Pojednanie z Papa Buongiorno? Niemożliwe?

papa clown in green cap

Dwa klowny i trzeci klaska…

Mówi się, że z wyborem kard. Bergoglio na Stolicę Piotrową pojednanie z tradycjonalistycznym Bractwem Kapłańskim Św. Piusa X odsunęło się na dalszy plan i jest mało prawdopodobne, albo wręcz nieprawdopodobne. Twierdzą tak nawet nie tylko żałujący, że „konieczne pojednanie” nie doszło w ubiegłym roku do skutku, różnej maści i pochodzenia zwolennicy nowej pojednawczej oficjalnej polityki bp Fellaya (ogłoszonej w „Słowie przełożonego generalnego” z Cor unum z marca 2012). Uważają tak i niektórzy jej przeciwnicy, a nawet niektórzy bardziej antyliberalni kapłani tegoż Bractwa.

Pomimo tego, że wcześnie pojawili się apologeci Papieża Franciszka nie tylko wśród świeckich (P. Polak-Pałkiewicz), ale i w szeregach duchowieństwa tradycyjnego (x. Lorans, x. Stehlin…), różne uzasadnione wątpliwości co do jego myśli, słów i gestów można było mieć od pierwszych dni nowego pontyfikatu („Franciszek Niepierwszy (modernista)”, cf. „O Papieżu „Buongiorno”, przepraszam, Bergoglio, raz jeszcze”). Wiele bowiem osób zauważyło, że nic nie pozwala uważać Papy Buongiorno za tak „wielkiego przyjaciela Tradycji” jak Benedykt XVI i że dalej będzie on forsował wdrażanie soborowej katastrofy, aby dokończyć niszczycielskiego dzieła swych ostatnich kilku poprzedników. Reakcjonistów pragnących powrotu do Tradycji katolickiej zdołał dość prędko określić mianem „upartych” oraz „głupich i opieszałych w sercu” (eKai). A niedawno miał porównać do pelagian (news.fsspx.pl). Lecz nie o tym tu rzecz.

Wydana niedawno w języku polskim książka-wywiad kardynała Bergoglio z rabinem Skórką z 2009 roku (W niebie i na ziemi) w wyczerpujący sposób przedstawia postać tego, który później przybrał imię Franciszka. A że łaska buduje na naturze, jak głosi jedna z najbardziej podstawowych zasad teologii (katolickiej, soborowie wszystko zawdzięcza „duchowi”), jest rzeczą pewną, że Papa Buongiorno nie zmienił specjalnie swych poglądów ani osobowości. Z choćby pobieżnej (nie mam czasu wgłębiać się w tego typu rozważania) lektury żydomodernistycznego dialogu wyłania się na pierwszy plan to, że kard. Bergoglio jest człowiekiem czynu, a nie czczych spekulacji. Jest on raczej „misjonarzem”, jak x. Stehlin czy bp Fellay, nie zaś „matematykiem”, jak bp de Galarreta czy bp Tissier de Mallerais (bp Williamson nie mieści się bowiem w kategoriach przedstawionych w następującym tekście: Przegląd relacji z Rzymem). Postawił jednoznacznie na praktykę, czyli „spotkanie”, „dialog”, „kontakt”, „relacje” i „kroczenie razem”. A skoro tak, to wiara jest dla niego „spotkaniem z Jezusem Chrystusem”, a każde zbliżenie z bliźnim pomaga przejść nad teoretycznymi problemami dzielącymi ludzi, by ujrzeć to, co najważniejsze: „miłość”, „godność”, etc….

W takiej optyce żaden gest nie pozostaje bez swego głębokiego znaczenia. Otóż, pod koniec maja b.r. Papież Franciszek zaprosił bp Rifana, marnotrawnego syna bp de Castro Mayera, dowodzącego Administracją Apostolską św. Jana Marii Vianneya od końca 2002 roku (gdy jego poprzednik, bp Rangel już był sprzedał diecezję soborowiu niespełna rok wcześniej), aby ten koncelebrował z nim neomszę w Domu św. Marty.

