec, wszystkich dokumentów nie musi Pan znać i nie jest wskazane, by czytać je wszystkie, bowiem prawdopodobnie brak Panu na to czasu. Zamiast tego lepiej wziąć się za podstawy, jak dobry katechizm i apologetyka, żeby zrozumieć, jak na te sprawy patrzeć po katolicku.
In Christo Rege,
Pelagiusz
Dziękuję za rozległą odpowiedź. Mam w związku z tym kilka intuicji, gdyż dziwnie to wszystko wygląda. Skoro wbrew słowom Piusa V „…per quemcumque ecclesiarum pastorum…” tak swobodnie może zmienić ustanowione w Quo primum dowolny jego następca, to dopiero mamy bałagan w Kościele. Skoro sprawy dogmatyczne można tak łatwo traktować, to co chroni przed zniesieniem chociażby dogmatu o Niepokalanym Poczęciu NMP czy jej Wniebowzięciu, i innych dogmatów. W tem sposób znów możemy się znaleźć w arianizmie, i to legalnie przez papieża zatwierdzonego. Czy zatem nie byłoby to nie tyle działanie prawne, ile nadużycie tego prawa? Sobór Watykański (jedyny) głosi zaś, że Duch Święty jest gwarantowany nie po to, by pasterze Kościoła tworzyli nowe rzeczy i głosili nowe nauczanie, lecz zaś po to, aby wiernie strzegli i święcie nauczali otrzymany od apostołów depozyt (upraszczam, oczywiście, ale brzmi to dość podobnie). Dochodzimy do tego, że każdy z pasterzy Kościoła może sprzeniewierzyć się swojemu powołaniu i prowadzić trzodę … oby nie. Są to więc niewierni pasterze, pasący samych siebie, aczkolwiek pasterzami nie przestają być. Czy się mylę? Dziękuję.
Szanowny Panie,
Odpowiedź jest wyjątkowo prosta: cały czas mówiłem o Papieżu jako prawodawcy. Teraz Pan zaczyna mówić o zgoła innym porządku: dogmatycznym.
Proszę ich nie mylić i nie mieszać, jest to typowe dla różnej maści pseudotradycjonalistów dziś, chcących odrzucić nauczanie Kościoła o Papieżu, aby sobie dopasować wiarę do swych mitów.
Jako Najwyższy Prawodawca Papież ma władzę zmieniać i wydawać nowe prawa/przepisy/uchwały. Każdy Papież, jako równy swemu poprzednikowi, nie jest zobowiązany tym poprzednim. Dalej, tej dziedziny, dyscyplinarnej, dotyczy nieomylność negatywna.
Jeśli chodzi natomiast o dziedzinę doktrynalną, czyli depozyt wiary, Papież jest tylko i wyłącznie jego stróżem. Nie może podawać niczego nowego ani tym bardziej sprzecznego z tym, w co już Kościół wierzy. Gdy zachodzą wątpliwości, oznacza to raczej potrzebę dokładniejszego wyjaśnienia i to Papieże robili w całej historii Kościoła. Dla przykładu: w Niepolalane Poczęcie katolicy wierzyli od wieków. Ogłaszając ten dogmat Papież Pius IX potwierdził tylko tę prawdę. A przy okazji, polecam artykuł rozjaśniający nieco ów błąd przytaczany przez pseudotradycjonalistów często, jakoby św. Tomasz z Akwinu miał negować tę prawdę: https://pelagiusasturiensis.wordpress.com/2014/12/08/swiety-tomasz-z-akwinu-i-niepokalane-poczecie/#more-4568.
To są podstawy dogmatyki katolickiej. Polecam więc poczytać np. x. Sieniatyckiego omawiającego nieomylność Kościoła:
http://www.ultramontes.pl/sieniatycki_apologetyka_2_1_1_b.htm
http://www.ultramontes.pl/sieniatycki_magisterium_ecclesiae.htm
To powinno rozjaśnić Panu nieco to rozróżnienie. Zresztą tu na blogu niejednokrotnie było o tym, pośrednio lub mimochodem. Proszę poczytać. W ogóle, ażeby uporządkować sobie pojącia, tak na początek, koniecznie należy przeczytać broszurkę x. Cekady: „Tradycjonaliści, nieomylność a papież”.
