Wielu katolików, zwłaszcza duchownych, a za nimi i świeckich, którzy sprzeciwiają się w mniejszym czy większym stopniu Soborowi Watykańskiemu II i jego reformom oraz nie podporządkowują się władzom je narzucającym, chętnie jednakże i często przyrównuje postać papieża do ojca rodziny. Zazwyczaj posługiwanie się tą analogią, fałszywą, jak zobaczymy, służy próbie wykazania błędu argumentacji tych, którzy przyjmują wakat Stolicy Apostolskiej z powodu herezji i apostazji soborowych antypapieży. Ma to być kontrargument, choć może nie najmocniejszy, na tak zwany „sedewakantyzm”.
„Sofizmat ojcostwa”
Nie podlega żadnej wątpliwości, że jak między ojcem biologicznym a jego potomstwem, tak też między Najwyższym Pasterzem a wiernymi świeckimi i wszystkimi duchownymi zachodzi rzeczywista relacja. Relacja, jako jedna z dziesięciu kategorii bytu i jedna z dziewięciu przypadłości (accidens), istnieje w (inhaerere) innych bytach, które istnieją samoistnie, czyli w substancjach (pierwsza kategoria). W szczegółowym przypadku relacji, przypadłość ta trwa, dopóki substancje-korelaty, w których lub dzięki którym istnieje istnieją. Tak więc, w przypadku relacji między ojcem biologicznym a jego potomstwem, owa relacja istnieje od momentu poczęcia potomstwa aż do śmierci ojca lub potomstwa. Gdy substancja „nosząca” przypadłość relacji traci swój byt, przypadłość relacji również przestaje istnieć. Taki porządek rzeczy ustanowił Bóg i nic tego nie może zmienić.
Następnie, między relacją ojcostwa biologicznego a relacją ojcostwa duchowego papieża rzeczywiście zachodzi pewna proporcja, podobieństwo, pewna analogia. Analogia ta jednak miałaby dowodzić, że pomimo „braków” czy „błędów” tak ojca, jak i papieża, ojcostwo papieża jest tak samo trwałe, jak ojcostwo biologiczne ojca rodziny. Ale czy rzeczywiście to porównanie jest trafne? Czy nie ma tu miejsca na żadne rozróżnienia?
W omawianym przypadku zachodzi analogia międzybytowa, która wynika po prostu z różnorodności bytowej, takiej, jaka zachodzi między wszytkimi bytami przygodnymi (niekoniecznymi). Najprościej mówiąc, podobnie, jak istnieje ojciec istnieje i papież. Nie w tym tu jednak rzecz. Dalej, można tu też zastosować analogię metaforyczną, która z kolei pozwala w tym przypadku na poetyckie wyrażanie się o „ojcostwie” w odniesieniu do papieża. Poetyckie orzekanie, czyli w zasadzie niewłaściwe, i nic więcej.
Nie wchodząc tu głębiej w arcana filozofii, nieznane zapewne przeciętnemu Czytelnikowi, należy zwrócić uwagę, że fundamentalnym błędem interesującego nas tutaj „sofizmatu ojcostwa” jest przynajmniej domyślne założenie zachodzenia analogii proporcjonalności ogólnej między biologicznym ojcostwem mężczyzny a duchowym ojcostwem papieża. Argument bowiem zakłada, że relacja ojcostwa duchowego papieża rządzi się dokładnie takimi samymi prawami, jak ojcostwo biologiczne, że jest to więcej niż „metafora” (analogia metaforyczna). Według proponentów omawianego sofizmatu, autorytet papieża jest niezbywalny od momentu jego wyboru na Stolicę Piotrową aż do śmierci, podobnie jak ojciec biologiczny pozostaje ojcem od momentu poczęcia swego potomstwa, aż do śmierci swojej lub tegoż potomstwa. Prostą tego konsekwencją jest fakt, że tak, jak najrozmaitsze błędy czy wady złego ojca nie usuwają zachodzącej relacji ojcostwa, tak też wszelkie błędy czy wady papieża, nie tylko moralne, ale właśnie doktrynalne (herezja modernizmu) i powszechne dyscyplinarne (nowy heretycki kodeks prawa kanonicznego, nowe heretyckie sakramenty) nie zmazują istniejącej relacji ojcostwa duchowego nad wszystkimi katolikami na świecie.