 Papa Francesco y mons. Rifan1

Spotkanie było z pewnością miłe, Papież Franciszek jest taki sympatyczny. Wydarzenie to uspokoiło niektórych przyjaciół „nadzwyczajnej formy jednego rytu rzymskiego” (bez cudzysłowu grzechem byłoby pisanie takich farmazonów), którzy widzą w tym geście papieża gestów nadzieję, że Tradycja katolicka nie jest mu tak obojętna, jak zapowiadali najgorsi pesymiści.

Drugim zaś oczywistym znamieniem Papy Buongiorno jest zaskoczenie, zwłaszcza wyraźne od pierwszych chwil jego pontyfikatu. Niejednokrotnie okazał się on już być człowiekiem, który potrafi zaskoczyć (nawet x. Stehlin docenia tę cechę w swym artykule „Papież i papiestwo”). Dlatego właśnie uważam, że naprawdę możemy się spodziewać od tego rzeczywistego wroga prawdziwej wiary raczej „pozytywnej” niespodzianki niż negatywnej, doprowadzenia do zagojenia rany, jakiegoś konkretnego gestu w postaci normalizacji kanonicznej odpadłych od jedności Kościoła soborowego (której członkami nigdy nie byli) duchowych synów arcybiskupa Lefebvre’a. Najlepiej, gdyby strategia przeciągania sprawy, niejasnych komunikatów oficjalnych, fatalnej w skutkach polityki bp Fellaya osłabiającej Bractwo ad intra i ad extra, znalazła swe ostateczne sformalizowanie w certyfikacie pełnej komunii z papieżem w Rzymie.

Coś mi się wydaje, od samego wyboru kard. Bergoglio na Stolicę Piotrową, że pojednanie może jak najbardziej nastąpić nawet z tym Papieżem „gestów” i „zaskoczenia”, wobec którego ostrzegają najbardziej roztropni i nieufni. I wcale nie uważam się tu za proroka. Zbyt wielką stratą byłyby wszystkie wysiłki bp Fellaya, x. Schmidbergera, x. Pflugera, x. Nély, x. du Chalarda, x. Loransa, a także innych ku „koniecznemu pojednaniu”. W końcu, zbyt wielu ludziom zależy na tym, by skończyć raz na zawsze z ostatnim zorganizowanym bastionem Tradycji, z dziełem arcybiskupa Lefebvre’a. A skoro bp Fellay napisał do Benedykta XVI, jednocześnie szczerze zapewniając wszystkich publicznie o wierności Tradycji: „rzeczywiście mam zamiar kontynuować wszystkie moje starania podążając tą drogą [praktycznego porozumienia odkładając sprawy doktrynalne na bok], aby osiągnąć konieczne wyjaśnienia” (w liście z 17 VI 2012), można szczerze wątpić w to, czy porzucił swe zapędy. Napisał też z ubolewaniem, że „niestety, w obecnym kontekście Bractwa, nowa deklaracja nie przejdzie” (tamże). Cóż, niestety, wielką natomiast niewdzięcznością byłoby odrzucenie rzymskiej oferty w postaci już nie doktrynalnej „deklaracji”, ale zwykłej praktycznej „regularyzacji”. „Matematyczna” metoda Ratzingera się nie powiodła, może uda się „misyjna” Bergoglio.

Dochodzi do tego kwestia ewentualnych konsekracji. Z pewnością biskupi Bractwa myślą o swoich następcach. W swej decyzji bp Fellay musi na pewno uwzględniać opinię swych „nowych przyjaciół w Rzymie” (Cor unum z marca 2012), dlatego śmiem twierdzić, a jest to czysto osobista opinia, że to jeden z głównych powodów, dla których tak przyśpieszył w ubiegłym roku proces zbliżania się ze strony Bractwa w relacjach z Rzymem. Nadchodzi czas nowych konsekracji katolickich biskupów, a to z pewnością nie ucieszy modernistycznych władz Neokościoła. Dlatego warto się wreszcie pojednać, aby wspólnie decydować o przyszłości Tradycji.