In Christo Rege,
Pelagiusz
Rozumiem. Aczkolwiek nasuwają mi się kolejne pytania w związku z Pańską odpowiedzią. W wieku XX na skutek rozprzestrzenienia się modernizmu utarło się błędne przekonanie, że Papież może dosłownie wszystko. Owszem, jest sfera dyscyplinarna, która rzeczywiście cała znajduje się w jego ręku. Natomiast sfera wiary i nauczania – niestety, muszę tu oponować – powinna znajdować się zawsze niejako w cieniu Tradycji, i Papieżowi nie wolno już z łatwością w tej sferze sobie poczynać. Jest nauczanie Soborów i Papieży, którego nikt nie może uchylić i obowiązuje ono odkąd zostało wygłoszone. Jest encyklika Quo primum, jest ustalenie Soboru Trydenckiego (Sesja VII, kan. XIII), a także Watykańskiego (vide: Neque enim fidei doctrina…) na temat nauczania. Jest także encyklika Auctorem fidei Papieże Piusa VI, potępiająca synod w Pistoi (w tym zwłaszcza zjawisko współcześnie znane jako konferencje episkopatów). Jest ponadto – last but not least – powiązanie praw modlitwy, wiary i życia (Lex orandi statuat legem credendi). A zatem, czy wydaje się Panu, że Papież ma niczym nieskrępowane prawo zmieniać dyscyplinę, którą jest Liturgia, skoro pociąga to za sobą nieuchronne zmiany w dyscyplinie wiary? Osobiście w to wątpię, wyznam od razu – niech tam zaskarbię sobie od pana na miano kogoś tam z przydomkiem „pseudo”. Z innej strony, skoro Papieżowi – Pana zdaniem – przysługuje pełnia władzy, to kto w takim razie uprawomocnił Pana stwierdzać, że sedes jest akurat vacans? Co daje Panu takie poczucie pewności, skądinąd szacowny x. Cekada? Papież nie jest Bogiem, tylko Wikariuszem Chrystusa, tzw. „numerem drugim”, i z tego, czy będzie pasł Trzodę, czy siebie samego, rozliczy go Jezus, gdy wróci. A nawet faryzeusze i uczeni w Piśmie – według słów Chrystusa – nie przestawali nimi być mimo iż uczynki ich zaprzeczały temu, czego nauczali. Nie próbuję tu polemizować, dlatego proszę traktować moje słowa, jako życzliwe postawienie pytań. Dziękuję.
Szanowny Panie,
Pański punkt wyjścia jest błędny, a jest tylko powtórzeniem teoryj bpa Williamsona (który tutaj chyba idzie za abpem Lefebvrem, ale nie mam pewności). To nie, jak twierdzi właśnie bp Williamson, pod wpływem herezyj ludzie błędnie, przesadnie, pojmowali władzę papieską, a odwrotnie. Wskutek herezyj negujących czy chociaż ograniczających władzę papieską li tylko do „sfery duchowej” Kościół ogłosił dogmat o nieomylności papieskiej, wyznawany przecież przez katolików (Kościół) od samego początku. Należy to sobie uzmysłowić. Pomaga w tym lektura historii Soboru Watykańskiego I i tego dogmatu.
Potem dopiero jansenizm/gallikanizm, „wiecznie żywy” we Francji wynurzył się po soborze, żeby bronić coś nie do obronienia. Dlatego też polecam zaznajomić się ze szkołą antyliberalną francuską i włoską, tzw. ultramontanów, których i my w Polsce mieliśmy kilku. Jest to dosknałe antidotum na lefebrystyczny punkt widzenia, jaki przedstawił Pan w trzecim zdaniu.
Dalej, wskutek tego właśnie punktu widzenia nie widzi Pan sprzeczności w tym, co dalej podaje. Są właśnie dawniejsi Papieże i Sobory, ale czym właśnie są ci „Papieże” i „Sobory”, jak nie wyrazem najwyższej władzy właśnie Papieża?