Przykład „sofizmatu ojcostwa”
Za „wspaniały” przykład tej argumentacji może posłużyć fragment tegorocznego artykułu z pewnego pisma katolickiego. Nie chodzi tu wcale o atak na osobę autora, ale warto zwrócić uwagę, że sam wydźwięk artykułu i argumentacja w nim zawarta świadczy o jego przekonaniach (trudno nie powstrzymać się od komentarzy, niekoniecznie dotyczących omawianej tu problematyki „sofizmatu ojcostwa”). Oto interesujący nas fragment:
Funkcja papieska w Kościele i ojcowska w rodzinie mają wiele wspólnego. Obie są wzniosłe i obie mają swe umocowanie w samym Bogu. Papież jest naszym ojcem, a wszelkie ojcostwo na ziemi jest echem ojcostwa Ojca niebieskiego i uczestnictwem w jego przymiotach: opatrzności, sprawiedliwości, władzy królewskiej. Ojcostwo jest więc jednym z najbardziej wyrazistych obrazów i podobieństw do samego Boga. Wyraża początek, budowę, kierownictwo i obronę.
Choć przez grzech pierworodny te piękne obrazy Pana Boga są w ludzkich duszach narażone na skażenie, deformację, to jednak zawsze istnieją. Nawet jeśli są ojcowie, którzy sprzeniewierzają się wzniosłej funkcji ojcostwa, to jednak jeszcze więcej mamy budujących wzorów pięknie ucieleśniających ideał ojcostwa. Dzięki temu ludzie na ziemi mogą lepiej zrozumieć, co to znaczy, że Bóg jest Ojcem; a także to, co znaczy, że papież jest ojcem. Godność ojcowska pozostanie zawsze ta sama i każdy, kto na ziemi tą godnością został obdarzony, może wrócić do ideału ojcostwa, jaki znajdujemy w Bogu. (Uwaga: piękne i wzniosłe rozważania wstępne, choć są prawdziwe, nie czynią całej dalszej argumentacji prawdziwą. Przede wszystkim jak na razie mamy tu wspaniały przykład poezji, czyli analogii metaforycznej.)
Ojcostwo podobne jest do pięknej muzyki. Muzyka sama w sobie jest wspaniała, ale jeśli odtwórca gra ją niedbale, dźwięki będą sfałszowane. Jednak przez ten fakt dzieło muzyczne nie staje się godne krytyki, a tym bardziej jego kompozytor. Zamiast krytykować muzykę i kompozytora, trzeba wskazać odtwórcy błędy i przedstawić środki pozwalające mu na wierną i wykonaną z należytą starannością grę. (Porównanie to zakłada dobrą wolę „ojca”. Wobec tego, na co wskazywanie błędu kryminaliście, który nie przestaje popełniać przestępstw? Albo kompozytorowi, który komponuje satanistyczną „muzykę”? Wywód ten ma zresztą wydźwięk rousseauistycznej koncepcji edukacji człowieka: radzić, wskazywać, dialogować, nie zaś karcić. Znowu podstawą jest nieudane porównanie.)
Ileż pięknych słów wypowiedział abp Marcel Lefebvre o katolickim Rzymie! W deklaracji z 21 listopada 1974 roku czytamy: „Całym sercem i duszą należymy do Rzymu katolickiego, stróża wiary katolickiej oraz Tradycji niezbędnej do jej zachowania; do wiecznego Rzymu, nauczyciela mądrości i prawdy”. (A co z „brzydkimi” słowami Arcybiskupa, choćby z drugą częścią właśnie zacytowanego fragmentu? Ale prawdą jest też, że w pewnym momencie Arcybiskup sam wyrzekł się swych własnych wcześniej publicznie wyrażanych wątpliwości co do „papiestwa” antypapieża Pawła VI i chciał się zbratać z watykańskimi heretykami.) Książka pt. Aby Kościół trwał ma wymowny podtytuł: Arcybiskup Marcel Lefebvre w obronie Kościoła i papiestwa. To, co abp Lefebvre robił na soborze i po jego zakończeniu, było m.in. obroną Stolicy Apostolskiej i papiestwa. Szczególnie sprzeciw Arcybiskupa wobec kolegializmu był wyrazem miłości do papiestwa. To nas, katolików wiernych Tradycji, zobowiązuje.