Myślę, że można sobie pozwolić, w konkretnym temacie pojednania Tradycji z soborowym Rzymem, na przewidzenie następującego biegu wydarzeń (fotografie zapożyczam od znajomych zza Oceanu, Non possumus), który dla niektórych jest wciąż niespełnionym marzeniem, a dla innych prześladującym koszmarem (choć i innym może to być zupełnie obojętne):

 Papa Benedetto XVI e mons. Rifan

 Papa Benedetto y mons. Fellay

 Papa Francesco y mons. Rifan2

 Papa Francesco y mons. Fellay forse

 ¿?

Niesprawiedliwością byłoby jednak omawianie tematu relacji Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X z modernistycznym Rzymem, bez przytoczenia choć kilku słów czcigodnego Założyciela tegoż zgromadzenia:

„Niektórzy chcieliby zmienić to albo tamto, przyłączyć się mimo wszystko do Rzymu, do Papieża… Zrobilibyśmy to, oczywiście, gdyby byli w Tradycji, gdyby kontynuowali pracę wszystkich Papieży XIX i pierwszej połowy XX wieku. Ale oni sami przyznają, że wybrali nową drogę, że Vaticanum II rozpoczął nową erę i że Kościoła dotknął nowy etap. Uważam, że powinniśmy to wpoić naszym wiernym w taki sposób, żeby odczuwali solidarność z całą historią Kościoła. Albowiem w końcu to wszystko sięga wstecz nawet przed Rewolucję: jest to walka Szatana przeciwko Państwu Bożemu. Jak to się więc zakończy? To tajemnica Boga, tajemnica. Ale nie trzeba się martwić, należy pokładać ufność w łasce Dobrego Boga. Jasne jest jednak, że musimy walczyć z ideami obecnie modnymi w Rzymie, które Papież wyraża, podobnie jak Ratzinger, Casaroli, Willebrands i tak wielu innych. Walczymy z nimi, dlatego że nie robią niczego innego, jak powtarzanie tego, co jest sprzeczne z tym, co papieże mówili i uroczyście ogłaszali przez półtora wieku. Trzeba więc dokonać wyboru.” (data nieznana)

Wątpię jednak, by bp Fellay był w stanie dokonać właściwego wyboru, dlatego pojednanie nawet z obecnym Papieżem uważam za możliwe.

Pelagius Asturiensis

2 comments on “Pojednanie z Papa Buongiorno? Niemożliwe?

  1. antoninuspius pisze:

    Bractwo nie jest w żadnym wypadku ostatnim zorganizowanym bastionem Tradycji-mamy w Meksyku Trydenckie Bractwo Kapłańskie, w Stanach Zjednoczonych Kongregację Maryi Niepokalanej, Bractwo św Piusa V, seminarium i kaplice administrowane przez biskupów Dolana i Sanborna, do tego we Włoszech Instytut Matki Bożej Dobrej Rady-każda z tych grup funkcjonuje do tej pory sprawnie ponieważ odcina się pod każdym względem od prekursorów Antychrysta-jeżeli zaś tych gości raz nazywamy Antychrystami a raz zwracamy się do nich per Ojcze Święty jak to nieraz robił Arcybiskup Lefebvre to mamy taką diaboliczną groteskę której kres położy dopiero restauracja prawdziwego papiestwa i konsekracja imienna schizmatyckiej Rosji. BONUM EX INTEGRA CAUSA MALUM EX QUOLIBET DEFECTU!

    • Szanowny Panie,

      Zaiste istnieje zorganizowane duchowieństwo tradycyjne poza FSSPX. Niestety i tam nie ma zawsze jedności w pewnych kwestiach, a to dlatego, że zły mąci i posługuje się różnymi ludźmi. Powtarzam, niestety.

      Oby nadszedł Papież, który jednym dekretem unieważni cały soborowy Kościół i wszystko, co jego dotyczy.

      In Christo Rege,
      Pelagiusz z Asturii

Zostaw komentarz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s