Sobór bez choćby zatwierdzenia papieskiego (bowiem może zostać zwołany przez antypapieża) nie jest soborem i nie zobowiązuje katolików. Magisterium, czyli Papież jako Papież, jest bliższą regułą wiary, dalszą jest tradycja apostolska i Pismo św. To Papież jest najwyższym, ex officio, z urzędu, interpretatorem tradycji i Pisma. Z nim w tych kwestiach się nie dyskutuje. To jest katolicki punkt widzenia. (Polecam na ten temat artykuł x. Murro, nawet koniecznie przeczytać.)
Heretycki jest natomiast ten, który w jakiś sposób najpierw szuka ograniczeń dla najwyższej władzy papieskiej po to tylko, żeby móc ją podważać.
Papież ma najwyższą władzę, a to, że heretyk jej mieć nie może nie jest wewnętrznie sprzeczne. Papież stoi na straży wiary, to rzecz oczywista, taki jest jego cel tu na ziemi, gdy zaś go nie wypełnia, traci władzę papieską. Mnie natomiast nikt nie uprawomocnił do niczego, ale myli Pan sąd jako akt rozumu z sądem jako aktem władzy. Jest to rzecz bardzo podstawowa, wiele razy już opisywana tu i ówdzie (po francusku polemizowałem w innym miejscu z lefebrystycznym blogiem, nie bardzo miałem czas zająć się tym po polsku). Każdy najzwyklejszy katolik znający swą wiarę jest w stanie odróżnić katolika od niekatolika i dlatego jego rozum formuje sąd „ten oto głupek z czerwonym nosem klauna, wyznający wiarę Lutra, Kalwina i Belzebuba nie jest papieżem (choć ubiera się na biało i mieszka na Watykanie”. Natomiast ferowanie wyroków obowiązujących należy do kompetentnej władzy. To właśnie lefebryści, indultowcy i im podobni właściwie popełniają „osądzanie papieża”, bowiem każde jego słowo i każdy jego czyn osądzają jako zgodny lub niezgodny z wiarą, i przyjmują jedne, a odrzucają drugie. Jest to przesiewanie typowe dla heretyków różnych czasów.
Co do faryzeuszy znowu powtarza Pan błędy lefebrystów. Religia faryzeuszy ustała wraz z misją zbawczą Jezusa Chrystusa. Mówienie tego, co Pan powtarza, to tak, jak powiedzieć, że wraz z przyjściem herezji protestanckiej na Skandynawię, powiedzmy, wszyscy księża przestali tam być księżmi. Odrzuciwszy prawdziwą wiarę przestali być pasterzami trzody im powierzonej (utracili władzę kościelną), ale święcenia ważne zachowali (dopiero wyświęceni według zreformowanych obrzędów nie posiadali ważnych święceń). Po drugie obawiam się, że myli Pan również „uczynki” z nauczaniem. Papieża uczynki mogą zaprzeczać temu, czego naucza, tak było np. w X wieku. Ale Papieże nigdy nie nauczali tego, co zaprzeczało wierze Kościoła. Nawet jeśli ich uczynki były zaprzeczeniem niektórych przykazań. Przeciwko wierze nigdy nie występowali, w przeciwieństwie do soborowych apostatów.
Wiele z tego, co Pan pisze, jest prawdą, ale punkt wyjścia jest niestety skrzywiony przez błędy głoszone przez neogallikanów ze szkoły ekońskiej. I w tym sęk, jak to się mówi, a i straszna odpowiedzialność tych, którzy je głoszą w sutannach. Oby Bóg się zmiłował nad nimi, jak nad tymi, którzy do tej pory opuścili ich szeregi by głosić prawdę nieskażoną.
In Christo Rege,
Pelagiusz
Dziękuję Panu za odpowiedź. Obawiałem się już, że zaskarbiłem sobie na zignorowanie, ale – dziękuję, raz jeszcze. Rozważę to, co Pan powiedział, gdyż muszę najpierw sięgnąć po lekturę.
Ad Mariam haereseos destructricem refugens,
famulus
Zatem życzę owocnej lektury.
Pelagiusz