Tak jak w rodzinie ojciec może czasem się zachwiać, tak też i w Rzymie może pojawić się tendencja neomodernistyczna i neoprotestancka. Stało się tak, niestety, w dobie ostatniego soboru. (Czyżby tylko tendencja? Abp Lefebvre mógł tak powiedzieć w roku 1976, ale potem mówił wręcz o „schizmatyckim kościele”. Przede wszystkim tu właśnie mamy, implicite bowien nieudanie wyrażoną, analogię proporcjonalności ogólnej.) Co robić, jeśli ojciec sprzeniewierzy się swej wzniosłej funkcji, jeśli okaże się jej niewierny i wypaczy ją? Co mają zrobić dzieci, jeśli widzą, że ich ojciec wpadł w sidła złego towarzystwa i popełnił jakieś błędy? Walczą o niego, modlą się za niego, ofiarują się za niego. Robią wszystko, aby go uratować. Muszą jego błędom powiedzieć „nie”, ale cały czas jego osobie mówią „tak”. Jeśli nie dociera do niego bezpośrednio to, co mu mówią, to otaczają go tym bardziej troskliwie modlitwami i ofiarami, ufając Bogu, że pomoże ich ojcu wrócić na dobrą drogę. (Gdy sytuacja jest nazbyt tragiczna, należy się odciąć od takiego ojca, a nie przekonywać go, że musi się poprawić. Kościół dopuszcza separację.)
W przypadku papieża i papiestwa mamy do czynienia nie z funkcją naturalną, przyrodzoną, ale nadprzyrodzoną. A skoro jest ona nadprzyrodzona, to nieskończenie wyższa, bardziej godna czci od tego, co przyrodzone. (Analogia proporcjonalności ogólnej.) W Kościele katolickim wymagane jest, aby szanować ład, opierający się nie na doskonałości moralnej poszczególnych osób, jak to jest w porządku aniołów, ale na obiektywnym podziale władzy, której ognisko skupia się w urzędzie głowy Kościoła. (Ale autor, który studiował teologię, powinien być w stanie odróżnić porządek moralny zboczeńców od porządku doktrynalnego heretyków, ponieważ o to właściwie w naszych czasach chodzi.) „Ty zaś musisz wiedzieć, że jesteś nazwany najwyższym nie ze względu na pełnię doskonałości, lecz ze względu na porównanie z innymi mocarzami świata. A nie myśl, że porównuję zasługi, porównuję funkcje. Niech każdy człowiek widzi w Tobie sługę Chrystusa, i to najwyższego pośród sług, co jednak — jak powiedziałem — nie przesądza o czyjejkolwiek świętości” — nauczał św. Bernard z Clairvaux papieża Eugeniusza III. (Ale wiadomo, sługą Chrystusa nie może być heretyk. Cytat nie na miejscu.) („Papież i papiestwo”, „Zawsze wierni”, nr 3 (166) 2013)
Fałszywość argumentacji
Nie trzeba wcale być sedewakantystą, aby nie dać się zwieść podobnym fałszywym rozumowaniom, które filozofia nazywa sofizmatami. Jak zresztą prawo kanoniczne przewiduje i historia już pokazała, sam papież może abdykować z urzędu i przez to przestaje być papieżem, „ojcem” wszystkich katolików na ziemi. Chyba proponenci sofizmatu ojcostwa nie uznają dziś dwóch „papieży” na Watykanie? Nawet ostatni przykład antypapieża Benedykta XVI (choć obiektywnie jego wybór i abdykacja są równie nieważne), którego głosiciele „sofizmatu ojcostwa” uznają za prawowitego Wikariusza Chrystusa na ziemi, dowiódł im, że owo papieskie ojcostwo (w tym przypadku tylko pozorne) całkowicie przestaje istnieć z chwilą abdykacji. Biologia zaś nie dopuszcza abdykacji.
Już samo prawo do ustąpienia z urzędu i fakt jego zaistnienia w historii dowodzi fałszywości „sofizmatu ojcostwa”. Nie jest to jednak jedyny powód, dla którego osoba piastująca urząd papieski może go stracić. W historii Kościoła katolickiego wielu było teologów, nawet świętych i przynajmniej dwóch papieży, którzy pochylili się nad tematem papieża popadającego w grzechy przeciwko wierze: herezję, schizmę, apostazję. Dzisiejsi katolicy zwani „sedewakantystami” są zdania, opierając się tu na zdrowej i pewnej doktrynie, że herezja, apostazja czy schizma powoduje utratę wszelkiego urzędu kościelnego, ipso facto i bez konieczności jakiejkolwiek deklaracji ze strony nauczycielskiego urzędu Kościoła, bowiem mocą samego prawa Bożego. Zamierzeniem niniejszego artykułu nie jest dowodzenie tego argumentu (takich tekstów jest wiele), ale niech wystarczy jeden głos mówiący o utracie urzędu z powodu herezji, czyli dopuszczający możliwość innego sposobu zaniku relacji ojcostwa duchowego papieża, niż abdykacja i śmierć:
„Gdyby poprzez notoryczną i otwarcie okazywaną herezję papież miał popaść w herezję, to już przez sam ten fakt (ipso facto) uważa się go za pozbawionego całej władzy prawodawczej (jurysdykcji), i to nawet zanim Kościół wyda stosowną deklarację [o utracie urzędu] (…) papież popadając w jawną herezję przestałby być ipso facto członkiem Kościoła, przestałby również być głową Kościoła.” (Wernz-Vidal, Ius Canonicum, II: De Personis, 1943, s. 453, za: x. Cekada, „Tradycjonaliści, nieomylność i Papież”)
Skoro zatem papież może utracić urząd nie tylko przez śmierć, ale też z pewnością przez abdykację (czy przez herezję, schizmę lub apostazję), analogia proporcjonalności ogólnej między biologicznym ojcostwem mężczyzny a duchowym ojcostwem papieża jest fałszywym rozumowaniem czyli sofizmatem przeciwnym rozumowi.
Zakończenie
Bliższe przyjrzenie się analogii ojcostwa stosowanej często w odniesieniu do osoby papieża wykazuje dogłębną fałszywość tej argumentacji. Należy dodać, że podobną wartość co rozumowanie opierające się na moralnych wybrykach ojca (jak w wyżej przytoczonym przykładzie) ma gdzieniegdzie głoszone rozumowanie o szaleństwie czy niezrównoważonym stanie psychicznym ojca. Skoro papież może abdykować, zarówno jak i utracić swój urząd z powodu herezji, schizmy czy apostazji, może on przez to stracić swe ojcostwo w porządku duchowym (nieważny wybór nie jest tu omawiany, bowiem w takim przypadku ojcostwo duchowe nigdy nawet nie zaistniałoby). Jak widać, analogia (propocjonalności ogólnej) między biologicznym ojcostwem a duchowym ojcostwem papieża jest czystym sofizmatem skłonnym przekonać tylko przyjmujących podobne nielogiczne farmazony na podstawie autorytetu osób je głoszących, a nie baczących na zdrowy rozsądek dany przez Boga, jako uczestnictwo w jego rozumnej (duchowej) naturze.
Rzecz jasna, choć wykazanie fałszywości tejże argumentacji nazwanej tu „sofizmatem ojcostwa” nie dowodzi jeszcze prawdziwości stanowiska zwanego „sedewakantyzmem”, niemniej jednak oczywistym staje się fakt, że jest to kolejne chybione uderzenie w tych, którzy w sposób spójny ze swoim postępowaniem nie uznają w teorii autorytetu soborowych antypapieży.
Pelagius Asturiensis
Pomysłowa przeróbka znaczka… :)
Szanowny Panie,
To oryginał, zapewniam. Nie dam się nabrać na żadne fałszywki z obecnego Watykanu pochodzące.
Pozdrawiam serdecznie.
In Christo Rege,
Pelagiusz
W nazwie jest 1958, a na obrazku 1963…. Hmm. Sądziłem, że V przerobiono na X
Aby nie było niejednoznaczności, ładniejszy znaczek poprawiam na bardziej prawidłowy.
Pelagiusz
Niewątpliwie numizmatyczny oryginał – jaka jest symbolika vacatu po `dobrym` papieżu Janie?
Szanowny Panie,
Symbol wakatu jest zawsze ten sam. Tylko tok może się zmienić.
Jeśli by jednak wybierać jakiś nowy symbol, to po Janie XXIII możnaby dać VII, na cześć największej katastrofy historii Kościoła, którą rozpętał ten „dobry”, uśmiechnięty Papież.
In Christo Rege,
Pelagiusz
Czekamy na naszego ukochanego Ojca Świętego który poświęci Rosję Niepokalanemu Sercu Maryi naszej Królowej i jesteśmy gotowi oddać za tego Papieża życie tak jak za Pana Jezusa! Niech po globalnym sądzie nad masońskim porządkiem zapanuje katolicki Papież!!!!!! Nasz triumf jest pewny tak jak triumf Maryi!!!! Nawet jeśli to potrwa jeszcze 50 lat to i tak to nastąpi!!!! to pewne jak śmierć!!!!!
Całość powyższej argumentacji oparta jest na założeniu, że ci, co mówią o analogii ojcostwa papieża do ojcostwa ludzkiego myślą o tym drugim w kategorii biologicznej.
Absurd takiego rozumienia jest widoczny w momencie, gdy pomyślimy, że gdyby chodziło o biologię to równie dobrze można by wziąć jakiegokolwiek w miarę rozwiniętego ssaka…
Nie! Tu nie chodzi o biologiczne ojcostwo, ale duchowe – związane z naturą człowieka w jego męskiej odmianie. Z tym, że płeć należy rozumieć zwłaszcza duchowo. W tym ujęciu zwykły ojciec jest duchowym ojcem swych dzieci także w porządku moralnym a także i wiary – wszak dogmatem naszej wiary jest możliwość rozpoznania przez ludzi istnienia Boga bez Objawienia.
Popatrzmy też na ziemskie ojcostwo. Po urodzeniu dziecięcia istnieje taka rzecz jak uznanie dziecka. To wtedy ojciec staje się ojcem i to z tym momentem przyjmuje obowiązki. To jest główna rzecz: przyjęcie ojcostwa – biologia do tego nie jest potrzebna choć ułatwia.
Ponadto autor pisze, że nie można pozbyć się biologicznego ojcostwa. Może i nie można ale człowiek będąc przede wszystkim istotą duchową niewątpliwie może się (i to czasem czyni) wyprzeć ojcostwa. Następny przykład analogii jest np. taki, że ojciec może zrzec się opieki duchowej na rzecz innego mężczyzny z różnych powodów. Itd i itp.
Podsumowując: Autor zrobił błąd redukując ojcostwo mężczyzny do samej biologii. Taka redukcji jest de facto pominięciem w rozważaniach natury człowieka.
Po jeszcze bliższym przyjrzeniu się widać wyraźnie wielką analogię pomiędzy ojcostwem papieża w wychowaniu ludzi w wierze i ojcostwem mężczyzny w wychowaniu swych dzieci w wierze.
Ojcostwo papieża jest więc w pełnej analogii do ojcostwa mężczyzny: obydwaj muszą przyjąć swe dzieci, pokochać je, troszczyć się o nie, nauczać, karać. Obydwaj także w określonych przypadkach mogą się zrzec swego ojcostwa. Przypadki te mogą być uzasadnione i nieuzasadnione.
Szanowny Panie,
Pańskie rozważania zacierają istotę argumentu i prowadzą do sofizmatów na miarę x. Stehlina.
Jeśli weźmiemy pod uwagę duchowy aspekt ojcostwa, to nawet zły ojciec pozostaje ojcem. Nikt nie może powiedzieć, że nawet deprawujący swe dzieci ojciec nie jest ojcem. Albo ojciec heretyk.
Gdy natomiast papież staje się heretykiem publicznym, czy schizmatykiem, czy apostatą, natychmiast i bez potrzeby żadnej deklaracji traci urząd przez tak zwaną milczącą rezygnację.
Na tym właśnie polega błąd rozumowania zaprezentowanego przez x. Stehlina. Pan idzie tym samym tokiem myślenia. X. Stehlin jasno mówi o złym ojcu i dochodzi do wniosku, że tak, jak nic nie może spowodować utraty ojcostwa przez biologicznego ojca, tak nawet najgorszy papież nie może przestać być papieżem.
Tym, co łączy każdego ojca ze swym potomstwem jest zrodzenie albo rzeczywiście adopcja. Tym, co łączy każdego Papieża, czyli Najwyższego Pasterza, z jego potomstwem duchowym jest nieskazitelność wiary. Gdy popadnie w herezję i ją utrzymuje publicznie, traci swój smak i przestaje być papieżem. Jak to ujął Papież Innocenty III: „Tym bardziej nie może się rzymski papież chlubić, ponieważ może być sądzony przez ludzi – a raczej, można wykazać, że już został osądzony, jeśli «utraci swój smak» popadając w herezję; gdyż ten, kto nie wierzy już został osądzony.” (Sermo 4: In Consecratione, PL 218, 670).
In Christo Rege,
Pelagiusz
W mojej polemice nie dyskutuję z góry upatrzonej tezy czy aktualnie fotel papieża jest pusty czy nie i nie to mnie tu interesuje. Chodzi mi o to czy omawiana analogia jest trafna.
Istotą naszej różnicy jest Pańskie zdanie: „Nikt nie może powiedzieć, że nawet deprawujący swe dzieci ojciec nie jest ojcem”
A to dlaczego? Ja z tym nie mam problemu. Wszak mamy jakże trafne: „To jest wyrodny ojciec” – zatem już nie rodzony. Jak najbardziej ojciec – w sferze duchowej – może nim przestać być – mało tego – może w ogóle nim nie być (choć jest biologicznie – vide gwałciciele). Tu jest moim zdaniem pełna analogia do papieża: ten – przez deprawowanie wiernych – przestaje być ojcem (i papieżem) – a jak wszedł w posiadanie fotela podstępem – to nigdy tym papieżem nawet nie był.
Moim zdaniem analogia jest bardzo trafna.
Szanowny Panie,
Ciekawie Pan pisze, ale bardziej poetycko, niż filozoficznie.
„Zasadą” ojcostwa jest „rodzenie” czy „zradzanie”. Ojciec rodzi cieleśnie. Dobre książki filozoficzne opisują to w różnych kontekstach trafnie.
Zasadą papiestwa jest duszpasterzowanie (najwyższe).
I jeden, i drugi może stracić ojcostwo, ale inaczej się to dzieje w porządku cielesnym, inaczej w duchowym. Analogii nie ma, najwyżej niewłaściwa, czyli metafora (a to przyznałem, że takowa jest). Ale to już poezja. A Pan chyba bardziej poetą jest, jak x. Stehlin i bp Wojtyła.
In Christo Rege,
Pelagiusz
Trochę spóźniony komentarz, więc temat może już zakończony i nikt już tu nie zajrzy, ale nie mogę się powstrzymać. Przepraszam, jeśli trochę odpowiedź będzie niepoukładana, ale piszę bez specjalnego przygotowania, powodowany impulsem. Wydaje mi się, że został tutaj niezauważony słoń w menażerii. Obaj dyskutanci potraktowali relacje ojcowskie jakby osobno. Sądzę, że trzeba tutaj brać trzech ojców razem, i to w hierarchii. Hierarchię wyznacza Tutaj Ojciec niebieski ze względu na doskonałość.Nie chcę pisać o przymiotach boskich i potem porównywać, jak się do nich ma papież i ojciec rodziny. Wiadomo – Ojciec Bóg rodzi Syna, a w porządku biologicznym ojciec rodzi syna, zgodnie ze swoim rodzajem. Biologicznie ojciec wyraża doskonałość w porządku natury, kiedy rodzi (poczyna) syna, Tak samo Bóg. Rodzenie Syna jest czystym aktem, jak wszystko inne u Boga (akt = doskonałość). W porządku biologicznym każdy ojciec każdego potomstwa jest doskonały (doskonałością skończoną w swojej naturze) w akcie rodzenia (poczęcia). To tak podług św. Tomasza z Akwinu. W przypadku papieża taki rodzaj ojcostwa raczej nie zachodzi (tzn.papież nie rodzi dzieci biologicznie, ani nawet duchowo) Dlaczego więc w ogóle jest nazywany ojcem? Nie studiowałem tematu, szczerze mówiąc, ale nasuwa mi się raczej skojarzenie z opiekuńczą rolą św. Józefa (bądź co bądź patron ojców, nieprawdaż?) analogicznie jak Matka Boża jest naszą Matką
Bóg Ojciec przybrał nas za synów, papieża również i ojców swoich biologicznych dzieci (poprzez chrzest). Mamy być wiernymi synami. Wszyscy. Ale jeśli zwykli katolicy jeśli są niewierni, to Kościół nie upadnie, dopóki papież jest wierny, ponieważ wierni nie nauczają wiary papieża, tylko papież wiernych. Jak więc wydaje mi się, ani argument ojca biologicznego, ani duchowego, nie udowadnia ani obala niczego w sprawie onego rzeczonego sofizmatu. Krótko mówiąc, sądzę, że ojcostwo takie czy inne papieża ma się logicznie nijak do dylematu: sedewakantyzm – wierność heretykowi. Jeżeli traktujemy papieża jak ojca i odnosimy to do ojca rodziny to tylko dlatego, że tegoż odnosimy z kolei do Ojca niebieskiego. Zatem to porównanie jest nie w tę stronę, jeśli już.
Konkluzja: jak Syn Boży jest wierny Ojcu (bo wiernie nam przekazał, co otrzymał od Ojca) a Ojciec niebieski jest wierny sam Sobie, tak własnie się wyraża doskonałość ojcowska papieża, że jest doskonale wierny na wzór Chrystusa, którego przecież tylko zastępuje na ziemi, A co Pan Jezus robił na ziemi? Nauczał nauki Ojca. Zresztą przecież Pan Jezus nazwał Szymona Skałą ze względu na niezłomną wiarę, Władza papieska jest ufundowana na wierze Piotra, a nie na jego jakowymś domniemanym, alegorycznym ojcostwie.
Ponieważ późna pora, kończę bez zręcznej pointy.
Szanowny Panie,
” Jeżeli traktujemy papieża jak ojca i odnosimy to do ojca rodziny to tylko dlatego, że tegoż odnosimy z kolei do Ojca niebieskiego. Zatem to porównanie jest nie w tę stronę, jeśli już.”
I tu właśnie Pan wykorzystał, pewnie nieświadomie, analogię pewnego rodzaju. Analogia pewna jest i Pan tego dowiódł. A że analogia może „iść” w każdą stronę, to znaczy może dotyczyć różnych analogonów, wynika z natury analogii.
Innymi słowy, analogia pewna może zachodzić między papieżem a ojcem, jak również między papieżem a Bogiem, etc…. ale należy zachować zasady analogii, zwłaszcza jej przyczynę formalną.
Ojcostwo naturalne polega na płodzeniu biologicznym. Może przestać być tym ojcem naturalnym, gdy przyczyna formalna jego relacji z jego naturalnym potomstwem przestanie istnieć. Zachodzi to poprzez śmierć ojca lub potomstwa. Wielu filozofów przez wieki o tym pisało i korzystało z analogii niezliczone razy. X. Stehlin tego nie czytał zapewne, więc nie rozumie.
Papież zaś jest ojcem w porządku duchowym. Może przestać być tym ojcem duchowym, gdy przyczyna formalna jego relacji z jego duchowym potomstwem przestanie istnieć. Gdy wiarę utraci (jak mówią teologowie, kanoniści, papieże, kodeks prawa kanonicznego w kanonie 188 punkt 4), przestaje być papieżem. X. Stehlin tego nie czytał, więc nie rozumie. Albo czytał i zapomniał…
Błąd x. Stehlina polega na tym, że traktuje obie relacje (ojcostwa duchowego i ojcostwa cielesnego) w ten sam sposób. Analogia pewna jest, ale przyczyna formalna obu jest zupełnie inna.
A Pański komentarz tylko dowodzi istnienia różnych analogii w rzeczywistości, których przykłady można przytaczać bez końca. Niezawsze jednak prawidłowo, zgodnie z istotą analogii.
Być może jeszcze opracuję lepszą wersję niniejszego artkułu, rozwijając nieco temat relacji.
In Christo Rege,
Pelagiusz
No tak, zostawmy same analogie, ponieważ można tak brnąć w nieskończoność. Generalnie i w skrócie ojca biologicznego nie można pozbawić ojcostwa (nie można zerwać więzów krwi), papieża można (ponieważ on sam może zerwać więzy duchowe ze swoją owczarnią – ze strony ludzi – i więzy z Bogiem, jako heretyk, apostata itp). W mojej poprzedniej odpowiedzi głównie chodziło mi nie o to, czy analogia jest dobra i pod jakim względem, ale, że jej przywołanie nie tłumaczy logicznie stanowiska bractwa w sprawie posoborowych papieży i Kościoła. Takie postawienie sprawy omija bowiem całą argumentację sedewakantystyczną. Omija, odwołując się bardziej do uczucia, i nic nie wyjaśnia. Najkrócej – ta analogia to żaden argument.
Dopiero, co wypatrzyłem w komentarzu powyżej i nie zgadzam się, że zasadą (rozumiem domyślnie najwyższą) jest duszpasterzowanie (samo w sobie). Chyba, że przyjmiemy wbudowane założenie o niezłomnej wierze Piotra. Inaczej, każdy bądź może duszpasterzować, byle robił to sprawnie (vide medialne cyrki JPII he he).